© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)
(Pisane w roku 1997).
- A góral mówi - moim ostatnim życzeniem jest zapisać się
do partii.
- Sędzia był w egzekutywie, prokurator był pierwszym
sekretarzem, obaj spieszyli się do domu, więc bez większej zwłoki górala do
partii zapisali. I wtedy sędzia pyta:
- A dlaczego góralu tak się upieracie przy tej partii?
- A góral na to - bo ja lubię jak komunistów wieszają.
Novak senior - weteran ruchu rewolucyjnego - nie był
zachwycony kawałem.
- To ja wam powiem coś co jest mniej śmieszne, ale za to
prawdziwe. W 1939 roku dużo Polaków uciekało na Zachód przez Słowację. W zimie
tamtego roku nocowaliśmy jednego z uciekających polskich oficerów, który zdążył
już siedzieć i w niemieckim i ruskim więzieniu. Opowiadał mojemu ojcu, że ruski
śledczy, który go przesłuchiwał niekiedy potrafił być ludzki. Któregoś razu
śledczy wdał się z przesłuchiwanym w dyskusję na temat wojny i katastrofalnej
kampanii wrześniowej i powiedział:
- Nu tak, Stanisławie Konstantynowiczu, wy tańcowali, a
my tanki diełali.
Tu Novak senior znacząco zawiesił głos. Marzena spojrzała
na mnie pytając wzrokiem:
- Co senior chce przez to powiedzieć?
Rzeczywiście nie widziałem żadnego powiązania między
kawałem Marzeny a historią uciekiniera. Chyba, żeby Novak senior celował nie w
kawał, a w Marzenę, mnie, lub ogólnie Polaków. A jeżeli tak, to łatwo było
zgadnąć morał:
- Wy Polacy tradycyjnie gładziej i więcej gadacie, niż
naprawdę robicie.
Jakiekolwiek były powody reakcji Novaka seniora - strach
przed przyszłością czy gniew, to co mówił nie było zupełnie od rzeczy.
Gadulstwo, gnuśność spotykałem na co dzień. Więcej, w moim środowisku -
środowisku naukowym - było wielu ludzi, którzy nie powinni tam być. Dobrze
pamiętałem pewne seminarium wyników własnych, na którym doktorant Kryspina
prezentował owoc półrocznych wysiłków. Obrażony i speszony ostrą krytyką Kryspina
doktorant odpowiedział:
- Panie docencie, przecież ja wcale nie chciałem być
naukowcem.
W zdenerwowaniu Kryspin zwykle się jąkał. Tak było i tym
razem.
- K-k-k-k-im chciałby więc pan być?
- Nad tym się jeszcze nie zastanawiałem - palnął speszony
młody człowiek.
Kryspin odprężył się:
- Proszę pana, ma pan jeszcze tydzień czasu. Wybory
Prezesa Akademii są w przyszłym tygodniu. Proponuję panu alternatywę- albo
wybór na prezesa, albo rezygnacja z pracy w naszej firmie.
Według Kryspina sprawa nie polegała na zdolnościach:
- Ten doktorant jest zdolny. Rzecz w tym, że jego
powodzenie w życiu nie zależy w tym ustroju od tego, w jakiej dziedzinie będzie
pracował. Wszędzie będzie mniej więcej tak samo. Jedyną życiową decyzją w
Polsce jest decyzja czy wstąpić do partii. Efektem takich układów jest
społeczeństwo, które w większości, mam na myśli bezpartyjnych, unika
podejmowania decyzji. Dalej - partyjni, a więc ci co podejmują decyzje, są
często produktem selekcji negatywnej, a ponadto co najmniej uczestnikami
wadliwego, szkodliwego procesu decyzyjnego. Z takim bagażem będziemy więc
wchodzili w wiek dwudziesty pierwszy.
Novak senior należał do aktywmych decydentów. Tu
dochodziliśmy do następnego szczebla w rozumowaniu - jakość i etyka
podejmowanych decyzji. Przypomniałem sobie historię Veselego, podwładnego
Josefa. Niektórzy w Bratysławie przypuszczali że Novak senior, który choć
emeryt, siedział w Komisji Kontroli Partyjnej, maczał w tym wydarzeniu palce.
Vesely był młodym utalentowanym inżynierem, najlepszym
specjalistą maszyn analogowych w Bratysławie. Pech chciał, że zbyt silnie
uwierzył w Dubczekowy komunizm z ludzką twarzą. W efekcie, w podubczekowym roku
1969, akurat kiedy miał gotową pracę doktorską, został podejrzanym o wrogość do
ustroju. W tym momencie naukowe problemy Veselego mocno się skomplikowały, choć
trzeba powiedzieć, że partia nie podeszła do sprawy po prostacku.
Vesely miał prawo podchodzić do doktoratu. Jednak jednym
z warunków otrzymania doktoratu w Czechosłowacji było zdanie egzaminu z
Marksizmu-Leninizmu, nauki, która była bazą (a może i nadbudową)
socjalistycznego państwa. Czy wróg ustroju, nawet jeżeli obkuje się w sposób
doskonały teorii wartości dodatkowej, może zdać taki egzamin ? W Akademii
zdania były podzielone. Inżynierowie, którzy mimo marksistowskiej dialektyki
lubują się w kanonach logiki dwuwartościowej sądzili, że może, twierdząc, że
wynika to z samej definicji egzaminu. Kierownictwo, zarówno instytutowe jak i
partyjne uważało że należy patrzeć głębiej. Łatwo zgadnąć, że ta opinia
przeważyła. Stąd Vesely nigdy nie został doktorem nauk technicznych.
Sprawa Veselego nie mogła być tematem towarzyskiej
rozmowy z Novakiem seniorem, co najwyżej mogła być powodem do awantury. Tak
więc nie znalazłem dobrej riposty dla Novaka seniora i wkrótce w nie najlepszej
atmosferze spotkanie polsko-słowackie u państwa Novaków zostało zakończone. To
i lepiej bo mogliśmy pójść z Marzeną na Stare Miasto i pobyć ze sobą. Był to
jej ostatni wieczór w Bratysławie i na samą myśl o tym robiło mi się nijako.
Nie miałem pojęcia że w najbliższych dniach będę
świadkiem następnego etapu sprawy Veselego. Odbywało się kilkudniowe Seminarium
Maszyn Analogowo-Cyfrowych. Ranki i popołudnia upływały nam albo w sali
konferencyjnej, albo w laboratorium. Seminarium zdobił towarzysz profesor
Nikitin, autorytet w tej dziedzinie we wszystkich krajach Rady Wzajemnej Pomocy
Gospodarczej. Był to sympatyczny Rosjanin, łysy, około sześćdziesiątki.
Wydarzenie było ważne dla Veselego, który został z urzędu przydzielony do
pomocy towarzyszowi Nikitinowi. Przypuszczam, że było to dla Veselego pierwsze
pozytywne wydarzenie w ciągu ostatnich lat. Vesely, jak pisywał Sienkiewicz,
pił beczkami mądrość z ust towarzysza Nikitina i żeby nic z niej nie utracić,
zawsze, gdy tylko mógł ciągnął się w jego ogonie. W sali seminaryjnej Nikitin
siadał w pierwszym rzędzie, a Vesely zaraz za nim, w drugim.
Traf chciał, że tego słonecznego wrześniowego popołudnia,
kiedy to towarzysz Nikitin wrócił z zakrapianego piwem śniadania z prezesem
Słowackiej Akademii Nauk, na salę zabłąkała się lekko ogłupiała, leniwa
jesienna mucha. Łysina towarzysza Nikitina stała się dla muchy bazą, wokół
której uprawiała swoje rejsy. Vesely kilkakrotnie zapobiegł lądowaniu muchy na
łysinie profesora, w końcu jednak zdecydował, że sytuacja wymaga bardziej
zdecydowanej akcji. Narzędziem odstraszania muchy stała się zwinięta w trąbkę
Bratysławska Prawda. Machanie gazetą speszyło muchę na chwilę, ale łysina
Nikitina była zbyt przyciągająca. Mucha znów wylądowała na łysinie. Tego było
już za dużo. Vesely energicznie palnął gazetą i osiągnął bezpośrednie
stuprocentowe trafienie w muchę i łysinę. Wyrwany z drzemki Nikitin zerwał się,
stanął na baczność i zameldował:
- Cela nomier szest, zakliuczonnyj Nikitin.
Przyszły mi na myśl słowa piosenki Wysockiego:
- Towariszcz Stalin, ja prostyj zakliuczonyj...
Za plecami Nikitina Vesely z oczyma w słup, z gazetą w
wyciągniętej w kierunku Nikitina ręce powtarzał:
- Mucha... mucha...
Nikitin, wciąż w innej rzeczywistości, wykonał przepisowy
zwrot w tył, wziął gazetę z ręki Veselego i zaczął ją rozwijać. Na głośny szept
innego członka rosyjskiej delegacji:
- Sadis! - Usiadł wciąż rozwijając gazetę. Zafascynował go czerwony
tytuł "Bratislavskiej Pravdy". Powiedział głośno:
- Bratisława - tu przerwał i po chwili dodał - Eto nie
tiurma.
Wyraźnie wracał do rzeczywistości. Nagle rzucił gazetę na
ziemię, zakrył twarz rękami i zaczął szlochać. Na sali powiało grozą. Nikitin
płacząc powtarzał:
- Wsie eti leta, wsie eti leta...
Zarządzono przerwę w obradach. Dobrze poinformowany, a
przyjazny Słowak, który znał Nikitina od trzydziestu lat potwiedził że Nikitin
siedział, dawno, dawno temu. Było to w okresie późnego Stalina. Nikitin był
wtedy początkującym naukowcem, a siedział za idealistyczną cybernetykę. Kiedy
wracaliśmy do sali, prowadzący obrady demonstracyjnie wskazał czerwonemu,
spoconemu Veselemu miejsce w ostatnim rzędzie.
Następnego dnia seminarium osiągnęło to, co młodsi
naukowcy uważają za apogeum każdego spotkania naukowego - bankiet w
reprezentacyjnym nocnym klubie Bratysławy. Kiedy idzie o teorię i praktykę
organizowania uroczystości Słowacy zawsze byli mi bliscy. Część oficjalna
bankietu była krótka, główną troską organizatorów była część rozrywkowa, na
którą składały się występy estradowe włączając strip-tease. Strip-tease był
zaaranżowany w formie wydarzeń w haremie, sześć dziewczyn wykonywało coś w
rodzaju tańca siedmiu zasłon. Tuż przed strip-teasem Nikitin przysiadł się do
mojego stolika. Wyglądało to na sprytne pociągnięcie, bo mój stolik był
usytuowany strategicznie na obrzeżu kręgu tanecznego, w samym środku sali z
centrum kręgu o kilka kroków od stolika. Okazało się, że źle oceniałem intencje
Nikitina, bo gdy tylko usiadł, zaczął rozmowę o Solidarności, a po chwili
wzniósł toast za Wałęsę. Dryfujący za nim młody Słowak Peter, naznaczony w
miejsce Veselego po incydencie z muchą, wyparował natychmiast. Strip-tease
rozpoczął się w chwili gdy Nikitin odstawiał kieliszek na stolik. Stripteaserki były zapowiedziane jako
"Anita And Her Exotic Dancers". Sześć smukłych dziewczyn w
przezroczystych powiewnych kaftanikach i hajdawerach przedefilowało o pół metra
przed naszym stolikiem. Formacja zatrzymała się w rzędzie dwa metry od nas.
Ręka Nikitina zamarła i kieliszek zatrzymał się centymetry od powierzchni
stołu. Twarz Nikitina poczerwieniała,
uszy spurpurowiały. Bylem świadkiem opisywanego w podręcznikach medycyny
szoku emocjonalnego. Tym razem był to przypadek "mam sześćdziesiąt lat i
pierwszy raz w życiu oglądam strip-tease".
W miarę rozwoju sytuacji na scenie, kiedy dziewczęta
ganiane dookoła sceny przez tłustego, odrażającego eunucha z mieczem u pasa
dumnie prężąc krągłe biusty pozbywały się kolejnych powiewnych woali, chust,
bluz itp., twarz Nikitina zaczęła nabierać koloru dojrzałego fioletu.
Adrenalina w sposób oczywisty szalała w jego krwioobiegu. Widziałem że nie był
przygotowany na to, co jak sądziłem, może nastąpić.
- Towariszcz profesor - zacząłem...
- Patom, patom - odburknął Nikitin, nie spuszczając oka z
dziewczyn. W tle, po drugiej stronie sceny widziałem zaalarmowanego Petera,
który tak jak ja wydawał się zgadywać co się może wydarzyć. Na scenie akcja
nabrala tempa, eunuch zdwoił swoje wysiłki, i wkrótce Anita, śliczna blondynka,
uciekając znalazła się na kolanach Nikitina, obejmując go ręką za szyję. Jej kształtna pierś wsunęła
sie pod klapę marynarki Nikitina. Któryś z widzów głośno przełknął. Nikitin
odruchowo objął ją ręką w talii. Ten ruch wytrącił go z zaskoczenia i
przywrócił do równowagi. Spojrzał na mnie porozumiewawczo, mówiąc wzrokiem:
- Aha, to o tym chciałeś mi powiedzieć.
Rozluźnił się i był wyraźnie zadowolony z rozwoju
sytuacji. Zajął się wzrokowym inwentarzem uroków Anity. Pozostali uczestnicy
akcji na scenie nie próżnowali. Wprawdzie eunuch, z wyciągniętym mieczem,
zatrzymał się w pościgu i w pozie pełnej komicznej groźby zamarł o krok od
Nikitina, ale zgorączkowany Peter zaczął przedzierać się w naszym kierunku.
Anita zadomowiła się na kolanach Nikitina. Wyprostowała się, wyzwalając pierś
spod klapy marynarki, obejrzała krawat, akceptując jego wzorek, rozluźniła go
lekko. Rozejrzała się dookoła i puściła do mnie oko. Biła z niej radość życia.
Radość życia. Znałem to uczucie szczęścia od czasu
naszych spotkań z Marzeną. Zarys dachów kamienic Starego Miasta na tle nocnego
nieba, twarz Marzeny oświetlona księżycem, skrzypce orkiestry cygańskiej -
wszystko to, bez względu na tandetność detali chciałem zapamiętać, objąć, tak
żeby pozostało ze mną na zawsze. Teraz Anita, na kolanach Nikitina, wydała mi
się doskonale szczęśliwa. Patrząc na nią uśmiechnąłem się szeroko i delikatnie
dwukrotnie klapnąłem w dłonie, symulując oklaski. Bractwo ludzi szczęśliwych
nie ma niestety uniwersalnego kodu porozumiewania się.
Moja refleksja została przerwana przez interwencję
Petera. Z pewnością kiedy po incydencie z muchą Peter został wyznaczony na
opiekuna Nikitina nakazano mu:
- żadnych incydentów.
Teraz, zbełtana sieć neuronów w mózgu Petera rozpoznawała
jedynie powtarzający sie sygnał:
- Anita Incydent, Anita Incydent.
Peter wszedł na skraj sceny i rozkazującym gestem dłoni
nakazał Anicie wstać z kolan Nikitina. Tego tylko było Anicie potrzeba, aby
zagrać scenkę z niemego filmu. Z przerażoną twarzą wskazała prawą ręką na
Petera. Byłem pewien że doskonale wiedziała jak ten gest uwypukla zarys jej
piersi. Następnie pochyliła głowę i zakryła dłońmi oczy. Zastygła w tym geście
wysyłając posłanie:
- Jam zgubiona, i nic już mnie nie uratuje.
Teraz dłonie lekko oddaliły się od twarzy i zza ich
zasłony oczy Anity poszukiwały zbawcy. Zbawca był. Zbawca był tuż, tuż, choć
jeszcze o tym nie wiedział. Nikitin z ręką wokół kibici Anity i twarzą w twarz
z jej piersiami był w stanie nirwany czyli błogości. Raptem, tak jakby nastąpiło
przełączenie kamery, pole widzenia Nikitina zmieniło się całkowicie. Plan
bliski zawierał złożone razem w geście proszącym o opiekę dłonie Anity, podczas
gdy w dalszym planie Nikitin widział jej proszące oczy. Zanim przystosował się
do nowej sytuacji Anita przytuliła prawą dłoń do jego twarzy. Widownia gorliwie
śledziła akcję.
Peter niebacznie zbliżył się do Anity i Nikitina. Anita
natychmiast wykorzystała okazję, aby prosić o litość. Chwyciła Petera za rękę i
przyłożyła ją w proszącym geście do serca, to znaczy do gładkiej powierzchni
lewej piersi. Peter osłupiał. Gdy spróbował wycofać rękę, Anita sfingowała
utratę równowagi. Zastygł więc w niewygodnej pozycji, podczas gdy Anita
gładziła jego dłoń. W tym momencie wkroczył do akcji eunuch i kolnął Petera
mieczem w tyłek. Peter, spocony i z pałającymi policzkami, nie przewidział
takiego rozwoju sytuacji. Wykonał półmetrowy skok w górę i kończąc skok
piruetem wylądował twarzą do eunucha. Anita oczywiście parsknęła śmiechem, na
co Peter ryknął coś soczystego w ojczystym języku i rzucił się na eunucha.
Próbując zgadnąć co krzyknął Peter spojrzałem na siedzącego dwa stoliki dalej
Josefa, który do tej chwili skupiał się na podziwianiu wdzięków Anity.
Rejestrując dynamikę sytuacji na poboczu portretu Anity wzrok Josefa przesunął
się na Petera, by bez zatrzymywania się powrócić do Anity. Nagle, w połowie
ruchu powrotnego, Josef zamarł. Dolna szczęka opadła mu wolno, oczy rozszerzyły
się. Raptem eksplodował ogromnym śmiechem, tylko o ułamek sekundy wyprzedzając
kolosalny, radosny ryk reszty widowni. Dołączyliśmy z Nikitinem do eksplozji
śmiechu dopiero gdy między atakami wesołości Anita wykrztusiła:
- Peter przyrzekł eunuchowi ze mu utnie jaja.
Śmiech wygasał powoli, występ, choć spontaniczny doszedł
do swojego logicznego finale, widownia się rozluźniła. Wciąż nierozwiązana była
sprawa eunucha i Petera, grupy stojącej pośrodku sceny, z Peterem trzymającym
lekko podduszonego eunucha pod brodę. I tu Anita pokazała swoje możliwości.
Wstała z kolan Nikitina i dotykając dłoni Petera zaciśniętej na szyi eunucha
powiedziała:
- Puść, proszę.
Ustawiwszy Petera po lewej a eunucha po swojej prawej
stronie zmusiła ich do wdzięcznego ukłonu. Widownia wybuchnęła brawami, a Anita
pocałowała eunucha i Petera w czoło. Powiedziałem:
- Ostatnio w Warszawie zadecydowano, że stripteaserki
należą do klasy robotniczej. Kto wie do jakiej klasy należy zaliczyć eunuchów ?
Nikitin ryknął śmiechem. Ta krótka chwila złamała bariery
wieku, doświadczenia i wiedzy między nami.
Po bankiecie wybraliśmy się z Nikitinem na spacer. Było
to na pewno dobre dla jego organizmu, nadrabiającego adrenalinową eksplozję.
Nikitinowi zebrało się na wspomnienia.
- Znajesz synok - zaczął. Nie wiem dlaczego uparł się na
synoka, ale wybaczyłem mu to. Wkrótce rozmowa zeszła na jego młodość, a
szczególnie na więzienie.
- Siedziałem na Łubiance. Moim problemem nie był
ośmioletni wyrok. To był standard.
- Słyszałem o tym - wtrąciłem. Z lektury Sołżenicyna
wiedziałem o sławnym paragrafie 58 i zwyczajowych ośmiu latach.
- Mój problem był w tym że bez mojego aktywnego udziału
byłem zamieszany w coś znacznie większego, coś co jest tajemnicą do tej pory.
Wiesz, że ojcem rosyjskiej broni jądrowej był Igor Wasiliewicz Kurczatow. Byłem
wtedy, w 1952 roku, młodym doktorantem. Zostałem wydelegowany do obsługi
aparatury zapisującej efekty jądrowe podczas testów w Instytucie Kurczatowa.
Aparatura była prototypowa i wiele czasu spędzałem sprawdzając kable w różnych
dziurach, kanałach i zakamarkach hali. Kurczatow zachodził do hali kilka razy w
tygodniu. Któregoś razu Kurczatow przyszedł z kimś drugim, właśnie kiedy
siedziałem w szczególnie niedostępnym kanale pod podłogą hali, w miejscu
całkowicie niewidocznym. Porównywali dane eksperymentów z danymi - jak mówili -
z czarnej księgi. Na koniec Kurczatow powiedział refleksyjnie:
- Żeby tylko świat wiedział że laureaci Nobla szpiegowali
dla nas. Jakie oni mieli motywy?
Nikitin kontynuował:
- Ta czarna księga była najwidoczniej dokumentem
wykradzionym Amerykanom. Aresztowali mnie pół roku później. W tym czasie
posiadanie takiej informacji było zabójcze. W Ameryce McCarthy prowadził swoje
dochodzenia. Taka informacja trafiłaby na pierwsze strony amerykańskich gazet.
Co do mnie siedziałem i byłem przesłuchiwany. Wiedziałem że jeżeli tylko
śledczy zabierze się do mnie wystarczająco ostro i długo, to znajdzie sposób
żeby mnie złamać. A wtedy jakaś maszynistka w NKWD napisałaby protokół trójki w
trzech egzemplarzach i to byłaby moja czapa. Szczęśliwie, mój śledczy był
znudzony i nie oczekiwał awansu. Skończyło się więc na biciu, ósemce i amnestii
po śmierci Stalina - tu Nikitin znużonym gestem potarł ręką czoło.
- Ale lęk pozostał do tej pory - kontynuował. - Moje
biurko jest ustawione w ten sposób że nikt nie może podejść do mnie z tyłu, a
to dlatego że zaskoczony reaguję postawą na baczność. Czasami zdarzają się
takie sytuacje jak wczoraj na Seminarium.
Nikitin przerwał. Raptem wybuchnął śmiechem:
- Dzisiejszy strip-tease jest na pewno dobrą rekompensatą
za wczoraj. Ale nie o tym chcę mówić. Wczoraj znów spojrzałem swojemu strachowi
w oczy. Tym razem zdecydowałem że przestanę się bać. Jestem już dostatecznie
stary żeby mówić to co myślę.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to".
Za tydzień: "Dlaczego panowie chcą wszystko zniszczyć", część ostatnia.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Za tydzień: "Dlaczego panowie chcą wszystko zniszczyć", część ostatnia.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Komitet Obrony Demokracji w czwartek, 7 stycznia miał 54678 członków.
Szukaj go na Facebooku.
Szukaj go na Facebooku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz