Pierwszy[1] po
zamarzniętym śniegu, obok tablicy z napisem БЕЗДАНЫ, przeszedł kondukt żałobny
prezydenta McKinleya. Kondukt ominął wychodek, na którego drzwiach czerwoną
farbą płonił się napis: „Będzie się działo” i znikł za stacyjną szopą. Z szopy,
oglądając się bojaźliwie na boki wybiegł wiedeński antykwariusz z wielką torbą.
Z torby sypały się na śnieg dolary i euro. Z lasu, na swojej wiernej Kasztance,
wynurzył się z Brauningiem w dłoni towarzysz Ziuk, obok niego biegł salutując
Tadeusz Roszak. Drzwi wychodka chwiały się od uderzeń bagnetów – to japońska
piechota gotowała się do ataku na pozycje rosyjskie pod Mukdenem w Mandżurii.
Między szopą a wychodkiem prawie wzdłuż torów płynął statek Aller linii
żeglugowej Hamburg Amerika.
W pół do czwartej rano jest najlepszą porą dla fazy snu zwanej REM -
fazy marzeń sennych. A marzenia senne historyka Jacka Długosza, zwanego przez
studentów Szalonym Docentem, bywają szczególnie bogate.
Zaczęło się miesiąc wcześniej od miliona euro. Tyle zażądał od Muzeum
Polskiej Tradycji wiedeński antykwariusz za pamiętnik Piłsudskiego z pierwszych
lat dwudziestego wieku.
Wiele działo się w pierwszych latach tamtego wieku. Wojna rosyjsko-japońska, rewolucja 1905. Roku. A także zabójstwo amerykańskiego prezydenta
McKinleya, ekspropriacje[2]
dowodzonych przez Piłsudskiego – towarzysza Ziuka - bojówek Polskiej Partii
Socjalistycznej i podróż Piłsudskiego do Japonii.
Jacek, członek Rady Muzeum, był specjalistą od tych czasów.
Jacek przekonywał Radę Muzeum, że wiedeński pamiętnik jest
fałszerstwem. Wiadomo było, że jakiś pamiętnik istniał - w późniejszym liście
Piłsudski pisał „mój rejs przez Atlantyk opisałem w pamiętniku ze wczesnych lat
1900” - ale według Jacka w wiedeńskim pamiętniku nie było ani jednego faktu,
nieznanego uprzednio historykom. No może był jeden – pamiętnik podawał, że
Piłsudski płynął na statku Aller linii Hamburg Amerika.
- Brak nowych faktów jest typowy dla wielu fałszerstw - mówił.
Wbrew Jackowi Rada zdecydowała, że pamiętnik jest autentyczny.
- Pańskie porównanie badań historycznych do szaletu na ulicy Widok nie
przekonuje Rady. Najpierw uganiał się pan za mrzonkami – badał pan historię
tramwai w Wilnie czy też jak nazywał się statek na jakim Piłsudski dotarł do
Ameryki. Teraz sądzi pan, że kluczem do sprawy pamiętnika może być jedna,
jedyna tajemnicza literka, której chce pan szukać w Ameryce, w jakimś
miasteczku Portborough. Czyżby? A Rada dla pozytywnej decyzji ma poparcie
ministerstwa – przewodniczący Rady nie krył swej irytacji.
Jacek przekonywał Radę, że muza historii spotyka się z badaczem w
najmniej oczekiwanych miejscach. W szalecie na ulicy Widok – mówił Jacek -
drzwi z napisem „Męski” są zabite na głucho a pisuary ukryte są za drzwiami z
napisem „Damski”. Dopiero ktoś dociekliwy stwierdzi, że drzwi zablokowała
wygodna babcia klozetowa, a kartkę
„wejście przez Damski” uniósł wiatr. Lekcją - mówił - jaką udziela nam,
historykom życie, jest zaglądać w każde drzwi, być upartym.
Upór był Jackowi potrzebny. Następnego dnia po posiedzeniu Rady Jacek
ze zdumieniem wysłuchał wypowiedzi ministra Opieki Dziedzictwa Historycznego,
że pięknym podarunkiem dla naszego wojska będzie pamiętnik twórcy niepodległej Polski
Józefa Piłsudskiego. Okazją było zbliżające się Święto Wojska Polskiego.
Spytany przez reportera radiowego co sądzi o podarunku ministra Jacek
powiedział to co myślał – ten pamiętnik to fałszerstwo, a pospieszna decyzja
Rady Muzeum wymuszona została na Radzie przez Ministerstwo. W ten sposób
Szalony Docent wybrał się na wojnę z ministrem. A z ministrami się nie żartuje.
- Skończyły się wczasy Szalonego Docenta Historii ... za pieniądze
Muzeum. Co Szalony Docent robił w wileńskim tramwaju? – tak w kilka dni po
wywiadzie Jacka napisał warszawski szmatławiec SuperMetro. Aluzja do tramwaju
wynikła z wygłoszonej na poprzednim posiedzeniu Rady uwagi, że pieniądze
zrabowane podczas ekspropriacji w Bezdanach przeznaczone były na budowę sieci
tramwajowej w Wilnie. A na sąsiedniej stronie SuperMetra przewodniczący Rady
Muzeum stwierdzał, że Jacek nie jest już członkiem Rady Muzeum.
Tajemnicza literka miała dla Jacka wartość paru tysięcy dolarów – taki
był koszt podróży do Ameryki. Na pytanie reportera o pieniądze wyznał off
record, że z pieniędzmi będzie krótko, ale bywało tak i wcześniej, na przykład
na studiach doktoranckich. Jedzie do Portborough, bo tam po ekspropriacji w
Bezdanach ścigany przez carską Ochranę wyemigrował jeden z jej uczestników –
Tadeusz Roszak.
A wojna z ministrem trwała. Tuż przed podróżą uniwersytet zawiadomił
Jacka o wycofaniu jego nominacji na profesora. Nie dla Jacka będzie uścisk
dłoni prezydenta w Belwederze.
- Ciekawe, czy minister ma dojścia także w Locie – zastanawiał się
Jacek jadąc na Okęcie. Na szczęście nie. I już następnego dnia Jacek pił piwo w
sali Polish American Social Club, Portborough, Massachusetts.
Prawie każdego dnia tygodnia w klubie było staro. W poniedziałki i
piątki radosna starość grała w bingo. Niedziela była zarezerwowana na tańce
salonowe. A we wtorki i czwartki grał KielbasaKings Band i rozhulana starość
tańczyła polkę.
Był wtorek. Ze ścian holu Kościuszko, Pułaski, Jan Paweł Drugi, Kopernik, Paderewski i Piłsudski przysłuchiwali się polce Mańka On the Bridge. Paderewski, z wyrazem niesmaku na twarzy, łypał nieżyczliwie w stronę harmonisty zespołu KielbasaKings.
- Ciekawe czy Mańkę na moście, obchodziłoby coś poza jej Maćkiem, na
przykład, że jestem znany jako Szalony Docent, albo, że pamiętnik Piłsudskiego
jest fałszerstwem – pomyślał Jacek Długosz i pociągnął łyk niedobrego
amerykańskiego piwa.
- Tego się nie spodziewałem – trzystu starych ludzi tańczy polkę –
powiedział do siedzącego obok Janusza Roszaka.
- Sala mieści czterysta - odpowiedział Janusz – tylko smuci mnie, że
wśród tych trzystu coraz mniej jest myśli o Polsce, a coraz więcej o bingo.
Chociaż ten klub wywodzi się z niepiśmiennej, ale patriotycznej, emigracji
polskiej sprzed pierwszej wojny, nie spodziewaj się więcej niż trzydziestu osób
na twojej prelekcji. To nie jest miejsce gdzie, odwołując się do jednej literki
sprzed stu lat, uda ci się dowieść fałszerstwa pamiętnika.
- O przepraszam, krzywdzisz swojego dziadka - socjalistę –
zaprotestował Jacek – kolportera Robotnika, bojowca Piłsudskiego, uczestnika ekspropriacji
w Bezdanach, a w końcu założyciela tego klubu. On znał się na literach,
czytałem jego piękne listy. Z nich dowiedziałem się, że był tu Piłsudski i
dlatego tu jestem.
Kiedy w kilka lat po ekspropriacji w Bezdanach wybuchła wojna
rosyjsko-japońska - mówił Jacek - Piłsudski wyruszył do Japonii – potencjalnego
sojusznika w walce z caratem i w drodze przez Stany zatrzymał się u twojego dziadka,
tu w Portborough. Ale w Stanach też nie było spokojnie. Było tuż po morderstwie
prezydenta McKinleya zamordowanego przez
anarchistę Czołgosza. Czołgosz był zresztą polskiego pochodzenia.
- Agenci Secret Service nie ustrzegłszy prezydenta próbowali wykazać
się na wszystkie inne sposoby. Przystąpili do gnębienia wszystkich lewicowych
organizacji emigrantów. Piłsudski był im znany jako działacz socjalistyczny,
wiedzieli też, że znajduje się w Stanach. Groziło mu aresztowanie. Przez
miesiąc Piłsudski musiał ukrywać się w domu twojego dziadka. Ślady tego, co
robił w tym czasie próbuje teraz znaleźć w papierach klubu twój Peter.
- Peter ma siedemdziesiąt lat i niską morfologię –wtrącił Janusz - ale
jako sekretarz Klubu troszczy się o każdy, choćby najstarszy, skrawek klubowego
papieru.
Prelekcja Jacka odbyła się niedługo po zakończeniu występów KielbasaKings. Jacek miał o czym opowiadać – od wstąpienia do Unii Europejskiej trwały złote lata Rzeczypospolitej. Z entuzjazmem mówił o dynamicznej gospodarce, przedsiębiorczości i pracowitości Polaków, o pięknie polskiej kultury.
Entuzjazm Jacka podzielali ze ściany holu uśmiechnięty Paderewski i
jego sportretowani koledzy, podczas gdy reszta nielicznego audytorium
przysypiała. Peter, z jedną ręką przy aparacie słuchowym w uchu i nieodłączną
szklanką piwa w drugiej, dołączył do słuchaczy, kiedy Jacek mówił o pobycie
Piłsudskiego w Portborough i o tajemniczej literce. Na nieme pytanie Jacka
pokręcił przecząco głową. A więc żadnych papierów nie było.
W wydanym przed wojną zbiorze listów emigrantów znalazłem list dziadka
Roszaka do rodziny w Polsce – ciągnął Jacek - pisał on tam, że wciąż gości u
niego T. Ziuk – „T. Ziuk siedzi tutaj i pisze, ciągle coś pisze”. Czy to
Tadeusz albo Tomasz Ziuk? Chociaż? Dlaczego nie towarzysz Ziuk? Może gorliwy korektor zmienił małą literę t
na T. W Archiwum Wileńskim dotarłem do oryginałów listów i okazało się, że
miałem rację. Dlatego przyjechałem do Portborough szukać tego co napisał
Piłsudski. Niestety bez skutku – zakończył przesuwając wzrok z potakującego Petera
na portret Piłsudskiego.
- Czas się pożegnać, panie marszałku – pomyślał. Był prawie pewien, że
portret mrugnął do niego. To uczucie powtarzało się później, już w Warszawie,
kiedy budząc się z surrealistycznych snów o Bezdanach, zastanawiał się czy galopujący
na Kasztance towarzysz Ziuk znów mrugał do niego. A może czas odwiedzić
psychiatrę – myślał – może Szalony Docent rzeczywiście staje się szaleńcem?
Na tydzień przed Świętem Wojska sensacją Warszawy stała się
rekonstrukcja rządu. Wśród zdymisjonowanych był i minister Jacka.
- Nic w tym dla mnie – myślał Jacek – czek na milion euro jest już
gotowy i nowy minister podpisze go w pierwszym dniu urzędowania.
A następnego dnia w Warszawie pojawił się Peter. Siedemdziesięciolatek
przyjechał pożegnać się z Polską. Pochwalił polski Żywiec - chyba poprawia mi
słuch – powiedział dotykając aparatu słuchowego – i mam dla Ciebie jakieś
papiery od Janusza. Znalazł je u siebie na strychu. Teraz ma alergię od tego
kurzu.
Zakręcane duże C, niedokończone kółeczko litery p, pismo pochylone w
prawo, kropki i kreski przesunięte nad następną literę. To było to, to była
ręka Piłsudskiego. To było chyba ze sto stron pamiętnika Piłsudskiego. A fakt,
łatwy do sprawdzenia? Jacek gorączkowo przewracał strony – ostrożnie, bo porwiesz
- mówił sobie. Nazwa statku, nazwa statku? Jest – Baltic, angielskiej linii
White Line. A nie Aller z linii Hamburg Amerika.
- To jest prawdziwy pamiętnik Piłsudskiego – wykrzyknął Jacek. - Nareszcie.
- Czemu tak głośno krzyczysz? – zapytał Peter,
majstrując przy aparacie słuchowym. -Piłsudski? A kto to ten Piłsudski?
On z Warszawy? To ten twój minister?
[2]
Na przykład ekspropriacja pod Bezdanami - napad na rosyjski pociąg pocztowy,
przewożący pieniądze.
KONIEC
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.