niedziela, 31 marca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 180.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 16

Uniwersytet Jagielloński

© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Część trzecia (c.d.). Między wojnami.

Rozdział V (c.d.). Z Działdowa od Warszawy.


Pierwsze lata małżeństwa rodziców, doktorat. W roku 1928. przy okazji likwidacji Straży Celnej ojciec przechodzi na emeryturę. I natychmiast otrzymuje kontrakt w Komendzie Głównej Straży Granicznej z pensją odpowiadającą pensji podpułkownika[i].

Emerytury – co to za temat – temat dla wszystkich, dla dziennikarzy, dla pracujących, dla obecnych i przyszłych emerytów. Są zwykłe emerytury, są wojskowe emerytury, ubeckie emerytury, rolnicze emerytury, poselskie emerytury, są renty, czasowe i dożywotnie, komisje emerytalne  – i kto wie co więcej. Ale jeżeli czytelnik sądzi, że przed wojną było tego mniej, to się grubo myli. Mogę tak twierdzić z pełną odpowiedzialnością, bo jestem fachowcem. A jestem fachowcem, bo jak już mówiłem, czytałem przedwojenne roczniki “Czat” i przeczytałem je od deski do deski, w tym “Czat” stronę ostatnią. Ta strona zawierała porady prawne, w szczególności porady emerytalne dla nie rozumiejących przepisów i proszących o pomoc strażników. Trzeba pamiętać, że w uprawnieniach emerytalnych Straży Celnej i Straży Granicznej uwzględniano służbę wojskową. Stąd na ostatniej stronie znaleźć można było takie kwiatki, jak ten cytowany z pamięci, być może niedokładnie: “Przodownik St.B.: Ma pan 3 lata i dwa miesiące służby w armii rosyjskiej, z tego dwa lata czasu wojennego, rok i miesiąc służby w Legionach (czasu wojennego), trzy lata i trzy miesiące w Wojsku Polskim, w tym rok i dwa miesiące czasu wojennego, sześć lat służby w Straży Celnej i dwa lata w Straży Granicznej.... Po wykonaniu odpowiednich przeliczeń okazuje się, że ma pan dwadzieścia jeden lat i jedenaście miesięcy wysługi emerytalnej”.

Każdemu z tych okresów służby odpowiadał inny mnożnik emerytalny; oczywiście służba w czasie wojny była liczona wyżej - w końcu można było zginąć. Służba w armiach zaborczych zaliczana była do uprawnień emerytalnych. Mnożniki były takie same dla armii carskiej, armii niemieckiego Wilhelma, czy austriackiej. Wojsko Polskie cenione były wyżej, a o ile pamiętam Legiony najwyżej.

Dosyć cyniczna wydaje się decyzja zaliczania lat służby w wojskach zaborczych w uprawnieniach do emerytury. Mogło się zdarzyć, że polska emeryturę otrzyma były carski oprawca czy pruski szerzyciel niemczyzny. To prawda. Ale spójrzmy na bohaterów wojny bolszewickiej: Piłsudski, Sikorski, Rydz-Śmigły – to legioniści ale Szeptycki, Rozwadowski i Haller – to sztabowcy austriaccy, a Żelichowski i Dowbór-Muśnicki – generałowie carscy. Jest i Kazimierz Raszewski – z armii pruskiej, mianowany generałem w Poznaniu. Tym ludziom, czy też ich dowolnego stopnia podobnej proweniencji podkomendnym odmawiać emerytur nie było wolno.

I jeszcze jedna uwaga: wyobraźmy sobie, że zyskując niepodległość nie zaakceptowalibyśmy tych generałów z armii zaborczych, nie przyjęlibyśmy ich do Wojska Polskiego. Czy udałoby się bez nich nawałę bolszewicką powstrzymać?

W miarę upływu czasu rodzicom przybywało obowiązków. Urodził się mój starszy brat Maciek. A więc dziecko, gospodarstwo domowe, praca ojca w Straży Granicznej, pisanie artykułów, edytowanie i wydawanie Czat – w tym uczestniczyła także Mama, no i doktorat – ojciec chciał dokończyć doktoratu. Nastąpił szereg wyjazdów do Krakowa na Jagiellonkę i wreszcie w roku 1932. ojciec obronił doktorat z prawa. A i sytuacja finansowa rodziny zaczęła, pomimo szalejącego kryzysu, wyglądać całkiem dobrze. Mama zawsze ambitna zaczęła pisać swoją pierwszą ksiażkę dla pań: “Kobietki”. Bo rynek na romanse, tak zresztą jak i teraz, był dobry.

A w Europie gotuje się. Najwięcej u naszych sąsiadów. I Stalin i Hitler szykują się do wojny.

Rozdział VI. Dzieje mojego wuja Rudolfa Blanka.

Dziadek zaprasza do Sowietów. Opisując w pierwszym rozdziale tych wspomnień rozterki spieszącego do domu mojego ojca ilustrowałem ten właśnie okres życia rodziców. Bo właśnie w tym czasie ze Związku Sowieckiego dochodzą alarmujące wieści o bracie Zosi Rudolfie. A wiadomości o znienawidzonym przez Mamę, ale wciąż jej ojcu, Adolfie Blanku już od dawna nie ma żadnych.

Cofnijmy się w czasie, do chwili kiedy to relacjonując dzieciństwo Mamy, jej ojca, a mojego dziadka Adolfa Blanka ulokowaliśmy gdzieś w Rosji.
„Ojciec jak zabrał mnie ze szpitala po pogrzebie matki i śmierci Irenki znikł z mojej pamięci. Wyjechał do Rosji...”

I w roku 1914:
„O ojcu moim mówiono mało; był jakoby w kopalni złota w Nerczyńsku.”
Kończy się pierwsza wojna światowa, mija wojna bolszewicka i wreszcie w roku 1922. Mama otrzymuje list z nieobjętej dla ludzkiego oka ojczyzny komunizmu. List jest od jej ojca i jest zdumiewający. Adolf Blank zaprasza Mamę:

- Przyjeżdżaj do mnie, do Związku Sowieckiego, tu w smoleńskiem jestem dyrektorem sowchozu. Widzisz, a jednak pamiętam o Was – przyjeżdżaj, będzie Ci tu dobrze.

Lata dwudzieste to złota era filmu niemego, era długich nieruchomych a dramatycznych ujęć bohaterki o kredowo białej twarzy (na przykład granej przez Lilian Gish) wpatrującej się niemo w leżące na stole strzępki jakiegoś fatalnego listu. Reakcję Mamy po przeczytaniu listu wyobrażam sobie właśnie w tej konwencji – jestem przekonany że w Działdowie, a już napewno w Płocku było kino i z pewnością jakieś takie ujęcie Mama mogła zobaczyć. I zidentyfikować się z tragiczną bohaterką.

Mama na list nie odpowiedziała. Ojcu nie wierzyła i nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

[i] http://praca.wp.pl/gid,14266274,gpage,2,img,14266439,title,Nauczyciel,galeria.html


KONIEC ODCINKA 16





Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

W sobotę, 6.04.2019 o godz. 17 w Fundacji Kościuszkowskiej w Waszyngtonie ( link tutaj ) odbędzie się wieczór autorski obu autorów. Zapraszamy.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .









niedziela, 24 marca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 179.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 15


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)


Część trzecia. Między wojnami.

Rozdział V. Z Działdowa od Warszawy.

 „Czaty”, przewrót majowy Piłsudskiego w 1926 roku. Cofnijmy się o rok. Jest pierwszy stycznia 1925 r. W Działdowie trzydziestodwuletni były student, legionista, kapitan Wojska Polskiego, powstaniec śląski, a teraz starszy komisarz Straży Celnej ogląda wydrukowany właśnie egzemplarz okazowy „Czat” – pisma Straży Celnej. Dzisiaj stał się wydawcą, dziennikarzem i redaktorem naczelnym jednoosobowej redakcji. W głowie roi mu się od pomysłów.
To, co wydał rok wcześniej – komentarz do ustaw regulujących uprawnienia Straży Celnej[1] – może być początkiem czegoś większego. Można obok pisma, dodatkowo, założyć biblioteczkę „Czat” – wydawać broszurki objaśniające nowe przepisy celne – przecież tam w Warszawie urzędnicy pracują pełną parą, prawo wciąż się zmienia. Dla kogo jak dla kogo, ale dla przyszłego prawnika to znakomite zajęcie.

Choć w kraju rojno od problemów – bezrobocia, zamieszek, inflacji, zawikłanej polityki: konfliktu Piłsudskiego z Sejmem i rządem, wojny celnej z Niemcami – to przecież ci utalentowani, ci z motywacją zostania kimś, te trzydziestolatki z pokolenia ojca – mają teraz swój czas. Tyle jest w tym nowym państwie do zrobienia, tyle jest urzędów do zarządzania, tyle stanowisk do obsadzenia. Wszystkiego jest dużo, ale dodajmy, że do tej pracy, do tych stanowisk jest też wielu konkurentów, i to nie zawsze walczących czysto.
Nie, nie, nie można zaprzeczyć tym ludziom patriotyzmu, oczywiście, że nie, prawie wszyscy to żołnierze z tych wszystkich wojen i powstań. Ale teraz, będąc gotowymi do pracy, chcą także osiągnąć coś dla siebie. Przypomnij sobie, Czytelniku, coś bliższego współczesności – upadek komuny i ówczesne zmagania działaczy Solidarności, spory polityczne, ale i personalne. I to jakie. Tak to bywa i tak to było.

– Co jest moim atutem? – zastanawia się ojciec, trzydziestolatek. – No, przecież prawo, oczywiście prawo. Inne atuty? Umiejętność kierowania? Twardość? No, z tym to nie najlepiej. Nie dalej jak wczoraj Zosia powiedziała, że jestem za miękki dla swoich podwładnych.
Mówi się, że umiejętność kierowania się dziedziczy; to znaczy, że dziedziczy się także nieumiejętność kierowania. W rodzinie Olasów, w szczególności w moim przypadku, to się sprawdza. Zetknąłem się swego czasu z dokonaną przez moich przyjaciół oceną moich zdolności menadżerskich, kiedy to zostałem wybrany na członka Rady Naukowej pewnego Instytutu Polskiej Akademii Nauk. Wiadomości o nominacji towarzyszył wybuch śmiechu i opinia, że takiego ciosu Rada nie przetrwa; mój najbliższy przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i stwierdził, że po takim sukcesie na pewno zwiększą nam przydział papieru toaletowego.
Rada jednak przetrwała. Pewnie dzięki temu, że w trzy miesiące później, po jednym jedynym posiedzeniu Rady, opuściłem to stanowisko, wyjeżdżając do Stanów.

Wróćmy do rozmyślań ojca. Co ojciec powinien zrobić? Zostać prawnikiem w Działdowie? Po Krakowie, wszystkich frontach i powstaniach? To brzmi śmiesznie. Wrócić do Krakowa, do miasta rodzinnego? Przecież dopiero co stamtąd przyjechał, a zresztą wielu krakowskich przyjaciół jest już w Warszawie. A więc niech będzie Warszawa, znajdzie się coś dla niego w Komendzie Głównej Straży Celnej, a „Czaty” będą się drukować w Warszawie, a nie w Lidzbarku czy gdzie indziej. A na teraz to, co najważniejsze – jak najszybciej ślub z jego słodką Zosią.
Ślub nie nastąpił tak szybko, kolejność nie została dochowana. Najpierw pod koniec roku 1925 miała miejsce przeprowadzka ojca do Warszawy, a dopiero potem przyjazd na początku roku 1926 do Działdowa i zimowy ślub z Mamą. A przeprowadzka Mamy do Warszawy posłużyła pewnie za podróż poślubną.

No więc Warszawa roku 1926 – w warszawskiej polityce się gotuje. Trzy lata temu marszałek Piłsudski po ostrym, bezkompromisowym ataku na partyjniactwo i koniunkturalizm wycofał się z życia politycznego – teraz rezyduje w Sulejówku, tuż, tuż pod Warszawą. 15 listopada ubiegłego roku, wbrew zakazowi z lat poprzednich, byli legioniści, a obecnie czynni oficerowie Wojska Polskiego wizytują tam Piłsudskiego i deklarują bezwarunkowe poparcie dla jakichkolwiek przyszłych działań marszałka. Czy wraz z innymi oficerami jest tam kapitan Feliks Olas? Raczej nie, przecież już jest w rezerwie i jest tylko kapitanem. A w Sulejówku zgromadziły się generalskie i pułkownikowskie tuzy. Zresztą nie wiem, czy Piłsudski przypomniałby sobie obecnego kapitana, a przedtem podchorążego Feliksa Olasa. I wreszcie – ojciec ma tyle na głowie: młodziutka żona, nowe stanowisko, przeprowadzka, poszukiwanie drukarni dla „Czat”.

Po kilku miesiącach, kiedy już rodzice osiedli w Warszawie, następuje wielkie tąpnięcie – majowy zamach stanu Piłsudskiego. Na ulicach Warszawy toczą się walki, ginie prawie czterysta osób. Po obu stronach konfliktu spotykamy znajome nazwiska: pułkownik Władysław Anders jest szefem sztabu strony rządowej, przyszły minister spraw zagranicznych pułkownik Józef Beck – takim że po stronie Piłsudskiego, generał Władysław Sikorski deklaruje ze Lwowa wierność rządowi, ale nie wysyła oddziałów ze względu na działalność separatystów ukraińskich, a generał Michał Żymierski (tak, tak, ten Rola-Żymierski, od Armii Ludowej, marszałek komunistycznego reżimu) organizuje wojska rządowe w zachodnich dzielnicach Warszawy.
Po czterech dniach walk jest po wszystkim. Prezydent Stanisław Wojciechowski rezygnuje, premier Wincenty Witos, wskazując, że przedłużanie konfliktu niesie ze sobą wynikające z położenia międzynarodowego Polski poważne zagrożeniapodaje się do dymisji. Piłsudski triumfuje.

O Piłsudskim prawie każdy wie prawie wszystko. Warto powiedzieć parę słów o rezygnującym z funkcji premierze Wincentym Witosie. Cytuję z Wikipedii[2]:
Wincenty Witos przyszedł na świat w chłopskiej rodzinie Wojciecha i Katarzyny ze Sroków, zamieszkałej w galicyjskich Wierzchosławicach. Byli oni dość ubodzy – posiadali jedynie dwie morgi ziemi rolnej, zamieszkiwali w jednoizbowej chacie, przerobionej ze stajni, początkowo nie posiadali nawet krowy. 
Pamiętajmy, że w gospodarstwach 1-2 morgowych chlaeb od nowego roku do zniw był rzadkością i to nie dlatego, że jadło się bułki. Witos ukończyl cztery klasy szkoły wiejskiej (1884-1888). Nastepnie wraz z ojcem pracował jako drwal w jednym zdóbr księcia Sanguszki. W latach 1895-1897 odbywał służbe wojskową w armii austriackiej.

W kwietniu 1909 został wybrany na wójta Wierzchosławic. Pełnił tę funkcję aż do 1931. Podczas sprawowania tego urzędu udało mu się wybudować we wsi młyn, dom ludowy, poprawić stan jej dróg, przeprowadzić prace melioracyjne, rozbudować tamtejszą szkołę, założyć kółko rolnicze i rozwinąć ruch spółdzielczy.
Witos staje się wybitnym politykiem – jest posłem do austriackiej Rady Państwa w Wiedniu. W roku 1919 w niepodległej Polsce wchodzi w skład Sejmu Ustawodawczego. Kandydował też na stanowisko marszałka izby. 

W lipcu roku 1920 bolszewicy zbliżają się do Warszawy:
Klęski na froncie wojny bolszewickiej i nieudane posunięcia gabinetu Grabskiego, skłoniły Radę Obrony Państwa do wysunięcia propozycji utworzenia Rządu Obrony Narodowej, grupującego wszystkie siły parlamentarne. 20 lipca 1920 zdecydowano się wysłać do Wierzchosławic przedstawiciela Rady z propozycją objęcia teki szefa gabinetu Witosowi.
2 sierpnia 1920 [w obliczu ofensywy sowieckiej, tuż przed Bitwą Warszawską] Józef Piłsudski złożył dymisję z funkcji Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza na ręce Wincentego Witosa jako premiera, który jednak dymisji tej nie ujawnił. 

A teraz w maju 1926 dobiega końca kolejny akt konfliktu między dwoma politykami:
Nie uda mi się zaspokoić ciekawości Czytelnika odpowiedzią na pytanie, co robił ojciec – zapiekły piłsudczyk – w czasie tych czterech dni przewrotu. Po prostu nie wiem. W tym czasie rodzice mieszkali we Włochach – w sąsiedztwie zachodniej części Warszawy, gdzie zbierał rządowe siły generał Michał Żymierski, kilka lat wcześniej dowódca ojca w 2. Pułku Piechoty Legionów i w II Brygadzie Legionów. Wyobrażam sobie, jakiż byłby to elegancki akcent w scenariuszu filmowym, gdyby przedzierający się do swoich – to znaczy do piłsudczyków – kapitan Feliks Olas, w pełnym mundurze, z odznaczeniami, stanąłby, strzeżony przez dwóch żandarmów w bojowych hełmach, oko w oko ze swoim byłym przełożonym generałem Michałem Żymierskim (na mundurze generała nie mógłby lśnić Krzyż Wielki Orderu Virtuti Militari, bo order ten, tak jak i rangę marszałka, otrzyma znacznie później za zasługi w umacnianiu komunizmu w Polsce) i oświadczyłby z twarzą zwróconą wprost do kamery:
– Generale, muszę iść tam, gdzie wzywa mnie honor żołnierza.
W następnym kadrze kamera utrwaliłaby skierowany do żandarmów rozkaz przyszłego marszałka:
– Wstrzymać ogień. Niech idzie do swoich.
I wreszcie nastąpiłby skierowany do kapitana, generalski komentarz:
– Jeszcze nie teraz. Do reszty skurwię się dopiero za kilkanaście lat.

I jeszcze ostatnia uwaga o przewrocie. Czasem, we wczesnych latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy jako nastolatek nie miałem już w domu nic do czytania, zabierałem się za wyciągnięte z szafy przedwojenne roczniki „Czat”. Najwięcej w „Czatach” było o przemycie, także dużo o uciekinierach z raju sowieckiego, dużo o Piłsudskim, trochę o historii, ale zawsze na pierwszej stronie był jakiś krótki wstępniak komentujący aktualne wydarzenia. Żałuję bardzo, że nie potrafię przypomnieć sobie treści wstępniaka dotyczącego przewrotu majowego. Bo ciekawi mnie, w jaki sposób ojciec – przecież piłsudczyk – usprawiedliwiał wobec strzegących prawa funkcjonariuszy państwowych zamach na legalne władze państwa.



[1] Ustawa z 14. grudnia 1923 r. o uprawnieniach organów wykonawczych [...], op. cit.
Wincenty Witos, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Wincenty_Witos, (data dostępu: 7.11.2011).


KONIEC ODCINKA 15



Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .





sobota, 16 marca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 178.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 14

Radziwie plebania

© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Rozdział IV. Moja matka Erna Zofia Olasowa (c.d.)

Gadu, gadu, ale już czas powrócić do porządku chronologicznego. A więc:

Tułaczka sieroty, pierwsza wojna światowa, będę nauczycielką. Jest rok 1909. Mama ma sześć lat. Kiepski to wiek dla sieroty.

Przyjęto mnie na jakiś czas w Radziwiu, na górce. Pan domu umierał na gruźlicę. Czytał masę medycznych książek i osamotniony przez drugą żonę i jej rodzinę, pocieszał się łyczkami wódki. Musiał być wolnomyślicielem, bo zdumiewał się niezgodą między narodami i religiami. W naszym mieście mieszkało dużo Żydów, wielu prawosławnych, trochę protestantów, a najwięcej katolików [...] Mój gospodarz miał rozgałęzioną rodzinę o trzech wyznaniach: katolickim, prawosławnym i ewangelickim. Powiedział mi raz, że doczekam się może czasów, kiedy rozum i uczciwość będą określały człowieka, a nie jego metrykalne wyznanie.
A za kilka dni, mimo że byłam chora na gardło, zabrała mnie do siebie jakaś samotna pani po śmierci kilku córek i syna na gruźlicę. Mieszkała do wojny w 1914 roku w Niegłosach koło Trzepowa w dworku z ogródkiem. Najpierw uczyła mnie sama, później posłała do wiejskiej szkoły, gdzie nauczyciel wyliczał mi razy linijką, gdy coś przeskrobałam. Ciekawa byłam nauki, zresztą powtarzano mi, że tylko nauką mogę wrócić do poziomu rodziców.
Nareszcie trafiłam do solidnego, miłego domu na prawie lat dwa–trzy. Był to mająteczek pod samym miastem – 2–3 kilometry. Rano odwożono nas trzy na pensję [...] Wiatry wyśpiewywały mi w koronach drzew sierocą piosenkę opuszczenia i przekonywały, że tylko na własne siły i wytrwałość mogę liczyć, jeżeli nie mam zginąć jak moje rodzeństwo, a przede wszystkim niezahartowana w trudności życia matka. Powtarzałam sobie w czasie tych długich mozolnych wędrówek, tak jak nad mogiłami najbliższych na cmentarzu, że liczyć będę na naukę, pracowitość i współdziałanie z mądrymi ludźmi.

Marylo, Mateuszu, gdzie jesteście? Przybywajcie na pomoc. Teraz, natychmiast. Potrzebuje Was polska Ania z Zielonego Wzgórza. Przybywajcie ze wszystkimi Ani przyjaciółkami. Diano, przybywaj.
Nie, nikt nie przybył, za daleko jest ze stron powieści dla dziewcząt do prowincjonalnego Płocka. Zresztą zaraz wybucha pierwsza wojna światowa. Niemcy zajmują Płock już w lutym 1915 roku i utrzymują się w mieście aż do końca wojny. Szczęśliwie miasto nie doznaje większych zniszczeń.

Z wojny 1914 r. pamiętam fragmenty: rozstrzelanie przez Niemców jakichś mniemanych szpiegów, razowy chleb, bieganie po mleko i kubełki wody, kilka pożarów, przyciszone rozmowy o krewnych w wojsku. O ojcu moim mówiono mało; był jakoby w kopalni złota w Nerczyńsku. Mela uczyła dzieci na wsi w Krzyżanowie, moi bracia uciekli od piekarzy do wojska.
Marzyłam o znalezieniu jakichś labiryntów, pieczar pełnych ciepłych kołder, palt, butów, bielizny, chleba, wędlin, mleka, owoców – dla wszystkich.
Nadeszła niepodległość. Obywatele Płocka rozbrajają niemiecki garnizon.
11 listopada 1918 r. skończyła się wojna. Śmiałam się z tymi, co się cieszyli, płakałam z osieroconymi. Głodno było jednak, bo pieniądz spadał coraz bardziej[1]. Jeden po drugim spotkały mnie dwa ciosy: najpierw hiszpanka, którą przeleżałam w jakiejś komórce, na pewno bez jedzenia i wody, bez lekarza naturalnie, w gorączce i bólach, potem wiadomość od siostry nauczycielki, że urodziła dziecko, że nie pracuje, mąż ma tak małe zarobki, że głodują.
W tym czasie poprawiło się moje materialne położenie, gdyż dzięki dr. Maciesze i paniom nauczycielkom wypłacano mi coś w rodzaju małego stypendium i dawano obiady po kolei u kilku osób. Miałam też więcej korepetycji, a czasami w wakacje krótkotrwałe lokum w samym mieście.
Rozejrzawszy się w swojej sytuacji realnej, postanowiłam zostać nauczycielką. Po szkole średniej odbyłam jednoroczny kurs nauczycielski, gdzie wykładali wartościowi pedagodzy [...].

No proszę, a jednak. Tak jak Ania z Zielonego Wzgórza.

Wyznaczono mi posadę w Działdowie, w solidnym budynku z czerwonej cegły o kilku piętrach. Mieściła się tam i szkoła wydziałowa, i powszechna. Zamieszkałam z elegancką, wysoką warszawianką, która ciągle narzekała na uliczne kocie łby. Ja nie byłam taka wymagająca. Pierwsza pensja dała mi możność jedzenia lepiej niż dotąd. Jakie smaczne było świeżutkie masło i pieczywo.

Dobrze, że Mama nie spróbowała, tak jak jej syn dwadzieścia kilka lat później, kubka kakao; mógłby być wypadek.

Dzieci niemieckich nie chcących po polsku mówić dość dużo; i katolików, i ewangelików. Wśród nauczycieli wielu zasłużonych działaczy mazurskich: Małłkowie[2], Wilkowie, Pszenny [...]
[...] w towarzystwie kolegów wędrowałam po cmentarzach i muzeach. Nazwiska polskie górowały nad niemieckimi. Żalowałam, że z początku nie doceniałam gwary mazurskiej i tych twardych, wytrwałych ludzi.
Gdy namówiona przez koleżanki, w pożyczonej sukni wzięłam udział w jakimś baliku czy przyjęciu, przekonałam się ze zdziwieniem, że miałam większe powodzenie niż niektóre kobiety w wykwintniejszych toaletach, bo przecież przyjeżdżały i ziemianki, i aktorki [...] Zaskoczyło mnie to, bo dawno postanowiłam nie wychodzić za mąż, tylko studiować [...].

No właśnie. Ale... Małżeństwo. Styczeń roku 1926. Ojciec, trzydziestodwuletni kawaler, do niedawna starszy komisarz Straży Celnej, komendant Komisariatu Straży Celnej w Działdowie. Mama, dwudziestotrzyletnia panna, do niedawna uczyła w działdowskiej szkole.
Czy był to gorący romans? Ze strony ojca na pewno – jak inaczej patrzeć na ożenek człowieka na stanowisku z panną, sierotą bez posagu. Ze strony Mamy – kto wie. Wspomnienia Mamy milczą o romansie.
Mogę natomiast dodać, że według Mamy miał miejsce jakiś ojca frontowy romans z posażną adiutantką pułkownika, czarnowłosym wampem ze szpicrutą (taka była na fotografii), były zaręczyny i zerwanie z oskarżeniem narzeczonej o niewierność. A wiemy już z frontowej korespondencji ojca o innym zawodzie miłosnym – „Dlaczego milczysz tak zapamiętale...”. Tak, tak, gotowały się uczucia w moim tacie.

Był ślub cywilny i ślub kościelny. A na ślub kościelny z ewangeliczką zgodę musiała wyrazić kuria biskupia. A czy była podróż poślubna? Nie dowiemy się, choć mam pewne przypuszczenia. Jeśli byłaby to decyzja Mamy, to by jej nie było – oszczędność, oszczędność i jeszcze raz oszczędność.

Oto Mamina charakterystyka ojca:
Mąż mój miał trudne przeżycia dzieciństwa i młodości [...] Był nieufny do kobiet w ogóle, a do mężczyzn uprzedzenie, że są wyżsi, piękniejsi, że mogą mu zabrać kochankę studenckich lat lub pożądaną żonę. Ceniony za swoją wysoką inteligencję i pracowitość, stałość przekonań legionowych i politycznych, czuł się obco w salonach i apartamentach ambasadorów, mimo że miał wszędzie jako redaktor i doktor prawa wstęp ułatwiony [...] Lubił dużo i dobrze zjeść, ale przestawał zapraszać tych, co nadmiernie pili i szastali się z dziwkami.
Tyle razy prosiłeś, abym Ci opowiedziała o Twoim ojcu. Odmawiałam, bo bym musiała opowiedzieć wszystko, nie zatajając. Dobre strony charakteru i inteligencję odziedziczył po bardzo dobrej Matce, prawdziwej Anieli z bardzo dobrej rodziny Niwińskich, której to rodziny mężczyźni z drobnej szlachty spowinowaceni byli przez matki z magnaterią Galicji.

Czuję, że u Mamy wielkiej miłości nie było, nie znajduję tego słowa odniesionego do ojca we wszystkich Mamy notatkach. Szkoda. Cytuję dalej:
Kiedyś mąż, widząc, że mnie napastuje wysoki i tęgi mężczyzna, zagroził mu pojedynkiem (niestety te idiotyczne pojedynki mężczyzn z bardzo błahych powodów, a często i bez powodów, z głupiej zazdrości).


KONIEC ODCINKA 14




[1] Od dziewięciu marek polskich za dolara w 1918 r. do 6,4 miliona w ciągu pięciu lat.
[2] Karol Małłek, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Ma%C5%82%C5%82ek (data dostępu: 30.07.2011). 



Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .



czwartek, 7 marca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 177.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 13


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Rozdział IV. Moja matka Erna Zofia Olasowa (c.d.)


Historia jednego mieszkania. Aha, zanim Wiesławowie wyszli, opowiedziałem im coś, co zilustrowało energię, twardość i zdecydowanie Mamy, kiedy tak jak wiele polskich kobiet stawiała czoła Hitlerowi i Stalinowi – dwóm tyranom Europy. Stawiała czoła z wściekłością, nienawiścią, popełniając niekiedy błędy, ale tylko dzięki niej nie doszło do całkowitego zniszczenia rodziny. Historię mieszkania opowiem tutaj, mimo że w ten sposób pogwałcę porządek chronologiczny tych wspomnień. Bo czuję, że właśnie tutaj jest dla tej relacji właściwe miejsce.
Wypędzeni z Warszawy po kapitulacji powstańczego Mokotowa, tułaliśmy się (my, tzn. Mama, mój brat Maciek i ja) po Polsce – o szczegółach będzie kiedy indziej. Oto, co pisze Mama:
Po zwolnieniu z obozu hitlerowskiego pod Krakowem około 10 stycznia 1945 roku [...] wyruszyłam szukać dzieci pociągiem krakowskim, który ugrzązł w Częstochowie w nocy na 16 stycznia. Gdy walki skończyły się, gromadką kilku osób po trupach przyprószonych śniegiem ruszyliśmy na Kozłowo, Kielce, Kamienną-Skarżysko, Radom. Szliśmy bardzo szybko mimo plecaków i mimo tego, że spadły mi śniegowce i nogi miałam sznurowane czapkami męskimi i tasiemkami. Gdy upewniłam się, że dzieci moje mogą jeszcze pozostać pod Radomiem, nadal pieszo poszłam przez Dęblin, Łaskarzew, Otwock, Michalin z resztką pieniędzy z pięćsetki wymienionej po drodze. Ratowano mnie darmowymi kartoflankami i kapustą, tylko w Kołbieli za godzinny sen na podłodze wiejskiej chaty musiałam zapłacić chustką z głowy. W Otwocku i Michalinie – garnuszki mleka i nocleg na słomie (żołnierskie wszy) wśród tłumu powracającego do Warszawy. Znowuż spadły mi owijaki na nogach i podtrzymywana przez współtowarzysza niedoli, ślizgałam się po gródkach zamarzającego śniegu do mostu[1] przez Wisłę. Ostatecznie przeszliśmy po lodzie, ostrzelani przez wartowników.
Mama spieszyła się, bo mieszkanie – cztery pokoje (sześć izb – bo jeszcze kuchnia i służbówka z oddzielnym wejściem) – w spółdzielni na ulicy Madalińskiego było tym jedynym z przedwojennego życia, co nam pozostało, jeżeli w ogóle pozostało. Okazało się, że pośpiech był wskazany, bo kto był pierwszy, ten był lepszy. Kiedy Mama dotarła na Madalińskiego, już ktoś w naszym mieszkaniu był:
Mróz, lód, gorączka. Tłumy wracających do Warszawy. Pobiegłam, bo był mróz i nie wiedziałam, czy będzie można nocować na Madalińskiego 42 m. 36. W naszym mieszkaniu były trzy kobiety, gdy dowiedziały się, że to nasze mieszkanie, oddały mi klucze, które tkwiły w zamkach, dały kawałek chleba za dwie noce spędzone na naszych łóżkach i poszły na Pragę do krewnych. Zamki były powyrywane, przez balkon wleźli trzej Borkowscy – handlarze rzodkiewkami i wódką. Mieli ochotę jeść i pić swoje zapasy ze mną. Wymówiłam się, że jestem chora na tyfus. Pomogło, uciekli na dół, gdzie zajęli numer 32, dopiero po trzydziestu latach sąd ich wyrzucił [...] Przez tydzień pijani Borkowscy z wódką i kiełbasą namawiali, bym oddała im trzy pokoje, bo po co kobiecie sześć izb, opowiadałam im i pokazałam listy od Włady Blankowej, że ona z rodziną i dziećmi już się zameldowała [...] Pieniądze spadały z godziny na godzinę. Dostałam pracę w mokotowskim Urzędzie Skarbowym. Przywożono nam zupy w kotle [...] Banki i urzędy skarbowe wypłaciły mi pieniądze za cztery miesiące wstecz. Wtedy Was dwóch sprowadziłam od Włady.
Z ocalonym mieszkaniem i zapewnioną zupą z kotła życie rodziny zaczęło układać się w regularny rytm powojennej nędzy; niczego lepszego wdowa z dwojgiem dzieci oczekiwać nie mogła i nie powinna (przecież rządził ten czy inny sekretarz). Powoli znikał z ulic gruz, kończyły się ekshumacje poległych powstańców, zaczęły nadchodzić paczki UNRRA. Paczki były nam bardzo, ale to bardzo potrzebne – byliśmy z bratem krzywiczni, ledwie, ledwie, we wrzodach i krostach, przeżyliśmy głód okupacyjny. Na pierwszych w moim życiu koloniach, niedługo po zakończeniu wojny, zjadłem, popijając kakao, pierwszą w moim życiu bielutką bułeczkę z masłem. Było to podczas niedzielnego śniadania. Zjadłem nie do końca, bo z łapczywości, a może z wrażenia, zwymiotowałem prosto na stół.
Złagodzić powojenną nędzę mogło wynajęcie części mieszkania – jednego, dwóch czy kilku pokoi. Nadarzyła się okazja – młodsza koleżanka Mamy z urzędu skarbowego, panna S., nie miała gdzie mieszkać. Mama zaoferowała naszą służbówkę i wynegocjowała jakąś tam skromną opłatę (chodziło przecież o kieszeń urzędnika). Wkrótce potem panna S. wyszła za mąż i stała się panią Ż. Zamiana litery S na literę Ż miała poważną konsekwencję – pan Ż. wprowadził się do służbówki. Niedługo potem pani Ż. udała się do urzędu kwaterunkowego, uzyskała na służbówkę nakaz kwaterunkowy[2] i zaprzestała płacenia za mieszkanie.
Innego pokoju Mama nie próbowała już wynająć, bo a nuż wynajmie go jakiś pan, nazwijmy go ŻŻ, i wkrótce pojawi się z nowym nakazem kwaterunkowym. Tak więc pieniędzy brakowało dalej i nędza trwała.
Mijały lata, zbudowano Trasę WZ, Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową, już dobiegała końca budowa Pałacu Kultury imienia Józefa Stalina, a państwo Ż. wciąż w służbówce mieszkali. Mieszkali, kiedy przewodniczący Mao podbił całe Chiny, mieszkali, kiedy marszałek Stalin dogorywał na dywanie podmoskiewskiej daczy, mieszkali, kiedy zdemaskowano agenta imperializmu Berię, i mieszkali, kiedy zacząłem studia i kiedy profesor marksizmu-leninizmu podczas swojego wykładu przeczytał i omówił poniższy passus charakteryzujący stosunki pracy w ustroju socjalistycznym lub demokracji ludowej: „Wzajemne stosunki między ludźmi w procesie produkcji mają tu charakter stosunków koleżeńskiej współpracy i socjalistycznej pomocy wzajemnej pracowników wolnych od wyzysku”[3].
Ze względu na to, że Mama i pani Ż. (wtedy jeszcze panna S.) uczestniczyły w tym samym procesie produkcji, ich stosunki musiały mieć charakter koleżeńskiej współpracy i socjalistycznej pomocy wzajemnej; ponieważ tak nie było (zob. nakaz kwaterunkowy), natrafiłem na poważną lukę w wydawało się spójnej dotąd teorii marksizmu-leninizmu. Nadmienię, że znacznie później natrafiłem na owego wykładowcę – prowadził prywatny zakład optyczny i w mojej obecności brutalnie ganił swojego pracownika. Ale było to już znacznie później, wtedy kiedy modny stał się rewizjonizm. Uznałem wtedy za możliwe, że tak jak Święty Augustyn dowiódł, że antypody nie istnieją[4], tak rewizjoniści przeprowadzili dowód nieistnienia jakichkolwiek stosunków i stąd opieprzanie pracownika było zgodne z doktryną i dozwolone.
Kiedy tak zajmowałem się teorią marksizmu-leninizmu, Mama zajęła się praktyką. A musiała działać w pośpiechu, bo w spółdzielni krążyły pogłoski, że Państwo Ż. otrzymali przydział na nowe mieszkanie i planują naszą służbówkę odstąpić osobom trzecim. Obserwacja służbówki potwierdziła, że państwo Ż. już mieszkają gdzie indziej. Nie było czasu do stracenia.
Jestem w stanie precyzyjnie wskazać dzień, w którym Mama przystąpiła do działania. Był to 22 lipca roku 1955. Tego dnia w centrum Warszawy otwarto Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina[5]. Tłumy warszawiaków zgromadziły się przed pałacem, przemawiał premier Cyrankiewicz, grały orkiestry i były pokazy sportowe. A w mieszkaniu na Madalińskiego Mama stanęła przy ścianie przylegającej do służbówki i powiedziała:
– Przynieś młotek.
Kiedy Mama wykonała pierwsze uderzenie, dostrzegłem w tym geście podobieństwo do gestu pani dokonującej chrztu statku Sołdek, chrztu, który oglądałem w kronice filmowej. Po tym uderzeniu Mama wręczyła mi młotek. Prawie oczekiwałem, że powie:
– Płyń po morzach i oceanach. Rozsławiaj polską banderę.
Ale nie. Powiedziała po prostu:
– Kuj dalej. Tutaj.
Po kilku godzinach przez nieforemną dziurę dostaliśmy się do służbówki. Była nasza i odtąd już pozostanie na zawsze nasza.
Po wkuciu się do służbówki nastąpiła seria spraw sądowych, ponieważ państwo Ż. oskarżali Mamę o zagarnięcie mienia o znacznej wartości i o inne kryminalne postępki. W częstych wizytach w gmachu warszawskich sądów na ulicy (wówczas) Karola Świerczewskiego (dwie przesiadki) Mama dzielnie stawiła czoła wszystkim oskarżeniom; często, wracając z uczelni, byłem świadkiem strategicznych narad prowadzonych z życzliwymi sąsiadkami. W końcu, chyba po następnych pięciu latach, jeszcze zanim major Gagarin wzleciał w kosmos, pozwy ustały. W erę kosmiczną weszliśmy więc tak jak kosmonauci, lekko, bez bagażu procesowego.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna myśl. A może jednak powinienem wystąpić o zwrot pałacu Blanka. Bo inne procesy o zwrot nieruchomości wciąż trwają. Na przykład Branickich o pałac w Wilanowie[6]. A pałac Blanka (podobno w pałacu Blanka podpisywano akces do Targowicy), jak i ten w Wilanowie są ładnie odnowione. Na renowację Wilanowa złożyli się Norwedzy[7]. Żaden z Branickich nie jest Norwegiem.

KONIEC ODCINKA 13




[1] Był to prowizoryczny most na palach, wybudowany w styczniu 1945 roku przy resztkach mostu Poniatowskiego. Most wysokowodny zbudowano dopiero w marcu.
[2] Nakaz kwaterunkowy mocno się trzyma, „Rzeczpospolita”, http://archiwum.rp.pl/artykul/19052_Nakaz_kwaterunkowy_mocno_sie_trzyma.html (data dostępu: 11.02.2011).
[3] Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (Bolszewików). Krótki kurs, Książka i Wiedza, Warszawa 1953.
[4] Mariusz Agnosiewicz, Przyrodoznawstwo na biblijnych bezdrożachhttp://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3449 (data dostępu: 21.02.2011).
[5] Otwarcie Pałacu Kultury, TVP Info, http://www.tvp.info/magazyn/kartka-z-kalendarza/otwarcie-palacu-kultury/2123629 (data dostępu: 31.08.2012).
[6] Tomasz Urzykowski, Braniccy wywieźli skarby Wilanowa, „Gazeta Wyborcza”, http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,10731111,Braniccy_wywiezli_skarby_Wilanowa__To_nie_pomowienie.html (data dostępu: 2.11.2011).
[7] Pałac w Wilanowie, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac_w_Wilanowie (data dostępu: 22.07.2011).



Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .