©Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)
Krzyknąłem:
- Tak jest,
i rzuciłem się
na ziemię, nie tracąc bomby z oczu. Piotrek powiedział:
- Proszę pana, proszę pana, mnie nie
wolno padać w tym ubraniu,
a Jacek,
trzymając w ręku drewniany tramwaj, zaczął przedzierać się w kierunku lampy
mówiąc:
- Ja muszę zobaczyć bombę.
Traf chciał, że
pan Kowal który na komendę pana Żurmana dał nurka pod pryczę był na jego
kursie. Jacek potknął się o nogi pana Kowala i wypuścił z ręki drewniany
tramwaj. Tramwaj zakreślił parabolę i wylądował zderzakiem na dolnej części
pleców pani Smolińskiej. Pani Smolińska odrzuciła koc, podniosła się i
powiedziała:
- Jestem ranna. Trafił mnie odłamek.
Pan Żurman
krzyknął:
- Sanitariusze. Rannych na punkt
opatrunkowy.
Powiedziałem:
- Proszę pana, tu nie ma
sanitariuszy.
Pan Kowal wstał
spod pryczy i otrzepując się z kurzu powiedział zimno:
- Panie Żurman, tu nie tylko nie ma
sanitariuszy ale tu nie ma bomby. Coś panu na rozum padło.
Pani Smolińska
masując obolałe miejsce, ze wzrokiem utkwionym w pana Żurmana powiedziała:
- Pełno tu dywersantów którzy tylko
czekają żeby człowieka ugodzić w plecy,
a po namyśle
dodała:
- Niektórych łatwo można rozpoznać
bo wszczynają panikę.
Od tej pory
ceniliśmy karbidówki wyżej niż oświetlenie elektryczne.
Następnego dnia zbudowaliśmy
antyszczurzą barykadę. Kadłub Jacka tramwaju stanowił jej główną część, kawałki
podwozia i koła blokowały resztę rury. Szczur doszedł do barykady, wspiął się
na nią i trafił na sufit piwnicy. Nie spiesząc się zawrócił i zniknął w otworze
z którego się wynurzył. Odnieśliśmy zwycięstwo.
Rano zobaczyliśmy że barykada została
zniszczona. Szczur powrócił w nocy i przegryzł się przez bok tramwaju,
poszerzając otwór okienny.
Na Mokotowie powstanie skończyło się
wcześniej niż w Śródmieściu, które jeszcze się trzymało. Niemcy przyszli
wieczorem, powiedzieli, że oni wiedzą że tu siedzą powstańcy i żeby powstańcy
natychniast się poddali. Nikt się nie zgłosił. Niemcy zakazali wychodzić z
piwnicy i całą noc siedzieliśmy zamknięci. Rano wyprowadzili nas na Madalińskiego.
Po przeciwnej stronie ulicy stały zarekwirowane przez Niemców wozy konne pełne
zrabowanych rzeczy.
Prowadzili nas ulicą Madalińskiego w
stronę Alei Niepodległości. Ulica płonęła, z okien domów buchały płomienie.
Przez chwilę wydawało mi się że któreś z dzieci uderza w klawisze dziecinnych
cymbałków. To szyby wypadające z płonących ram okiennych uderzały o bruk. W
pewnym momencie mama obejrzała się do tyłu i powiedziała że nasz dom też już się
pali.
W hali fabrycznej Polskich Zakładów
Lotniczych na Okęciu powiedzieli nam przez megafony, że nic nam się nie stanie.
Potem powiedzieli że mamy oddać wszystkie kosztowności, zegarki i pieniądze dla
wzmocnienia wysiłku wojennego Rzeszy Niemieckiej. Kto nie odda zostanie
ukarany. Tak straciliśmy Mamy zegarek. Noc spędziliśmy na betonowej podłodze
hali. Bylem wystraszony i głodny.
Do Warszawy wróciliśmy w kwietniu
1945 roku. Frontowa część naszego domu była wypalona, ale nasze mieszkanie ocalało.
Mieliśmy dużo miejsca do zabawy, bo połowa okolicznych zabudowań była wypalona
lub częściowo zburzona. Zabawek nie brakowało, począwszy od wypalonego
samochodu pancernego na Wiśniowej aż do niewypałów pocisków moździeżowych, różnego
rodzaju prochu i nabojów.
Ekshumacja była bardzo blisko płotu
gdzie pierwszego dnia powstania widziałem wysokiego, eleganckiego pana. Dwóch
robotników odkopywało ciało a pani z opaską Polskiego Czerwonego Krzyża miała
jakieś papiery. W pobliżu czekała furmanka aby przewieźć ciało na cmentarz.
Pani z PCK mówiła
- Panowie, przede wszystkim
dokumenty. Mamy tyle nazwisk o które rodziny wciąż pytają. Proszę ostrożnie.
Wydawało mi się że pani z PCK nie będzie
zainteresowana tym, co można znaleźć w schronie przeciwlotniczym który Niemcy
wybudowali koło naszego domu. Schron, wkopany w ziemię, tak że z zewnątrz widać
było tylko lekkie wzniesienie, był miejscem gdzie się często bawiliśmy. Schron
miał dwa wejścia, i był tak niski że nie można było się wyprostować. Kiedy mama
przywiozła nas do Warszawy w Kwietniu 1945 roku, wejścia były zasypane ziemią.
Odkopanie wejść zajęło nam ze dwa miesiące,
głównie dlatego że początkowo byliśmy z bratem jedynymi dziećmi w domu. Potem
wrócił Bulek a także Jacek i Piotrek Patyccy. Wnętrze schronu śmierdziało, było
wilgotno i brudno. Kiedy znaleźliśmy tam ludzką czaszkę przez tydzień nie
wchodziliśmy do schronu. Była to jednak tak znakomita kryjówka, że zaczęliśmy
schronu używać bawiąc się w chowanego, a potem przenieśliśmy czaszkę w ślepy
koniec schronu, żeby nam nie przeszkadzała. Zaraz potem znaleźliśmy drugą
czaszkę i przenieśliśmy ją w to samo miejsce. Koło czaszek nie wolno się było
chować. Czaszkę w której było mniej zębów nazywaliśmy niemiecką, a tą drugą -
czaszką Polaka.
Chodziłem do szkoły na Narbutta. Miałem
męczące sny; najgorszy był sen w którym śniło mi się że goniony przez SSmanów
uciekam dachami domów. Najczęściej spadałem, choć zdarzało się że byłem
schwytany. W szkole byłem faworytem naszej wychowawczyni pani Siwczyńskiej.
Pomogło mi to, kiedy eksperymentując z prochem artyleryjskim podpaliłem moją ławkę
podczas lekcji polskiego. Woźny szkolny pan Grzelak ugasił pożar kilkoma
wiadrami wody. Przy okazji całe wiadro wody dostało się mnie. Co gorsza cały
mój podręczny arsenał został skonfiskowany. Szczególnie bolesna była strata
dwóch rakiet i dużego naboju śrutowego do dubeltówki. Mokry i nieszczęśliwy
trafiłem do gabinetu Dyrektora, gdzie w obecności pani Siwczyńskiej Dyrektor
powiedział mi, że dla bandytów nie ma miejsca w jego szkole i że jestem
wyrzucony. Pani Siwczyńska powiedziała żebym wyszedł i zaczekał w
sekretariacie. Przez niedomknięte drzwi słyszałem jak Dyrektor wrzasnął kiedy
mówiła że mojego ojca zamordowali w Katyniu bolszewicy.
- Proszę pani. Za takie gadanie się
siedzi. Ja tego nie słyszałem.
- Panie Dyrektorze, dziecko jest wygłodzone,
zaniedbane. Bóg wie jakie szramy zostały po powstaniu. Nim trzeba sie zająć, a
nie wyrzucać.
Nie uważałem siebie za zaniedbanego.
Wygłodzony też nie byłem; kilka razy w czasie wojny widziałem kiełbasę, a co
najmniej dwa razy ją jadłem. Poza tym byłem bogaczem - trzy dni wcześniej
znalazłem w gruzach zdekompletowane parabellum. To było warte co najmniej sto
kulek, albo dwa granaty.
Matka Jacka i Piotrka, pani Patycka była
kierownikiem literackim teatru Syrena, znała wielu aktorów, i później dzięki
niej bywałem za kulisami Syreny. Moja pierwsza wizyta w teatrze odbyła się także
dzięki jej protekcji. Dawano Dziadka do Orzechów. Bylem olśniony. Nigdy
przedtem nie widziałem takiego bogactwa kolorów, ruchu i głosu. Był to
specjalny spektakl dla małych dzieci i aktorzy podtrzymywali konakt z widownią,
zadając pytania a często prosząc dzieci o radę. Kiedy na scenie pojawił się
Król Szczurów, jeden z aktorów zapytał dzieci:
- Lubicie go?
Odpowiedzią było
chóralne "nieeee". Nieoczekiwanie, nawet dla mnie samego, ja wołałem
"tak". Kiedy cała widownia już ucichła, ja stałem i krzyczałem "tak, lubię króla
szczurów". Nie wiem czego spodziewał się aktor zapraszając mnie na scenę i
pytając dlaczego. Powtarzałem z płaczem:
- Szczur był najdzielniejszy. Był
dzielniejszy niż powstańcy.
I wtedy przypomniałem sobie co
zdarzyło się w czasie powstania. SS-mani przyszli któregoś popołudnia. Byłem
blisko wejścia kiedy wpadli do piwnicy. Najpierw był przerażający krzyk:
- Hande Hoch !
Dwie czarne
sylwetki na tle jasnego otworu wyjœciowego obwieszone były bronią. Jeden z nich
krzycząc - Weg - ulokował się w kącie piwnicy wypchnąwszy stamtąd pana Gruszę
i wodził dookoła lufą rozpylacza. Drugi,
wyjąc - Schnell - kierował pana Gruszę i innego, niskiego pana, którego nie znałem,
w górę schodów, kopiąc ich i popychając. Wiedziałem że któryś z SS-manów zaraz
mnie zabije. Nie próbowałem uciekać, krzyczałem tylko z całych sił. Pan Grusza
i niski pan byli już u wyjścia z piwnicy, SS-man z rozpylaczem wyszedłszy z kąta
piwnicy cofał się w stronę schodów. Pani Pojawska powiedziała do mojej matki:
- Proszę pani niech pani uspokoi
dziecko bo nas tu wszystkich zastrzelą.
SS-man, który
był już u podnóża schodów odwrócił się w jej stronę, lufa rozpylacza zataczając
łuk w pewnym momencie patrzała wprost na mnie. Mój krzyk przeszedł w wycie,
nikt się nie poruszał. SS-man wyszedł. Usłyszałem dwie serie strzałów. W
piwnicy była cisza. Potem pani Gruszowa zaczęła krzyczeć:
- Ludzie! Oddajcie mi męża.
Trupy leżały kilka dni na podwórku,
przy wejściu do piwnicy. Potem usłyszałem że
Niemcy pozwolili ich pochować i kilku mężczyzn wykopało grób na
podwórkowym trawniku. Pan Kowal wracając z podwórka powiedział:
- Jak się to powstanie szybko nie
skończy, to nas wszystkich rozwalą.
*
* *
Szczęściem dla niefortunnego aktora
Pani Patycka była za kulisami. Kiedy rozszlochawszy się na dobre, tupiąc
powtarzałem że szczur jest dzielny, aktor nie wiedział jak się mnie pozbyć ze
sceny. Pani Patycka poprostu wyszła zza kulis i powiedziawszy - chodź - zabrała
mnie do domu. Mama powiedziała żebym wziął sobie coś do zjedzenia i poszedł spać.
Zasnąłem szybko, ale po jakimś czasie obudziła mnie rozmowa. Mama rozprawiała
się właśnie z panem Kowalem:
- Panie Kowal, pan jest pijany, a ja
pijanych nie znoszę. Niech pan idzie do domu.
- Proszę pani, wróciłem do domu, a
tu żony nie ma. Odrazu się domyśliłem że jest u pani. A wogóle to wypiłem sobie
bo spotkałem pana Kowalskiego. Pamięta pani, był w sąsiedniej piwnicy w czasie
powstania. I wie pani co ? Jaki ten świat jest głupi. Teraz te skurwysyny
komuniści mówią to co ja i pani cały czas mówiliśmy - całe to powstanie to była
jedna wielka głupota.
Tej nocy śniło mi się powstanie.
Król szczurów w purpurowym płaszczu siedział na tronie pośrodku naszej piwnicy.
Po lewej stronie Króla siedział pan Grusza, a po prawej niski pan, którego
nazwiska nie znałem. Herold stojąc z prawej strony tronu czytał z wielkiego
pergaminu:
- Czyni się wszem i wobec wiadomym, że
wszystkie głupoty są unieważnione.
Wśród tłumu rozpoznałem Mamę i pana
Kowala z żoną. Z tyłu tłumu widziałem grupy ludzi w czerwonych koszulach.
Przesunąłem się w stronę pana Kowala i zapytałem:
- Proszę pana, a co z SS-manami ?
Pan Kowal
krzyknął, przerywając heroldowi:
- Właśnie, a co z SS-manami ?
Król Szczurów
powiedział poważnie:
- SS-mani to źli ludzie.
Zapytałem:
- Czy znowu będzie powstanie?. Ja już
byłem w jednym. Ja nie chcę drugiego powstania.
- W Polsce dzieje się źle, ale
drugiego powstania nie będzie - odpowiedział Król Szczurów.
Mama powiedziała:
- Królu Szczurów, gdzież jest Wielki
Porządek Rzeczy ? Gdzież sprawiedliwość
?
Król Szczurów
odpowiedział:
- Trudno mówić o porządku wśród
gruzów i trupów. Co czwarty mieszkaniec tych ziem poległ. Rządzą barbarzyńcy.
Tu Król
Szczurów wskazał na mnie:
- Może on doczeka i zobaczy Wielki
Porządek Rzeczy o ktorym mówicie.
Zasnąłem głęboko. To był mój ostatni
sen o powstaniu. Miasto zmieniało się. Spalona część naszego domu została
odbudowana, schron lotniczy został rozebrany. Rosłem szybko. Zainteresowałem się
książkami i sportem. Z Jackiem i Bulkiem założyliśmy klub piłkarski i grałem na
prawym ataku. Sprawy miały się dobrze. Nie uświadamiałem sobie jeszcze, że
coraz więcej przybywa portretów ponurego generalissimusa z wąsami.
KONIEC
Numerem 101 Festynu Opowiadań rozpocząłem jego drugie wydanie - pierwsze wydanie Festynu uzyskało w ciągu niecałych dwóch lat ponad 26 tysięcy otwarć. Numery 99 i 100 nie ukażą się.
Za tydzień następny odcinek Festynu Opowiadań.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
Za tydzień następny odcinek Festynu Opowiadań.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz