© copyright Andrzej Olas (andrzej.olas@gmail.com)
W piątek, 13. Stycznia 1984. roku[1] czterdziesto-ośmioletni Barnaba znajdował się na warszawskim lotnisku Okęcie skąd miał odlecieć do Montrealu. Wizyta Barnaby w Warszawie trwała 10 dni. Były to dni pracowite. Przede wszystkim Barnaba odbywał regularny cykl wizyt u rodziny i przyjaciół. Ponadto, każdego dnia Barnaba spędzał godziny od drugiej do piątej przy stoliku w Kawiarni Nowy Świat funkcjonując według określenia szwagierki Ninki jako "listonosz z Ameryki". Spotykał się tam z nieznanymi mu dotąd ludźmi, doręczał listy i relacjonował co nowego u Zbyszka w Montgomery, Alabama, Jolki w Las Vegas, Nevada, Janusza w Anchorage, Alaska i innych emigrantów w różnych takich miejscach.
- Proszę pana, Jola nie powinna więcej spotykać się z tym
człowiekiem - przekonywała Barnabę zaczerwieniona z emocji matka Jolki - czy
nie mógłby pan zobaczyć się z Jolą i jej to osobiście przekazać ?
- To może być trudne. proszę pani - bronił się Barnaba -
Ameryka jest duża, musiałbym przebyć odległość jak stąd do Uralu.
Matka Jolki wyszła ze spotkania obrażona na geografię.
Rola Barnaby jako "tego co może załatwić pracę w
Ameryce" była niezamierzona i trudniejsza.
- Najlepiej byłoby żeby pan znalazł mi coś w Hollywood.
Zbyszek tyle lat siedzi w Stanach i wciąż nie umie takich rzeczy załatwiać. Tu
trzeba kogoś z biglem, tak jak pan - przekonywał Barnabę pan Adaś, z wyglądu
czarna owca rodziny.
- A jak u pana z angielskim, panie Adasiu ?
- Język ? Proszę pana, język to dla mnie jak splunąć. Ja
jestem zdolny.
- A ile zna pan języków ?
- No, na razie nie pracowałem nad tym. Jak tylko będę w
Hollywood natychmiast zacznę. Mój dziadek nauczył się niemieckiego w Hamburgu.
- Sądzi więc pan, że języków najlepiej uczyć się w
miastach które zaczynają się na literę H - zauważył Barnaba - to ciekawe
spostrzeżenie. Ale teraz poważnie, panie Adasiu. Co pan by tam robił ? Szczerze
mówiąc, to jest trudne. Samotność, początkowa nędza, inne społeczeństwo - nie
wszyscy to wytrzymują. Są samobójstwa, załamania.
- Panie Barnabo. Oni mnie jeszcze w Ameryce nie widzieli.
Sądzę że najpierw bym się zaczepił jako tłumacz a potem zobaczymy. Proszę pani
- tu pan Adaś zwrócił się do kelnerki - jeszcze po koniaczku.
Wieczorem, u szwagrów, Ninka rozważała możliwe analogie.
- Pomysły pana Adasia przypominają mi rok czterdziesty
piąty, kiedy to analfabetę zrobili burmistrzem Garwolina. Oczywiście nie
przyszło mu do głowy uczyć się czytać. Największy kłopot miał biedak z tajnymi
pismami, bo zwykłą korespondencję czytała mu głośno sekretarka. Rozwiązał
problem szybko. Tajne pisma sekretarka też czytała głośno, ale z zasłoniętymi
uszami.
Barnaba zawsze cenił sobie komentarze Ninki. Nie
zastanowił się jednak nad inną poczynioną przez nią uwagą, że używanie przez
osobę prywatną kawiarni do regularnych codziennych spotkań jest praktyką w
Polsce Ludowej niecodzienną. Przecież sprawy układały się dobrze. Po
zeszłorocznej wizycie Papieża, w Polsce zelżało i musiało zelżeć dalej.
Sam Barnaba miał dobry kontrakt - dwuletnie wykłady o
Zastosowaniu Komputerów w Konstrukcji Maszyn. Dziekan Wydziału był
przyjacielski, uniwersytet wprawdzie nie w pierwszej dziesiątce, ale wciąż przyzwoity
uniwersytet amerykański z dobrą podstawą finansową. Komputerów na świecie
przybywało, więc zastosowanie ich w konstrukcji maszyn miało sens.
Bieżącym problemem był bagaż Barnaby. Kobiety polskie
jakoś nie mogą pogodzić się z myślą że ktoś może podróżować nie wioząc co
najmniej pełnego dozwolonego bagażu. Stąd na lotniskach całego świata, aby
rozpoznać rodaków (przynajmniej tych żonatych) wystarczy ulokować punkt
obserwacyjny przy odbiorze bagażu.
Jako skutek tej narodowej wady Polek, jadąc do Polski,
Barnaba wiózł dwie ponadwymiarowe walizy oraz olbrzymią ręczną torbę wyładowaną
Bóg wie czym. Okazało się że wracając będzie tak samo, bo tym razem nadzór nad
pakowaniem objęła Ninka. Dostarczyło to Barnabie uciechy intelektualnej, bo
większość pakowanych rzeczy zaopatrywanych było przez Ninkę w komentarze.
Uciecha Barnaby doszła do szczytu w połowie drugiej walizy. Seria skojarzeń
Ninki wiodła od hasła Komputer zamieszczonego w dziecinnej książeczce do jej
znajomego profesora Politechniki. który twierdził że Polacy sa najlepszymi
lekarzami i inżynierami na świecie.
- Co twój znajomy wie o jakości stomatologów w szwedzkim
mieście Uppsala ?
- O ile wiem jego teza opiera się raczej na głębokim
przekonaniu, niż na nudnych danych statystycznych - odpowiedziała Ninka.
Jako samoobronę przed nudą podczas swoich podróży Barnaba
wykształcił sobie umiejętność myślenia na tematy oderwane. Teraz zakonotował
więc sobie w pamięci nowy temat do takich rozmyślań. Ten zysk intelektualny byl
jednak marną rekompensatą faktu że na Okęciu znalazł się znów z za dużym i za
ciężkim bagażem. Tu perfidny los zgotował mu nowy cios. Barnaba nie mógł
przewidzieć że pani Jadzia, była niania jego córeczki żegnając go na lotnisku,
doręczy mu pożegnalny podarunek dla byłej podopiecznej - pełnowymiarową lalę z
zamykającymi się oczyma i płaczącą.
Zabranie lali było niemożliwe. Barnaba uznał że powinny
przemówić fakty. Pokazał pani Jadzi swoje bagaże, opisując torciki warszawskie,
alkohole, kaszę gryczaną. chleb, ptasie mleczko i inne ważne artykuły, które
był obowiązany przewieźć do Stanów. W końcu zapytał:
- Co mam zrobić, pani Jadziu ?
Mężczyzna nigdy nie zrozumie kobiet. Barnaba nie przewidział
że pani Jadzia zareaguje płaczem i załamał się kiedy perfidnie manipulowana
lala dołączyła do pani Jadzi. Płacz obu był nie do zniesienia.
Zagadka o kozie, wilku i kapuście była pierwszą rzeczą
jaka przyszła Barnabie do głowy, gdy stanął przed problemem zwiększonego
bagażu. Nie znalazłszy jednak w zagadce dobrego odniesienia do jego sytuacji,
poniechał jej i wprowadził sześcioelementową listę - dwie walizki, torba, lala,
paszport, bilet. Z tych rzeczy mógł zatrzymać przy sobie tylko trzy, wśród nich
paszport i bilet. Do kabiny mógł więc zabrać albo lalę albo dotychczasową
podręczną torbę. Potrzebował więc odpowiedzi na dwa pytania: Czy pozwolą mu
oddać trzy rzeczy na bagaż oraz co ma oddać ?
W tym momencie kolejka doprowadziła Barnabę do kontuaru,
gdzie stewardessa spytała niecierpliwie:
- Pana bilet proszę ? - skracając listę Barnaby do pięciu
elementów. Szybko uporała się z papierami i zapytała:
- Co pan oddaje ?
Zarówno poprzednie jak i obecne postępowanie Barnaby
pozwala podejrzewać że był oportunistą -
człowiekiem biernym, popychanym do akcji przez toczące się wokół niego
wydarzenia. Nie był liderem, kimś kto organizuje rzeczywistość koło siebie.
Lider zacząłby od wydania lali rozkazu:
- W tył zwrot. za mną marsz !
I byłoby dla niego zupełnie naturalne, że stewardessa też
wykonałaby komendę, dołączając do pochodu. Speszony oportunista Barnaba mógł
tylko wyjąkać:
- Chciałbym oddać lalkę.
- W porządku. A walizki ? - Stewardessa wyciągnęła rękę
po lalę.
- Nie, nie. Ja chcę oddać tam - tu Barnaba pokazał na
grupę odprowadzających i zdrętwiał. Pani Jadzia patrzała jak rozwścieczony
szakal. Stewardessa poszła za jego wzrokiem, następnie spojrzała na bagaże
Barnaby - i o dziwo - zrozumiała sytuację. Uśmiechnęła sie porozumiewawczo.
- Proponuję aby oddał pan walizki i tę dużą torbę, a lalę
weźmie pan do kabiny.
- Dziękuję pani bardzo - powiedział Barnaba. Serce
wypełniło mu uczucie gorącej miłości do wszystkich Polek, włączając panią
Jadzię.
Kiedy Barnaba przekraczał barierkę kontroli paszportowej
zwróciła jego uwagę niecodzienna gestykulacja Ninki. Ona jednak bardzo
emocjonalnie przeżywa mój odlot - zauważył - ciekawe, dlaczego?
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na "Lubię to".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Moje książki ( http://www.atut.ig.pl/?wyniki-wyszukiwania,19&sPhrase=olas ), wydawnictwo ATUT, są do nabycia w większości księgarni w Polsce, w Europie i w USA.
Zapytaj w księgarni, sprawdź na przykład w Empiku, bądź też wygoogluj na internecie autora (Andrzej Olas) lub tytuł:
1. Dom nad jeziorem Ontario (nakład jest bliski wyczerpania, ale gdzie nie gdzie książka jest jeszcze dostępna).
2. Jakże pięknie oni nami rządzili.
W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.
Recenzję mojej książki znajdziesz pod:
http://uwagirecenzje.blogspot.com/2015/02/jak-to-sie-ksiazke-pisao.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz