sobota, 28 listopada 2015

#Festyn opowiadań™, Nr. 18.

Ile pan ma lat panie Barnabo (dokończenie)


© copyright Andrzej Olas (andrzej.olas@gmail.com)

Jeśli chcesz przeczytać początek tego opowiadania spójrz na prawą stronę ekranu i kliknij na #Festyn opowiadań™,  Nr. 17.

Kontrola paszportowa trwała długo. Porucznik Wojsk Ochrony Pogranicza coś tam sprawdzał, zaglądał pod swój kontuar, dzwonił, sapał, oglądał bilet. Jakiś niemrawy facet - myślał Barnaba. W końcu jednak porucznik przybił należne pieczęcie i Barnaba mógl przejść do kontroli celnej. Po długiej odprawie paszportowej Barnaba był jednym z ostatnich pasażerów. Nie zdziwiło go więc że aż dwóch celników szperało w jego bagażu. Jeden z celników był rudy. Barnaba zauważył z rozbawieniem - to na szczęście, przyda się bo dziś jest piątek, trzynastego. Był jak zawsze spokojny, nie miał nic co można było nazwać przemytem, może lekką nadwyżkę alkoholu spowodowaną przez likier na wiśniach, który Ninka upolowała w przeddzień jego wyjazdu.


Celnik właśnie przeglądał listy. Po posiedzeniach w kawiarni było ich dużo.

- Panowie, nic nie znajdziecie, nie ma co szukać - powiedział Barnaba.

Drugi z celników, ten rudy, otworzył barierkę i powiedział:

- Pan pozwoli tutaj.
- Ależ oczywiście - Barnaba przeszedł przez barierkę, celnik kiwnął na niego i zaczęli iść w stronę bocznej ściany hali. Przy ścianie stał kolejny żołnierz WOPu. Celnik otworzył jakieś drzwi i znaleźli się w małym pokoiku. Był intymny, ściany miał zielone, duży wieszak i stół.
- Pan podjął próbę wywozu druków które nie mają debitu na terenie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Pańska próba została udaremniona - powiedział celnik z dumą. Ciągnął dalej - Na podstawie artykułów Prawa Celnego powinien pan być poddany rewizji osobistej. Proszę się rozbierać.
- Panowie, co jest grane? Ja ani nie wwiozłem ani nie wywiozłem żadnego debitu. Powiedzcie to po polsku.
- Pan wiózł nielegalne wydawnictwo ukryte w jednym z listów - tu celnik rzucił na stół kartkę powielanego papieru formatu maszynowego, złożoną we czworo. Rozłożył kartkę. Z kartki blado promieniowały niebieskie litery SOLIDARNOŚĆ MAZOWSZE. Poniżej był tytuł: "Urban czyli Uszy Słonia Trąbalskiego".

Zdumienie Barnaby nie miało granic. Nie to że zawahałby się wieżć coś takiego - przeciwnie z jego upodobaniem do słowa drukowanego wiózłby. Rzecz w tym że Barnaba nie wiedział że wiezie Biuletyn Mazowsza.
- Panowie, ja to muszę przemyśleć.
- Tu nie ma co myśleć, niech się pan rozbiera.
Barnaba zdjął marynarkę, krawat, koszulę, zaczął rozpinać pasek. I wtedy zrozumiał. Robił za dysydenta. Za późno, panowie, za późno. Trzy lata temu - o to byście mieli połów, ale nie dzisiaj. Ściągając majtki parsknął śmiechem. Rudy celnik spojrzał zdumiony, a drugi zaszedł go z tyłu.
- Proszę rozchylić pośladki. Szerzej proszę.
Rewizja była skończona. Wyszli do hali, była pusta, na środku stał rozgrzebany bagaż Barnaby. Trzech tragarzy stało obok.
- Panowie, czy ten pan leci ? Co z bagażem - ładować czy nie ? - zapytał tragarz.
- Proszę zaczekać, za chwilę się dowiemy - powiedział celnik, prowadząc Barnabę do swojego biurka. Z dolnej szuflady wyciągnął jakiś formularz i zaczął go pracowicie wypełniać, zaglądając do paszportu Barnaby. Za Barnabą stał WOPista.
- Pan leci na paszporcie służbowym - powiedział celnik.
- Tak - grzecznie odpowiedział Barnaba.
Zadzwonił telefon.
- Tak, tak - powiedział celnik do słuchawki - Wiezie około pięćdziesięciu listów. Tak, zgodnie z prawem. Rozumiem. - położył słuchawkę i spojrzał na Barnabę. I w tym momencie wszystko to w końcu dotarło do Barnaby. Przecież oni mogą go zatrzymać nawet za takie głupstwo. Rodzina tam, praca tam, a Barnaba tutaj. Głupio.
- Celnik podał mu formularz który tak pracowicie wypełniał.
- Zgodnie z tym dokumentem nielegalny druk, który usiłował pan wywieźć, zostaje skonfiskowany. Proszę podpisać na dole że przyjął pan to do wiadomości.
Barnaba podpisał.
- Ile pan ma lat, panie Barnaba ? - zapytał celnik.
- Czterdzieści osiem.
- I w tym wieku pan nawet nie wie że na organizowanie zebrań w kawiarniach trzeba mieć zezwolenie, a jak się nie ma, to można za to posiedzieć. Życzę panu dobrej podróży - celnik podał Barnabie paszport. Barnaba obejrzał się do tyłu. WOPista zniknął, a na ten widok tragarz kiwnął na Barnabę i powiedział
- Niech pan się pakuje, bo panu samolot odleci.
Rzeczywiście nikogo już w hali nie było. Tragarz wsadził walizki na wózek i powiedział - Niech pan idzie do autobusu.

Barnaba wsiadł do autobusu, był sam. Autobus podjechał do samolotu, następny WOPista stał przy wejściu. Obejrzał paszport Barnaby i wskazał na schody. Barnaba szedł do swojego miejsca, kiedy dziewczynka w wieku jego córki zawołała:
- Mamo, to tego pana nie aresztowali. I nie zabrali mu lali.
Wreszcie Barnaba mógł usiąść i zacząć porządkować swoje odczucia. Samolot był nad Bałtykiem, a Barnaba doszedł do momentu rewizji, gdy nachyliła się nad nim stewardessa z tacką na której stał oblodzony kieliszek z przezroczystym płynem.
- Pozdrowienia od pana na lewo przy oknie. Tego Francuza.
Barnaba spojrzał w lewo. Uśmiechnięta twarz faceta była częściowo zasłonięta ręką z kieliszkiem.
- Walezy - zawołał Francuz.
- Napoleon, Lagrange - zawołał Barnaba i spełnił toast – ten Francuz dobrze zna polską historię - pomyślał.
- Walezy – powtórzył Francuz i ręką wolną od kieliszka wykonał znajomy znak Solidarności.
- Aha, to o niego mu chodzi – pomyślał Barnaba i zawołał – Wałęsa. Francuz z zadowoleniem kiwnął głową.
Barnaba poprawił się w wygodnym fotelu i pomyślał:
- Wszystko dobre co się dobrze kończy.
Przemknęła mu przez głowę myśl że od tej pory figuruje w aktach Bezpieczeństwa jako "organizator nielegalnych zebrań". Ninka miała rację, słusznie kręciła nosem, ale teraz to wszystkie te służby mogą mnie gdzieś pocałować.
- O właśnie, niech mnie pocałują właśnie w ten ichni debit – ucieszył się.

Samolot doleciał do Montrealu. Barnaba wyjątkowo szybko przeszedł przez kontrolę  kanadyjską. Celnik pociągał nosem i krzywił się na jakiś nieznany a doskwierający mu zapach. Barnaba nie miał trudności z ustaleniem przyczyny - był to rozbity likier na wiśniach w gigantycznej torbie podręcznej.
Furgonetki biura podróży Polonez, kursujące między Montrealem a Nowym Jorkiem były według jednego z przyjaciół Barnaby bezpośrednim wynikiem działalności Jerzego Urbana jako rzecznika reżymu. Według przyjaciela, podczas jednej z konferencji prasowych zdarzyło się Urbanowi palnąć coś o "lotniskach otwartych dla przyjaciół i tylko dla przyjaciół". Cytat ten miał w czasie stanu wojennego zainspirować decyzję Reagana o zamknięciu lotnisk USA dla polskich samolotów. Prawdziwe czy nie, Barnaba wraz z gronem innych pasażerów z Warszawy zaokrętował się do takiej furgonetki. Kierowca, pan Bronek był życzliwy, ale lekko się zawahał kiedy poczuł dziwny zapach.
- Wie pan co - położymy pański bagaż na brzegu. Tak będzie lepiej - Panowie - rozładowujemy się - zawołał.
- Coś tu śmierdzi - narzekał jeden z pasażerów.
Zatrzymali się na granicy amerykańskiej. Pan Bronek powiedział:
- Panowie, wszystko będzie w porządku. Dajcie paszporty, ja będę wszystko załatwiał. Musicie tylko iść ze mną do okienka, urzędnik musi porównać wasze twarze z paszportami.

Celnik wprawnie otwierał paszporty i potwornie kalecząc wywoływał polskie nazwiska. Pan Bronek zerkając celnikowi przez ramię korygował wymowę. Wywołany odpowiadał - Obecny - pan Bronek tłumaczył - Present - i w ten sposób, wliczając konieczne stemplowanie, formalności zostały zakończone w trzy minuty. Przyszła kolej na cło. Celnik podszedł do furgonetki, pociągnął nosem i wskazał na pierwszy z brzegu bagaż. Była to torba Barnaby.
Pan Bronek zawołał:
- Panowie czyj to bagaż. Proszę otworzyć.
- To tego pana co mu śmierdzi - zawołał jeden z pasażerów. Barnaba otworzył torbę. Celnik z wahaniem zanurzył dłoń do środka i wyciągnął bochenek chleba. Obejrzał się i wskazał palcem na Barnabę.
- Food - powiedział. Pan Bronek przetłumaczył:
- On mówi że to jest jedzenie.
Barnaba musiał myśleć szybko. Tylko fortele jak pan Zagłoba. Udam że nie znam angielskiego.
- Chleb - odrzekł.
- Właśnie - skomentował pan Bronek.
Celnik zwrócił się do pana Bronka.
- Powiedz temu człowiekowi - tu wskazał na Barnabę - że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki.
Pan Bronek przekazał - On mówi żebym panu powiedział, że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki.
- Niech pan mu powie, że ja wiem, że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki - zripostował Barnaba.
Pan Bronek miał lekkie kłopoty z przełożeniem tego, ale jakoś sobie poradził.
- To dlaczego on wwozi jedzenie ? - zapytał celnik.
- On pyta dlaczego pan wwozi jedzenie - zapytał Barnabę pan Bronek.
- Niech pan mu powie że teraz to wiem, ale przedtem nie wiedziałem - odrzekł Barnaba.
Widząc rozpacz w oczach celnika pan Bronek skrócił to do:
- On przedtem nie wiedział.
Celnik zastanawiał się. Barnaba powoli tracił poczucie rzeczywistości. Powtarzał sobie cicho - Jestem, żyję, świat jest racjonalny. Nazywam się Barnaba. Mam czterdzieści osiem lat.
Celnik spytał pana Bronka - Co on mówi ?
Pan Bronek spytał Barnaby - Co pan powiedział ?
- Powiedziałem że nawet bułek już nie będę przewoził.
Pan Bronek wnerwił się i przetłumaczył:
- On już nie będzie.
Celnik podniósł chleb w górę, wskazał nań palcem, i z wysiłkiem powiedział:
- Kleb... niiii - i włożył chleb z powrotem do torby. Barnaba wyjąkał:
- Yessss, No.
Celnik spojrzał na Barnabę, podniósł prawą dłoń w znaku Solidarności, powiedział - Lalesa - i odszedł. Pan Bronek przetłumaczył automatycznie - Wałęsa. Barnaba pomyślał:
- To już drugi raz. Wałęsa ma murowane miejsce w historii.
Po chwili powiedział do pana Bronka:
- Niech pan mnie zapyta, ile ja mam lat.
- Ile pan ma lat ?
- Czterdzieści osiem, i nawet nie wiem że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki - powiedział Barnaba.

Ku uldze pasażerów z delikatniejszym powonieniem Barnaba wysiadł z furgonetki przed Nowym Jorkiem, w miasteczku Plattsburg, koło oświetlonego McDonalda. Stąd, telefon do żony w odległym o pięć mil domu miał zapewnić mu transport. Telefon był zajęty, tak teraz, jak i piętnaście minut później. Barnaba wciągnął bagaż do McDonalda i czekał przy kawie. Kolejna próba telefoniczna powiodła się. Wracając od telefonu, Barnaba poczuł znajomy zapach likieru na wiśniach. Nie zdziwiło go więc, że ludzie przy sąsiednim stoliku rozmawiali o zapachach.
Zona Barnaby przyjechała i powiedziała:
- Co za dziwny zapach w tej restauracji. Ale nie o tym chcę mówić. Nie zadbałeś o podręczną torbę i zbiłeś likier na wiśniach.
- Właśnie - powiedział Barnaba.
- Co własnie ?
- To właśnie stąd ten zapach. Ale skąd ty wiesz o tym ?
- Właśnie skończyłam rozmowę telefoniczną z Ninką. Przekażę Ci tylko jej konkluzję tyczącą się twojego sposobu transportowania likieru. Powiedziała "tacy ludzie jak Twój mąż nie powinni być wpuszczani na lotniska, szczególnie w piątki, trzynastego". Określiła Cię także jako "powietrznego terrorystę" - tu żona przerwała na chwilę, aby powiedzieć:
- Chcę Ci zadać pytanie.
- Wiem o co chcesz mnie zapytać - powiedział Barnaba - chcesz mnie zapytać ile mam lat.
- Skąd wiesz ? Jak zgadłeś ?
- Bo wiem - powiedział Barnaba. Coś musiało być w jego głosie, bo sąsiedzi przerwali rozmowę o zapachach.
- Mam czterdzieści osiem lat i nawet nie wiem jak przewozić likier na wiśniach - powiedział Barnaba i wreszcie głęboko odetchnął.


KONIEC


Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na "Lubię to".

Za tydzień: Kolejne opowiadanie:"Rafał, Churchill i inni". 

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.

Moje książki ( http://www.atut.ig.pl/?wyniki-wyszukiwania,19&sPhrase=olas ), wydawnictwo ATUT, są do nabycia w większości księgarni w Polsce, w Europie i w USA. 
Zapytaj w księgarni, sprawdź na przykład w Empiku, bądź też wygoogluj na internecie autora (Andrzej Olas) lub tytuł:
1. Dom nad jeziorem Ontario (nakład jest bliski wyczerpania, ale gdzie nie gdzie książka jest jeszcze dostępna).
2. Jakże pięknie oni nami rządzili.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.

Recenzję mojej książki znajdziesz pod:
http://uwagirecenzje.blogspot.com/2015/02/jak-to-sie-ksiazke-pisao.html 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz