- Mów co ci powiedział
dziadek.
Milczałem. Dłoń nieznajomego
boleśnie uciskała moje prawe ramię. Podniosłem wzrok do góry, na profil twarzy
nieznajomego:
- On nie ma ucha –
pomyślałem – coś obcięło mu ucho.
- Posłuchaj – nieznajomy drugą
ręką obrócił mnie twarzą do jego twarzy - najpierw zabiję twojego ojca. Potem
za dwa dni, jeżeli nie powiesz mi wszystkiego co powiedział ci dziadek przyjdę
tu w Otwocku do waszego domu i zabiję twoją matkę. A potem ciebie.
- Powiem wszystko – drżałem,
było mi zimno - to nie jest prawdziwy dziadek, tylko stryjeczny dziadek Leon. On
opowiadał mi bardzo dużo o matematyce, a potem nauczył mnie zagadki o dwóch
klepsydrach.
- O jakich klepsydrach? Mów.
- Są dwie klepsydry, jedna
mierzy jedenaście minut, a druga siedem. Jak odmierzyć na nich czas piętnaście
minut? Dziadek mówił, że u siebie w Londynie to ma dużo książek z takimi
zagadkami. Jedną przywiezie mi tu do Otwocka, tylko że ona jest po angielsku.
Obudziłem się. Przy łóżku
siedział dziadek Leon.
- Gdzie jestem? Gdzie jest
on? Ten bez ucha?
Dziadek przyglądał mi się
zmęczonymi oczyma:
- Źle spałeś. Krzyczałeś w
nocy.
- To nie był sen. On mówił,
że zabije tatę i potem mamę.
- To ci się śniło – dziadek
nachylił się nade mną – to był zły sen. Bardzo zły. Czy widziałeś jego cień?
- Nie. Było ciemno.
- Jakby było jasno to też byś
cienia nie zobaczył. Mary senne nie mają cienia. To był tylko sen.
Sen – a więc to był sen. Czy
to możliwe? Wydawało mi się, że wciąż czuję zaciśniętą na moim ramieniu dłoń
tego bez ucha.
Dziadek Leon, wciąż
nachylony nad łóżkiem powtórzył:
- To był tylko sen. Kiedy
miałem tak jak ty dziesięć lat, to złe sny gnębiły mnie przez cały rok.
To było moje ostatnie
spotkanie z dziadkiem Leonem, bo tego samego dnia wyjechał – odprowadziłem go
aż do dworca kolejowego, a w rok później, w roku tysiąc dziewięćset
sześćdziesiąt trzecim zmarł przedwcześnie, pamiętam, że wiadomość o jego
śmierci w Londynie otrzymaliśmy tego samego dnia, kiedy ze stacji kolejki
wąskotorowej Otwock odjeżdżał ostatni pociąg do Karczewa i wsiadający do
wagonów ludzie zastanawiali się co teraz, po skasowaniu kolejki stanie się z budynkiem
dworca na Wawerskiej.
Nie mogę powiedzieć, żebym o dziadku Leonie tak zupełnie zapomniał, bo przez dziesiątki lat pałętała mi się, a i dzisiaj wciąż mi się pałęta po głowie owa dziadkowa zagadka z klepsydrami. Kiedykolwiek mi się to zdarza, na krótką chwilę przypominam sobie o dziadku i o człowieku bez ucha, poczem zabieram się za mniej lub więcej ważne, niedotyczące dziadka, sprawy codzienne, I tak było do chwili, kiedy po latach, podczas rodzinnej uroczystości wspomniałem o klepsydrowej zagadce dziadka Leona, a mój stryjeczny brat Stasio zamyślił się i po chwili odstawiając kieliszek z Wyborową powiedział:
- Było w życiu dziadka Leona
kilka niewiadomych. Dokładnie cztery.
- Na przykład? – Zapytałem.
- A czy wiesz co to był Nowy
Kurier Warszawski?
Nie odpowiedziałem Stasiowi
nic, choć wiedziałem, że Nowy Kurier Warszawski, zwany pogardliwie gadzinówką, był
wydawaną przez Niemców w czasie okupacji gazetą polskojęzyczną.
Miałem powód, aby nic nie mówić. Ze Stasiem trzeba było uważać, bo zawsze chorobliwie aktywny, lubował się w tajemnicach, spiskach, urojonych i nieurojonych konspiracjach, faktach niewyjaśnionych.
- Weź na przykład ten nasz otwocki
pojedynek o rękę pięknej panny Kazi – powiedział mi kiedyś – powiedzieli, że
był na Poniatowskiego, postawili tam krzyż, a przecież to nieprawda, żadnego
pojedynku nie było.
Stasio brylował na Facebooku,
a jeśli w czasie spotkań towarzyskich udawało mu się znaleźć naiwnego rozmówcę znieczulał
go zdaniami wielokrotnie złożonymi, niedomówieniami, zamilczeniami i
podkreśleniami, poczem oplątywał go słownymi odpowiednikami wykrzykników i
znaków zapytania. Wszystko po to, żeby na koniec ujawnić się jako prezes
Stowarzyszenia Odzyskiwania Prawdy i zobowiązać rozmówcę do wstąpienia do
Stowarzyszenia.
W tydzień po wspomnianej już
uroczystości stanąłem w obliczu poważnego kryzysu rodzinnego spowodowanego oblaniem
egzaminu na prawo jazdy przez moją młodszą a bardzo nowoczesną córkę Weronikę. Wieczorem
po egzaminie, kiedy w drodze do skrzynki pocztowej natrafiłem na spuchniętą od
płaczu, zaczerwienioną na twarzy Weronikę udzieliłem jej kilku przemyślanych i
na pewno skutecznych rad ojcowskich. Kończąc mój instruktaż zaproponowałem zamiast
Otwocka Łomżę jako miejsce kolejnego egzaminu, mówiąc, że słyszałem, że tam się
najłatwiej zdaje. Kiedy spojrzałem pytająco na Weronikę moja kochana córeczka odpowiedziała
jednym słowem:
- Spadaj - i wybiegła do
swojego pokoju.
- Jakże ulotna, jakże
nietrwała jest w dzisiejszych czasach godność ojcowska i jakżeż groźne mogą być
tego konsekwencje dla całej rodziny – myślałem otwierając skrzynkę pocztową.
W skrzynce znalazłem kopertę zaadresowaną eleganckim pismem Stasia. Kiedy ją otworzyłem wypadły z niej cztery pożółkłe wycinki z gazety i czterozdaniowa notka: „Rodzinna tajemnica, dla ciebie do rozwikłania!!! Coś sprzed siedemdziesięciu lat!!! Coś co zdarzyło się tu, w Otwocku!!! JAKA JEST PRAWDA???”
- No tak. Tego powinienem
się spodziewać – to jest cały Stasio – tym razem ze swoją swoistą interpunkcją –
pomyślałem oglądając notkę.
Na pożółkłych wycinkach nieznana
ręka umieściła wpisane kopiowym ołówkiem daty – 2 lipiec 1944, 9 lipiec 1944, 16
lipiec 1944, 23 lipiec 1944 i tytuł gazety: Nowy Kurier Warszawski. Każdy z
wycinków zatytułowany był „Otwockie zagadki matematyczne”, a pod tytułem
widniało nazwisko dziadka Leona jako autora.
W obliczu kryzysu rodzinnego nie chciałem zajmować się materiałami Stasia. Zostawiłem jeden z nich na biurku – może jednak zerknę na niego - a pozostałe schowałem do szuflady i zająłem się planowaniem reakcji ojca na brutalny atak córki. Dziadek Leon musi zaczekać, najpierw Weronika. Jak mam zadziałać?
Właśnie zastanawiałem się
czy, tak jak postępowałem z jej starszą siostrą Elizą, powinienem wybrać
dostojne milczenie, kiedy zadzwonił Stasio:
- Dostałeś wycinki no i co?
Nie wiesz co powiedzieć? Nie wiesz po co ten szyfr? Bo to szyfr.
Zimno poinformowałem Stasia,
że prawo jazdy Weroniki jest ważniejsze od domniemanych szyfrów.
- Jakie prawo jazdy?
- To co właśnie oblała.
Wyjaśniłem, że jest niegrzeczna i że z nią nie rozmawiam.
- Chyba nie zdajesz sobie
sprawy z tego, że ludzki umysł jest w pewnym stopniu
samodzielnym bytem – powiedział Stasio – a więc umysł Weroniki może mieć wszyte,
wewnętrzne, ukryte metody działania, które Weronika nie zawsze kontroluje.
Oczywiście to samo dotyczy Twojej starszej córki Elizy. A tak przy okazji – od
kilku lat obserwuję samodzielność twojego umysłu i powiem wprost to co należy
powiedzieć – jest z nią gorzej niż było.
- A twój samodzielny byt
przypomina mi szarożółty budyń bezglutenowy o smaku karmy dla kojota – wyłączając
komórkę odpowiedziałem Stasiowi w myśli. I pomyślałem, że jest to mój, nie
pierwszy i nie ostatni kryzys w procesie wychowawczym obu córek.
Rodzinne milczenie potrwało
pięć dni, myślałem wprawdzie o tygodniu, ale załamałem się, kiedy Weronika
przyszła do mnie z tym pozostawionym na biurku wycinkiem z Nowego Kuriera w
ręku pytając, gdzie są trzy pozostałe. Na mój milczący znak zapytania
powiedziała, że zadzwonił do niej stryj Stasio i że za jego namową podjęła się
próby odkodowania szyfru. Jej dziewczęca buzia promieniowała szczerością i tak
wyraźną chęcią kontaktu ze swoim rodzicielem, że nie potrafiłem zachować
milczenia.
- Nie wierzę w szyfry o
których rozpowiada stryj Stasio – powiedziałem – natomiast nie wiadomo po co na
półtora miesiąca przed powstaniem dziadek Leon pisał w niemieckiej gazecie o
zagadkach matematycznych. Spróbuj dowiedzieć się, dlaczego.
Opowiedziałem Weronice, że dziadek działał w otwockim AK i że wybrał sobie pseudonim Mściciel. Tego, że dziadek był lepiej znany jako Siekacz nie powiedziałem; przezwisko wzięło się stąd, że od dzieciństwa dziadek Leon miał wadę uzębienia – dwie górne jedynki sterczały mu na zewnątrz ust jak u królika; planowaną operację dentystyczną uniemożliwił wybuch wojny. Natomiast powiedziałem, że w trakcie wojny na zalecenie Armii Krajowej pracował w dziale finansów Zarządu Miejskiego Otwocka.
Weronika powiedziała mi, co przekazał jej stryj Stasio:
- Stryj Stasio powiedział,
że początek okupacji dziadek Leon przypłacił załamaniem nerwowym. Wtedy to jeden
z otwockich lekarzy poradził mu znalezienie sobie jakiegoś hobby – mógłby zbierać
znaczki pocztowe, czy też pudełka od zapałek; lekarz odradzał mu bilard – jest
przy tym zbyt wiele emocji, dymu papierosowego i piwa.
- To prawda – powiedziałem –
tak się złożyło, że jeden z nauczycieli otwockiego gimnazjum podarował mu
kilkanaście książek popularyzujących matematykę i wkrótce dziadek zanudzał podległego
mu księgowego najprzeróżniejszymi sztuczkami liczbowymi.
- A co z tą wsypą Armii
Krajowej? – Zapytała Weronika.
- Miała miejsce w maju roku
tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego – upamiętnia ją ten pomnik na
Słonecznej. Po wsypie dziadek Leon musiał się ukrywać. Był u znajomych w
Karczewie; wrócił do Otwocka dopiero w końcu czerwca, kiedy sprawa już ucichła.
- I zaraz potem w Nowym
Kurierze Warszawskim zaczęły ukazywać się zagadki matematyczne dziadka Leona –
powiedziała Weronika podając mi wycinek - takie jak te.
Czytałem:
„Ile to będzie:
11 + (245 + 1 – 14) ⁕ 159 – 1 + (12 ⁕ 9
+ 92) :(26 – 1) + (3 – 10 + 9) ⁕ 23 =?
Odpowiedź znajdzie czytelnik w
następnym odcinku zagadek matematycznych”
- Przecież to banalne
rachunki – powiedziałem – tyle że w jego czasach liczyło się inaczej.
- Na liczydle?
- Albo ręcznie? Kalkulatorów
wtedy chyba jeszcze nie było.
Melodią otwockiego kuranta odezwała
się moja komórka. Dzwonił Stasio:
- Czy Weronika powiedziała
Ci o człowieku bez ucha?
- Człowiek bez ucha? –
powiedziałem. Stanęła mi przed oczyma scena z mojego snu. Czyżby to nie był
sen?
- Człowiek bez ucha –
powtórzyła Weronika - przychodził do stryja taki bez ucha, mówił, że ucięli mu
je na Syberii, że był delegatem rządu.
- Człowiek bez ucha –
powtórzył Stasio – zajmij się człowiekiem bez ucha, a szyfr zostaw Weronice.
Mimo mojej niechęci do rad
Stasia uznałem, że muszę się człowiekiem bez ucha zająć.
Przez następne kilka dni poszukiwałem
człowieka bez ucha. Przeszukałem internet - o Otwocku było tam sporo, dowiedziałem
się, że w Otwocku kurował się sam Józef Piłsudski, a Reymont właśnie tu napisał
Chłopów. Przepytałem o okupacyjne czasy dziadka kilkunastu zacnych obywateli
Otwocka, wdarłem się do gabinetu dyrektora otwockiej biblioteki z pytaniem o
człowieka bez ucha, odwiedziłem dział pamiętnikarski Biblioteki Narodowej.
Wszystko na próżno.
Kiedy po wizycie u znanego specjalisty od historii Mazowsza wróciłem do domu zastałem obie moje córki w stanie podniecenia:
- Kanalizacji? Kanalizacja? Co
to może być? – Zastanawiała się Eliza.
- Ścieki. Powinniśmy
doprowadzić do całkowitego skanalizowania Otwocka – powiedziałem.
- Jest jeszcze jedna litera więcej
– „w” – powiedziała Weronika.
- To jedna z ostatnich liter
alfabetu łacińskiego – powiedziałem.
- Dokładnie to dwudziesta
trzecia – powiedziała Eliza – a te liczby co są większe od dwudziestu sześciu
trzeba wyrzucić.
- No i co? – Nie miałem
pojęcia o co im chodzi.
- Jedynka to a, dwójka to b
i tak dalej. I wyszło „kanalizacji”, i jeszcze na końcu samotna litera w[1].
Wreszcie zrozumiałem:
- Zobaczmy pozostałe wycinki – powiedziałem –
choć pewnie to czysty przypadek.
Kiedy Eliza dyktowała
Weronice kolejne litery zadzwonił Stasio:
- Co z człowiekiem bez ucha?
- Nie zawracaj mi głowy
człowiekiem bez ucha – wrzasnąłem.
Właśnie wtedy Weronika
powiedziała:
- Coś w tym jest. Mam nowe słowa:
„Pod ratusza”. Czyli mamy: „Kanalizacji w pod ratusza”.
- Co ona mówi – domagał się
w telefonie Stasio – coś o kanalizacji w ratuszu?
Wyłączyłem komórkę. Nie potrzebowałem
wścibskiego Stasia.
Właśnie odcyfrowaliśmy
pozostałe odcinki i złożyliśmy kompletną wiadomość: „Szukaj w ogrodzie pod
rurami kanalizacji ratusza” kiedy wpadł Stasio:
- Tuż przed powstaniem w
ratuszu były roboty kanalizacyjne. Pamiętam wykopy w ogrodzie.
Przekonanie władz zajęło
trzy miesiące. Kiedy wreszcie odkryto zakopany głęboko pod systemem kanalizacji
wycinek czterocalowej rury wypełniony złotymi monetami znaleziono także w
opakowaniu z woskowanej zgrzebnej tkaniny notatkę dziadka Leona:
Tuż przed wsypą zrzutek z Londynu przywiózł znaczną sumę pieniędzy –
dolarów dla konspiracji. Otrzymałem ją jako skarbnik Okręgu Armii Krajowej.
Razem z poprzednimi wpłatami zamienionymi na złoto stanowiło to prawie sto
pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Kilka dni później Gestapo aresztowało moich
dowódców. Musiałem decydować sam, było niebezpiecznie – Sowieci zbliżali się do
Warszawy. Na szczęście jako szef wydziału finansowego miasta Otwocka miałem w sprawach
pieniężnych doświadczenie.
Przede wszystkim zamieniłem (z pewną niewielką stratą) przywiezioną sumę na
złoto – złote monety – carskie imperiały i złote dwudziestodolarówki. I teraz
musiałem zdecydować, co z taką sumą zrobić. Sowieci byli coraz bliżej. Z
wiadomości nadchodzących ze wschodu wynikało, że Sowieci traktują i będą
traktowali Polskę jako teren okupowany. Nie wiedziałem jak długo takie lata
niewoli mogą trwać – musiałem myśleć w kategoriach dziesięciu, dwudziestu a
pewnie i więcej lat, a więc bez jakiejkolwiek gwarancji, że ktoś, komu
powierzyłbym tajemnicę skarbu, dożyje niepodległej Polski. Problem był
niebanalny - musiałem znaleźć sposób na przekazanie wiadomości tym Polakom z następnych
pokoleń, o których mogłem przypuścić, że będą patriotami. Wybrałem historyków –
ludzi badającym stare dokumenty – bo te ostatnie okupacyjne numery gadzinowej
gazety, w których zamieszczę szyfr zdradzający miejsce ukrycia skarbu będą po
latach dokumentami objaśniającymi co działo się wtedy w Polsce. Dlatego kiedy
już wiedziałem, gdzie ukryję złoto, ułożyłem prymitywny szyfr i przekonałem
jednego z redaktorów gadzinówki do opublikowania go w postaci czterech zagadek
arytmetycznych.
Do ukrycia złota wykorzystam ostatnią fazę robót kanalizacyjnych w ratuszu.
Kiedy skończę tę notkę umieszczę około pięćdziesięciu kilo monet – bo tyle wynosi
cały skarb - w odrzuconym przez robotników wycinku rury kanalizacyjnej i zakopię
znacznie poniżej odkrytych jeszcze, ale już zainstalowanych rur ściekowych. Pomoże
mi w tym nocny stróż ratusza – były sierżant Legionów Piłsudskiego Ignacy
Nowak. Do skarbu dołącza on swój krzyż Virtuti Militari otrzymany za wojnę
bolszewicką.
Mam nadzieję, że skarb nie wpadnie w ręce Sowietów – są już bardzo blisko -
czy też ich kolaborantów. Na dzisiaj jedyne co mogę zrobić to ten skarb ukryć.
Do skarbu dołączam tę notkę.
Uroczystości z okazji
odkrycia skarbu przerwały na krótką chwilę spory najprzeróżniejszych urzędów –
otwockich, wojewódzkich i centralnych o to kto jest właścicielem skarbu. Dla
nas ważniejsze było coś innego – w czasie uroczystości odsłonięto w gmachu
Ratusza pamiątkową tablicę upamiętniającą dziadka Leona i Ignacego Nowaka.
W dzień przed odsłonięciem
tablicy wyjaśniła się sprawa człowieka bez ucha. Stasio ze swoim
niepowtarzalnym poczuciem rzeczywistości odświeżył tę wymyśloną przez naszą
nianię postać; człowieka bez ucha niania używała do straszenia i Stasia i mnie.
A wymyślony przez Stasia delegat z Londynu – to dla Stasia brzmiało prawie że
prawdziwie, no, bardzo niedaleko od prawdy. Długo mnie o tym przekonywał a na
koniec powiedział:
- A teraz o tej zagadce z
klepsydrami – jak to się robi?
--------------------------------------------------------------------------
[1] 11 + (245 + 1 – 14) ⁕ 159
– 1 + (12 ⁕ 9 + 92) :(26 – 1) + (3 – 10 + 9) ⁕ 23 czyli „kanalizacjaw”
Za tydzień następny odcinek Festynu Opowiadań.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
KONIEC
Numerem 101 Festynu Opowiadań rozpocząłem jego drugie wydanie - pierwsze wydanie Festynu uzyskało w ciągu niecałych dwóch lat ponad 26 tysięcy otwarć. Numery 99 i 100 nie ukażą się.
Za tydzień następny odcinek Festynu Opowiadań.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .
Karczew i Otwock, w pierwszym się wychowałem, w drugim urodziłem, wątek wsypy nie jest mi zupełnie znany... dziękuję za te kilka interesujących słów tego opowiadania :)
OdpowiedzUsuń