sobota, 30 stycznia 2016

#Festyn opowiadań™, Nr 27.

Pamiętnik Piłsudskiego


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com

(pisane w roku 2010)

Pierwszy[1] po zamarzniętym śniegu, obok tablicy z napisem БЕЗДАНЫ, przeszedł kondukt żałobny prezydenta McKinleya. Kondukt ominął wychodek, na którego drzwiach czerwoną farbą płonił się napis: „Będzie się działo” i znikł za stacyjną szopą. Z szopy, oglądając się bojaźliwie na boki wybiegł wiedeński antykwariusz z wielką torbą. Z torby sypały się na śnieg dolary i euro. Z lasu, na swojej wiernej Kasztance, wynurzył się z Brauningiem w dłoni towarzysz Ziuk, obok niego biegł salutując Tadeusz Roszak. Drzwi wychodka chwiały się od uderzeń bagnetów – to japońska piechota gotowała się do ataku na pozycje rosyjskie pod Mukdenem w Mandżurii. Między szopą a wychodkiem prawie wzdłuż torów płynął statek Aller linii żeglugowej Hamburg Amerika.
W pół do czwartej rano jest najlepszą porą dla fazy snu zwanej REM - fazy marzeń sennych. A marzenia senne historyka Jacka Długosza, zwanego przez studentów Szalonym Docentem, bywają szczególnie bogate.

Zaczęło się miesiąc wcześniej od miliona euro. Tyle zażądał od Muzeum Polskiej Tradycji wiedeński antykwariusz za pamiętnik Piłsudskiego z pierwszych lat dwudziestego wieku.
Wiele działo się w pierwszych latach tamtego wieku. Wojna rosyjsko-japońska, rewolucja 1905. Roku. A także zabójstwo amerykańskiego prezydenta McKinleya, ekspropriacje[2] dowodzonych przez Piłsudskiego – towarzysza Ziuka - bojówek Polskiej Partii Socjalistycznej i podróż Piłsudskiego do Japonii.
Jacek, członek Rady Muzeum, był specjalistą od tych czasów.
Jacek przekonywał Radę Muzeum, że wiedeński pamiętnik jest fałszerstwem. Wiadomo było, że jakiś pamiętnik istniał - w późniejszym liście Piłsudski pisał „mój rejs przez Atlantyk opisałem w pamiętniku ze wczesnych lat 1900” - ale według Jacka w wiedeńskim pamiętniku nie było ani jednego faktu, nieznanego uprzednio historykom. No może był jeden – pamiętnik podawał, że Piłsudski płynął na statku Aller linii Hamburg Amerika.
- Brak nowych faktów jest typowy dla wielu fałszerstw - mówił.

Wbrew Jackowi Rada zdecydowała, że pamiętnik jest autentyczny.
- Pańskie porównanie badań historycznych do szaletu na ulicy Widok nie przekonuje Rady. Najpierw uganiał się pan za mrzonkami – badał pan historię tramwai w Wilnie czy też jak nazywał się statek na jakim Piłsudski dotarł do Ameryki. Teraz sądzi pan, że kluczem do sprawy pamiętnika może być jedna, jedyna tajemnicza literka, której chce pan szukać w Ameryce, w jakimś miasteczku Portborough. Czyżby? A Rada dla pozytywnej decyzji ma poparcie ministerstwa – przewodniczący Rady nie krył swej irytacji.
Jacek przekonywał Radę, że muza historii spotyka się z badaczem w najmniej oczekiwanych miejscach. W szalecie na ulicy Widok – mówił Jacek - drzwi z napisem „Męski” są zabite na głucho a pisuary ukryte są za drzwiami z napisem „Damski”. Dopiero ktoś dociekliwy stwierdzi, że drzwi zablokowała wygodna babcia klozetowa, a kartkę  „wejście przez Damski” uniósł wiatr. Lekcją - mówił - jaką udziela nam, historykom życie, jest zaglądać w każde drzwi, być upartym.

Upór był Jackowi potrzebny. Następnego dnia po posiedzeniu Rady Jacek ze zdumieniem wysłuchał wypowiedzi ministra Opieki Dziedzictwa Historycznego, że pięknym podarunkiem dla naszego wojska będzie pamiętnik twórcy niepodległej Polski Józefa Piłsudskiego. Okazją było zbliżające się Święto Wojska Polskiego.
Spytany przez reportera radiowego co sądzi o podarunku ministra Jacek powiedział to co myślał – ten pamiętnik to fałszerstwo, a pospieszna decyzja Rady Muzeum wymuszona została na Radzie przez Ministerstwo. W ten sposób Szalony Docent wybrał się na wojnę z ministrem. A z ministrami się nie żartuje.
- Skończyły się wczasy Szalonego Docenta Historii ... za pieniądze Muzeum. Co Szalony Docent robił w wileńskim tramwaju? – tak w kilka dni po wywiadzie Jacka napisał warszawski szmatławiec SuperMetro. Aluzja do tramwaju wynikła z wygłoszonej na poprzednim posiedzeniu Rady uwagi, że pieniądze zrabowane podczas ekspropriacji w Bezdanach przeznaczone były na budowę sieci tramwajowej w Wilnie. A na sąsiedniej stronie SuperMetra przewodniczący Rady Muzeum stwierdzał, że Jacek nie jest już członkiem Rady Muzeum.
Tajemnicza literka miała dla Jacka wartość paru tysięcy dolarów – taki był koszt podróży do Ameryki. Na pytanie reportera o pieniądze wyznał off record, że z pieniędzmi będzie krótko, ale bywało tak i wcześniej, na przykład na studiach doktoranckich. Jedzie do Portborough, bo tam po ekspropriacji w Bezdanach ścigany przez carską Ochranę wyemigrował jeden z jej uczestników – Tadeusz Roszak.

A wojna z ministrem trwała. Tuż przed podróżą uniwersytet zawiadomił Jacka o wycofaniu jego nominacji na profesora. Nie dla Jacka będzie uścisk dłoni prezydenta w Belwederze.
- Ciekawe, czy minister ma dojścia także w Locie – zastanawiał się Jacek jadąc na Okęcie. Na szczęście nie. I już następnego dnia Jacek pił piwo w sali Polish American Social Club, Portborough, Massachusetts.
Prawie każdego dnia tygodnia w klubie było staro. W poniedziałki i piątki radosna starość grała w bingo. Niedziela była zarezerwowana na tańce salonowe. A we wtorki i czwartki grał KielbasaKings Band i rozhulana starość tańczyła polkę.

Był wtorek. Ze ścian holu Kościuszko, Pułaski, Jan Paweł Drugi, Kopernik, Paderewski i Piłsudski przysłuchiwali się polce Mańka On the Bridge. Paderewski, z wyrazem niesmaku na twarzy, łypał nieżyczliwie w stronę harmonisty zespołu KielbasaKings.
- Ciekawe czy Mańkę na moście, obchodziłoby coś poza jej Maćkiem, na przykład, że jestem znany jako Szalony Docent, albo, że pamiętnik Piłsudskiego jest fałszerstwem – pomyślał Jacek Długosz i pociągnął łyk niedobrego amerykańskiego piwa.
- Tego się nie spodziewałem – trzystu starych ludzi tańczy polkę – powiedział do siedzącego obok Janusza Roszaka.
- Sala mieści czterysta - odpowiedział Janusz – tylko smuci mnie, że wśród tych trzystu coraz mniej jest myśli o Polsce, a coraz więcej o bingo. Chociaż ten klub wywodzi się z niepiśmiennej, ale patriotycznej, emigracji polskiej sprzed pierwszej wojny, nie spodziewaj się więcej niż trzydziestu osób na twojej prelekcji. To nie jest miejsce gdzie, odwołując się do jednej literki sprzed stu lat, uda ci się dowieść fałszerstwa pamiętnika.
- O przepraszam, krzywdzisz swojego dziadka - socjalistę – zaprotestował Jacek – kolportera Robotnika, bojowca Piłsudskiego, uczestnika ekspropriacji w Bezdanach, a w końcu założyciela tego klubu. On znał się na literach, czytałem jego piękne listy. Z nich dowiedziałem się, że był tu Piłsudski i dlatego tu jestem.

Kiedy w kilka lat po ekspropriacji w Bezdanach wybuchła wojna rosyjsko-japońska - mówił Jacek - Piłsudski wyruszył do Japonii – potencjalnego sojusznika w walce z caratem i w drodze przez Stany zatrzymał się u twojego dziadka, tu w Portborough. Ale w Stanach też nie było spokojnie. Było tuż po morderstwie prezydenta McKinleya zamordowanego przez  anarchistę Czołgosza. Czołgosz był zresztą polskiego pochodzenia.
- Agenci Secret Service nie ustrzegłszy prezydenta próbowali wykazać się na wszystkie inne sposoby. Przystąpili do gnębienia wszystkich lewicowych organizacji emigrantów. Piłsudski był im znany jako działacz socjalistyczny, wiedzieli też, że znajduje się w Stanach. Groziło mu aresztowanie. Przez miesiąc Piłsudski musiał ukrywać się w domu twojego dziadka. Ślady tego, co robił w tym czasie próbuje teraz znaleźć w papierach klubu twój Peter.
- Peter ma siedemdziesiąt lat i niską morfologię –wtrącił Janusz - ale jako sekretarz Klubu troszczy się o każdy, choćby najstarszy, skrawek klubowego papieru.

Prelekcja Jacka odbyła się niedługo po zakończeniu występów KielbasaKings. Jacek miał o czym opowiadać – od wstąpienia do Unii Europejskiej trwały złote lata Rzeczypospolitej. Z entuzjazmem mówił o dynamicznej gospodarce, przedsiębiorczości i pracowitości Polaków, o pięknie polskiej kultury.
Entuzjazm Jacka podzielali ze ściany holu uśmiechnięty Paderewski i jego sportretowani koledzy, podczas gdy reszta nielicznego audytorium przysypiała. Peter, z jedną ręką przy aparacie słuchowym w uchu i nieodłączną szklanką piwa w drugiej, dołączył do słuchaczy, kiedy Jacek mówił o pobycie Piłsudskiego w Portborough i o tajemniczej literce. Na nieme pytanie Jacka pokręcił przecząco głową. A więc żadnych papierów nie było.
W wydanym przed wojną zbiorze listów emigrantów znalazłem list dziadka Roszaka do rodziny w Polsce – ciągnął Jacek - pisał on tam, że wciąż gości u niego T. Ziuk – „T. Ziuk siedzi tutaj i pisze, ciągle coś pisze”. Czy to Tadeusz albo Tomasz Ziuk? Chociaż? Dlaczego nie towarzysz Ziuk?  Może gorliwy korektor zmienił małą literę t na T. W Archiwum Wileńskim dotarłem do oryginałów listów i okazało się, że miałem rację. Dlatego przyjechałem do Portborough szukać tego co napisał Piłsudski. Niestety bez skutku – zakończył przesuwając wzrok z potakującego Petera na portret Piłsudskiego.
- Czas się pożegnać, panie marszałku – pomyślał. Był prawie pewien, że portret mrugnął do niego. To uczucie powtarzało się później, już w Warszawie, kiedy budząc się z surrealistycznych snów o Bezdanach, zastanawiał się czy galopujący na Kasztance towarzysz Ziuk znów mrugał do niego. A może czas odwiedzić psychiatrę – myślał – może Szalony Docent rzeczywiście staje się szaleńcem?

Na tydzień przed Świętem Wojska sensacją Warszawy stała się rekonstrukcja rządu. Wśród zdymisjonowanych był i minister Jacka.
- Nic w tym dla mnie – myślał Jacek – czek na milion euro jest już gotowy i nowy minister podpisze go w pierwszym dniu urzędowania.
A następnego dnia w Warszawie pojawił się Peter. Siedemdziesięciolatek przyjechał pożegnać się z Polską. Pochwalił polski Żywiec - chyba poprawia mi słuch – powiedział dotykając aparatu słuchowego – i mam dla Ciebie jakieś papiery od Janusza. Znalazł je u siebie na strychu. Teraz ma alergię od tego kurzu.
Zakręcane duże C, niedokończone kółeczko litery p, pismo pochylone w prawo, kropki i kreski przesunięte nad następną literę. To było to, to była ręka Piłsudskiego. To było chyba ze sto stron pamiętnika Piłsudskiego. A fakt, łatwy do sprawdzenia? Jacek gorączkowo przewracał strony – ostrożnie, bo porwiesz - mówił sobie. Nazwa statku, nazwa statku? Jest – Baltic, angielskiej linii White Line. A nie Aller z linii Hamburg Amerika.
- To jest prawdziwy pamiętnik Piłsudskiego – wykrzyknął Jacek. - Nareszcie.
- Czemu tak głośno krzyczysz? – zapytał Peter, majstrując przy aparacie słuchowym. -Piłsudski? A kto to ten Piłsudski? On z Warszawy? To ten twój minister?



[1] Konstrukcja opowiadania wymagała niewielkiego przesunięcia w czasie niektórych wydarzeń z początku dwudziestego wieku.
[2] Na przykład ekspropriacja pod Bezdanami - napad na rosyjski pociąg pocztowy, przewożący pieniądze.

                                                                KONIEC

  
  Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.

  Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to".



Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.



  Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

  





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz