© copyright Andrzej Olas (andrzej.olas@gmail.com)
- Na załatanie wybojów betonu już nie
starczyło – zauważyła Kalina.
Parę kilometrów przed miastem drogę
zatarasował im traktor. Wlokąc się za nim przejechali obok potężnych zabudowań
z czerwonej cegły.
- One są opuszczone – powiedziała Kalina
– nie ma okien, wrót, ściany się walą – co to może być?
- Zaraz, tu jest cholernie ostry zakręt
– i nieoznakowany – Jacek o mało nie wypadł na pobocze – dobrze, że jedziemy za traktorem,
bo się nieźle zagapiłem.
Po chwili ciągnął dalej:
- To były jakieś junkierskie gorzelnie
czy cukrownie. Junkrzy tutaj mieli znakomitą gospodarkę rolną. O tutaj jest
następna hala. I znów jakiś pomnik bohatera.
Lądowisko znaleźli za Bagrationowskiem– wybrali
suchą łąkę pod laskiem. Mirek wylądował bez problemu, wyładował Roberta i
natychmiast wystartował w powrotną podróż do Polski. Robert, bladawy, patrząc z
obrzydzeniem na startującą lotnię, wykrztusił:
- Ikar silnikiem Trabanta pędzony. Wściekł
się, kiedy nad Mamrami wyprzedziło nas kilka kormoranów.
Robert rozchmurzył się dopiero w Kaliningradzie,
kiedy już parkowali niedaleko portu. Poszedł na zwiady i wrócił zadowolony:
- Arabella tam jest. Najlepiej będzie
koło pierwszej nad ranem.
- W kryminałach zawsze robią to przed
świtem – zauważył Jacek – biorąc czas na wypłynięcie z portu – zacznijmy o
trzeciej.
Trup w forpiku nie był ostatnią niespodzianką owego pechowego trzynastego dnia. Nim zdążyli
cokolwiek postanowić, Arabellę oświetlił reflektor. Najpierw z milicyjnej motorówki
wskoczyło na pokład dwóch. Jeden, z wyglądu Lapończyk, był niski, ciemny, z szeroką
twarzą, drugi był w mundurze milicjanta, z jakąś rangą na epoletach i
pistoletem w dłoni. Zapędzili całą polską trójkę do kabiny jachtu i wtedy pojawił
się trzeci. Ten okazał się Polakiem i był szefem. Trzymając w ręku dokumenty
trójki mówił:
- Pół godziny temu była tu na nabrzeżu mała
strzelanina i stąd ten trup. Zagracie razem z nim w interesującym filmie
kryminalnym. Przy okazji – poznajcie moich chłopców – to Bolek – tu wskazał na
milicjanta – a to Lolek.
- Bolek i Lolek nie byli kryminalistami –
zauważył Jacek.
Szef zajęty studiowaniem dokumentów
trójki nie odpowiedział.
-
Najpierw odciski palców pani... eee... pani Kaliny na tym kieliszku – o tak,
chłopcy pomogą. A tu jest ten pistolet, teraz oczywiście nienaładowany. Pan
Jacek da swoje odciski. Teraz komórka pana Jacka – może chłopcy pomogą? Połączymy
się z ofiarą.
Bolek pracowicie wybijał numer na
komórce Jacka – po chwili z forpiku odezwał się dzwonek telefonu.
Szef był systematyczny – jego chłopcy
wymusili na trójce odciski palców, wzorując się na amerykańskich filmach,
wtarli włókna z ubrań Jacka, Kaliny i Roberta w ubranie trupa. Skonfiskowali
Kaliny sztormową bluzę, przepadłby i grajek, gdyby nie to, że w chwilę przed napadem
Kalina odłożyła go na półkę w kabinie.
- A ten pan – Szef wskazał na Roberta –
jest zamieszany, bo trup jest na jego jachcie. Wszystko jest w komplecie i moglibyśmy
podawać drinki – Szef był zadowolony z siebie - odtąd pracujecie dla mnie. Jeśli
odmówicie, milicja – tu Szef wskazał na Bolka – znajdzie niespodziewanie dowody,
że to wy jesteście mordercami.
Bolek uśmiechnął się wdzięcznie do Kaliny.
Kalina wstrząsnęła się z obrzydzeniem.
- Poznacie się bliżej, to się polubicie
– powiedział Szef - mam interesy po obu stronach granicy i rozszerzam się,
sięgam dalej. A na razie – poczekacie, mam spotkanie. Zabrać ich do motorówki –
zwrócił się do chłopców.
Czekali marznąc w nocnym mroku, podczas
gdy z przeciwnej burty dobiła inna motorówka. Później, po jej odejściu, na rozkaz Szefa znów
znaleźli się w kabinie jachtu.
- Chcę z powrotem moją kurtkę. Zimno – trzymając
w ręce wyjętego z półki grajka, Kalina zwróciła się do Szefa.
- Kurtka jest dowodem. A grajek podlega
konfiskacie.
Kalina chowając rękę z iPhonem za
siebie:
- To mój. Ja słucham muzyki.
Bolek wyciągnął rękę i Kalina niechętnie
oddała grajka.
- Teraz wy wracacie do Polski – Szef zwrócił
się do Jacka i Kaliny - ja was tam znajdę. A ten pan – wskazał na Roberta - zostaje.
Do samochodu eskortował ich Bolek. Szli
w ponurym milczeniu. Jacek gorączkowo myślał co da się uratować z tej klęski. Dochodząc
do samochodu Kalina zwróciła się do Bolka:
- Oddaj mojego grajka.
Bolek z krzywym uśmiechem pokręcił
przecząco głową i pokazał grajka w zaciśniętej dłoni. Tego było w końcu Jackowi
za dużo. Chwycił Bolka za ramię, skrętem podłożył swój bark pod jego klatkę
piersiową i schylając się przerzucił Bolka przez plecy na pokrytą żwirem
ziemię. Upadkowi Bolka towarzyszył chrzęst i metaliczny stuk – w skręconym
ramieniu Bolka coś się przerwało, a wypuszczony z jego dłoni grajek uderzył w
bok samochodu rozpadając się na kawałki. Kalina krzyknęła:
- Mój grajek.
Złapała turlającą się czapkę milicyjną Bolka
i na kolanach zaczęła zbierać pozostałości grajka. Bolek był niegroźny - jęczał,
trzymając się za uszkodzone ramię. Jacek odpiął milicyjną kaburę na pasie Bolka,
wyjął pistolet o znajomym kształcie.
- TTka - znajoma ze starego wojska–
pomyślał.
- Jedziemy, Kalina - pilotujesz – Jacek wrzucił
TTkę do trzymanej przez Kalinę milicyjnej czapki - a dla ciebie – zwracając się
do Bolka, mówił - mam radę – ucz się, na przykład ucz się Tae Kwan Do. Pamiętaj,
że sam tylko proces uczenia się może być nieocenionym, a przy tym powszechnie
dostępnym źródłem umacniania poczucia własnej wartości. Mam nadzieję, że
usłuchasz mojej rady.
Bolek nie odpowiedział.
W drodze do polskiej granicy próbowali
zrobić przegląd wydarzeń.
- Zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby
wrócić z TTką na jacht – mówił Jacek.
- Nic byśmy nie zrobili. Szef by wciąż
tam był, trup też. Pomyślmy co dalej – mówiła Kalina – czego oni będą od nas
chcieli?
- Pomocy we wszystkim co jest trefne. Nie
sądzę, żeby Szef próbował nas teraz zatrzymywać. Ja mam TTkę, a on wciąż ma na
nas haki.
Nie miał racji. Przed Bagrationowskiem Kalina
zobaczyła w lusterku migające niebieskie światło.
- Milicja z tyłu.
- Przed świtem, na pustej drodze lepiej ich
unikać.
- To może być Bolek - ten co stoi po obu
stronach prawa. Jeśli już się pozbierał.
- No to zobaczymy co potrafi Golf. Ten
ostry zakręt musi być gdzieś tutaj. Z tej strony powinien być pomnik i hala – o,
jest - Jacek, nie hamując, zdjął nogę z gazu, Golf zwalniał.
Wchodzili w lewy zakręt ostro, wciąż za
szybko. Przesterowany Golf zarzucił na szutrze pobocza, obracał się, mierząc w
drzewa po lewej stronie wąskiej drogi. Jacek energicznie kontrował kierownicą, kontrolował
gazem, pomagał system kontroli trakcji. W końcu, z wizgiem odrzucanego przez
tylne koło szutru, Golf odzyskał stabilność.
- Ciekawe, czy u tych za nami, tak jak u
nas, działa system trakcji – Jacek poprawił się na siedzeniu. Kalina oglądała
się do tyłu. Na drodze było wciąż ciemno, ciemność pogłębiał stojący wzdłuż
drogi wysokopienny las.
- Wygląda na to że nie – powiedziała.
Jacek otoczył ramieniem Kalinę:
- Na granicy mogą nas zrewidować. Co
robimy z pistoletem?
- Trzeba wyrzucić albo ukryć. Jestem za
ukryciem.
- Właśnie minęliśmy przecinkę. A do
miasta już niedaleko. Na pewno nic za nami nie jedzie?
- Nie.
Jacek zatrzymał się, zawrócił i
ostrożnie wjechał w przecinkę. Świtało. Zaparkowali na niewielkiej polance.
- Ja mojego trofeum też nie wyrzucę – Kalina
sięgnęła do tyłu po milicyjną czapkę, ostrożnie wysypała resztki grajka na
siedzenie samochodu i włożyła czapkę. Wyprostowana, przybrała surowy wyraz
twarzy i znów była współczesną Joanną D’Arc z poprzedniego sezonu teatralnego.
Teorię leśnych schowków Jacek znał z
telewizji. Praktykę poznawał teraz, kiedy należało znaleźć schowek dla TT-ki,
milicyjnej czapki i resztek grajka, wszystko to szczelnie opakowane w
plastikowym worku. Leżący opodal suchy konar sosnowy okazał się kiepskim
narzędziem, tak, że świt zastał Jacka wciąż przy kopaniu.
- Co to może być? Kamień? Metal? Coś
płaskiego – końcem konara Jacek grzebał w rozkopanej glebie.
- Metal. Jak trybik od roweru - Kalina obracała
rzecz w rękach - dziesięć kolców na pięciu ramionach, coś jakby mały uchwyt –
zaraz, zaraz – te ramiona są emaliowane – to jest biała emalia.
- To musi być jakiś order, czy odznaka. Może
z tej napoleońskiej bitwy.
- Tak? Ja kolekcjonuję starocie. Wezmę
to ze sobą.
- Chyba nie możesz. Na granicy musimy
być czyści. Zakopmy razem z resztą.
- Idź złoto do złota - Kalina dorzuciła
antyk do worka z trefną zawartością. Konar posłużył do zakopania worka i
zatarcia śladów.
- Kiedy ruszali, Kalina zapytała:
- Zapamiętasz to miejsce?
- Zaznaczyłem je na GPS-ie. A teraz czas
znów podrobić kartoczkę.
Ani po rosyjskiej ani po polskiej
stronie granicy kłopotów nie było. Koło Bartoszyc zalśniła tafla pierwszego po
polskiej stronie jeziora.
- Już niedaleko, a tam czeka na nas Kivu
– odetchnęła Kalina – powiedz czemu wybrałeś taką nazwę?
- Ten jacht kupiłem lata temu za
amerykańskie dolary, zarobione ciężką pracą w czarnej Afryce, właśnie nad
jeziorem Kivu. A poza dolarami przywiozłem stamtąd malarię.
- A co tam robiłeś?
- Uczyłem historii Afryki, historii
niewolnictwa, historii kolonizacji.
- Jak ci szło?
Kiedy wyjeżdżałem do Afryki obawiałem
się, że Murzyni mają krótki czas okres uwagi.
- No i?
- Owszem,
mają. Tylko, że nie Murzyni, a profesorowie. Natomiast rząd Zairu nie ma tej
wady. Wciąż pamięta, że jest mi winien dwie roczne pensje. I zapewnia mnie, że
jak tylko będzie miał jakieś pieniądze to natychmiast mi je wypłaci.
Koniec cz. 2/3. Dokończenie za tydzień.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na "Lubię to".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Moje książki ( http://www.atut.ig.pl/?wyniki-wyszukiwania,19&sPhrase=olas ), wydawnictwo ATUT, są do nabycia w większości księgarni w Polsce, w Europie i w USA.
Zapytaj w księgarni, sprawdź na przykład w Empiku, bądź też wygoogluj na internecie autora (Andrzej Olas) lub tytuł:
1. Dom nad jeziorem Ontario (nakład jest bliski wyczerpania, ale gdzie nie gdzie książka jest jeszcze dostępna).
2. Jakże pięknie oni nami rządzili.
W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.
Recenzję mojej książki znajdziesz pod:
http://uwagirecenzje.blogspot.com/2015/02/jak-to-sie-ksiazke-pisao.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz