sobota, 27 lipca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 192.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 27

Instytut Hoovera

© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)


Drodzy Czytelnicy: Facebook jest nienajlepszym miejscem do przekazywania informacji - wykonuje przypadkowe ruchy w przód w skos i do tyłu. Chyba najbezpieczniej jest dołączyć do mojej facebookowej grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. W końcu możecie otrzymywać moje posty mejlem - piszę o tym poniżej.


Rozdział XI Katyń (c.d.)

O Katyniu w Instytucie Hoovera (The Hoover Institution on War, Revolution and Peace) [1]Instytut założył po pierwszej wojnie światowej późniejszy prezydent USA Herbert Hoover,człowiek wielce zasłużony dla Polski (ma swój pomnik i swój skwer w Warszawie):


W sierpniu roku 1919 podczas swej wizyty w Polsce Hoover był świadkiem chwytającej za serce sceny w Warszawie: dwadzieścia pięć tysięcy bosonogich dzieci przyszło go pozdrowić. W ciągu kilku godzin zatelegrafował po pomoc i 700 000 płaszczy i 700 000 par butów dotarło do Polski jeszcze przed początkiem zimy. Następne pół miliona płaszczy i butów zostało dostarczonych w ciągu kolejnych dwóch lat[2].

Po wybuchu drugiej wojny światowej we wrześniu 1939 roku Hoover zorganizował Komisję Pomocy Polsce[3]. Komisja przez pierwsze lata wojny dostarczała żywność mieszkańcom okupowanej Polski. Zorganizowane przez Komisję kuchnie wydawały dziennie 200 000 posiłków.

Wróćmy do założonego przez Hoovera Instytutu. Oto, jak Hoover zdefiniował jego misję:
Centralną misją Instytutu jest użycie zgromadzonych materiałów w celu dostarczenia argumentów przeciw prowadzeniu wojen, oraz poprzez studia nad tymi materiałami i przez ich publikowanie – upowszechnienie ludzkich zabiegów podejmowanych w celu zachowania pokoju [...][4].

Instytut mieści się w tak zwanej wieży Hoovera na Uniwersytecie Stanford. Właśnie jadę pamiętającą czasy Hiszpanów ulicą El Camino Real, za chwilę skręcę i dojadę do Instytutu. Jest lato roku 1988, mam wakacje, skończyłem już ten rok wykładów na Uniwersytecie Stanowym w Oregonie, przeprowadziłem egzaminy, wystawiłem stopnie, odesłałem wydawnictwu korektę ostatniego artykułu. Do Polski polecieć nie mogę – jestem wygnańcem, zostałem przez komunistyczny reżim zakwalifikowany jako ten, który porzucił swoją ojczyznę. Ja uważam inaczej, uważam, że ojczyzna została mi odebrana. Na szczęście do Polski mogła polecieć Ela – zostanie w kraju przez pół roku – dzieci pójdą do szkoły w Warszawie – polepszymy ich język.

Czeka na mnie kurator kolekcji Europejskiej Instytutu Hoovera doktor Maciej Siekierski[5]. Witamy się, doktor Siekierski pokazuje mi imponujący zbiór materiałów Solidarności (trzeba pamiętać, że komuna jest jeszcze przy władzy). Nie mogę sobie wyobrazić, że tyle tych materiałów dotarło do Kalifornii. Ale przecież jestem w Instytucie w innym celu. Dowiedzieć się wszystkiego, czego mogę się dowiedzieć – napisać o Katyniu i zostawić to dzieciom. Dowiedzieć się jak najwięcej.

A czego mogę dowiedzieć się o Katyniu w Instytucie Hoovera? Prawie wszystkiego, co jest wiadome, oczywiście poza tym, co ukrywają od lat Sowieci. Bo, jak wyjaśnia mi doktor Siekierski, niedługo po wojnie Instytut Hoovera zakupił akta Ministerstwa Spraw Zagranicznych rządu londyńskiego. Akta zawierają materiały katyńskie, wszystko, co zdołała zgromadzić strona polska. Uzyskuję miejsce w czytelni i zaczynam pracę. Czytam oryginał sprawozdania szefa Komisji Technicznej Polskiego Czerwonego Krzyża wysłanej do Katynia w
1943 roku, doktora Mariana Wodzińskiego. Szukam śladów ojca. I znajduję. Ciało mojego ojca po zidentyfikowaniu zostało przeniesione do jednej z sześciu bratnich mogił. Został pochowany w mogile drugiej, w piątym szeregu, w pierwszej warstwie, na samym dnie mogiły pod numerem ewidencyjnym 768.
W Instytucie Hoovera spędzam tydzień. W rozmowach z doktorem Siekierskim mówimy o Katyniu, ale też o fali emigracji solidarnościowej, o koczujących w USA polskich naukowcach, wciąż niezdecydowanych – wracać czy nie wracać. O wiadomościach z kraju, gdzie coś zaczyna się zmieniać.
Czynię notatki (mimo wszelkich przeprowadzek wciąż je przechowuję, kopie posiadają moje dzieci).
Teraz, w roku 2012, minęło dwadzieścia pięć lat od napisania tych notatek. Od tamtego czasu dowiedziałem się więcej i należna jest korekta ówczesnego tekstu. Pisałem: „Zachodni liderzy – Roosevelt i Churchill – bez jakichkolwiek dowodów uwierzyli mordercy [Stalinowi]”.
Napisałem nieprawdę, za bardzo w tamtych latach idealizowałem alianckich przywódców – bo jak się teraz okazuje, obaj doskonale wiedzieli, kto jest sprawcą. Stali się wspólnikami zbrodniarza.

Spędzałem w Instytucie kilkanaście godzin dziennie. Czytałem i kopiowałem pamiętniki zamordowanych w Katyniu. Próbowałem ustalić datę zamordowania ojca. Najbardziej prawdopodobną wydała mi się data 22 kwietnia 1940 roku.

W trzy lata później, po wyjściu z druku książki Jędrzeja Tucholskiego Mord w Katyniu, ustaliłem, że najbardziej prawdopodobną datą jest 12 kwietnia. I taką datę odtąd przyjąłem.
Jeszcze jeden komentarz do mojej wizyty w Instytucie Hoovera. W rozmowie z doktorem Siekierskim stwierdziłem, że Rosjanie nigdy nie przyznają się do zbrodni katyńskiej. Nie miałem racji, rację miał doktor Siekierski, twierdząc, że prawda wyjdzie na jaw. Tak się stało w rok czy w dwa lata potem. Choć nie do końca – wciąż nie wiemy wszystkiego.
Kilka lat później, w roku 2001, ucieszyłem się, usłyszawszy, że premier Buzek odznaczył doktora Siekierskiego nagrodą Wawrzynu za prace nad zachowaniem polskich zasobów historycznych.
Otwarcie cmentarza katyńskiego[6]Jest 27 lipca 2000 roku – mija dziewięć lat od mojego czerwcowego zapisku o Katyniu. Jestem w pociągu specjalnym do Katynia. Jadą rodziny zamordowanych, weterani, harcerze, urzędnicy. Jedzie kompania honorowa Wojska Polskiego i Orkiestra Reprezentacyjna Wojska Polskiego.
Rankiem następnego dnia wysiadamy w Smoleńsku. Chciałbym inaczej, chciałbym pojechać szlakiem zamordowanych, dojechać do stacji Gniezdowo, wsiąść tam w autobus odjeżdżający do miejsca mordu, do tego brzozowego lasku w Katyniu. Tak nie będzie, nie będzie stacji Gniezdowo, będzie Smoleńsk.

Wchodzę do świeżo odnowionego dworca kolejowego. Zdumienie. Okazały na zewnątrz budynek okazuje się wewnątrz śmierdzącą norą. Niesmak. Uciekam, wychodzę przed dworzec akurat w momencie, kiedy zaczyna grać ustawiona w szyku defiladowym Orkiestra Reprezentacyjna. Brzmią polskie melodie wojskowe. Przez chwilę ten plac przed dworcem staje się dla mnie Polską, moją dumną Ojczyzną. Nagle zdaję sobie sprawę, że w ciągu kilkunastu sekund zetknąłem się z dwiema zupełnie niespójnymi rzeczywistościami, jakby z kontrastem między bielą a czernią.

Niedługo później flota autobusów, zarekwirowanych przez władze rosyjskie z okolicznych miast, wiezie nas z dworca do Katynia. Tam też ze smoleńskiego lotniska przyjeżdża polska delegacja rządowa.

Południem tego dnia ówczesny premier Rzeczypospolitej Polskiej Jerzy Buzek otwiera świeżo wybudowany Polski Cmentarz Wojenny w Katyniu. Spoczywa tu 4421 zamordowanych. W uroczystości uczestniczy średniej rangi delegacja rosyjska. W półokrągłym murze okalającym boczne ściany cmentarza wmontowano wykonane w brązie indywidualne tablice ofiar. Odszukuję tablicę ojca. Z Katynia przywiozłem szczyptę katyńskiego, przeraźliwie żółtego piasku. I gniew. Przywiozłem do Warszawy gniew.
# # #

W domu, w Warszawie opowiadam o Katyniu Eli. Zastanawiamy się, jak bliskie jest polsko-rosyjskie pojednanie. Zastanawiamy się, co może uśmierzyć mój gniew. Ela przypomina mi słowa profesora Swianiewicza. Wracam znów do jego książki: „w interesie obydwu stron leży, aby te więzy były oparte nie tylko na strachu – tak jak dzisiaj – lecz również na pewnym elemencie wzajemnego szacunku i zaufania”. Tłumaczę sobie: W interesie moich dzieci i wnuków.

Powtórnie w Katyniu jestem w lecie roku 2011, w rok po katastrofie smoleńskiej i po waszyngtońskiej Konferencji Katyńskiej (o konferencji opowiem poniżej). Zdecydowałem się na sześciodniową podróż po wschodnich rubieżach dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jedziemy w kilka osób, małym autobusikiem z warszawskiego biura podróży. Przewodniczką jest mieszkająca w Polsce i zafascynowana Polską Białorusinka, nienawidząca reżimu Łukaszenki.

Podążamy kilkuwiekowymi śladami polskiej kultury, wizytujemy Witebsk, Baranowicze, Mińsk, Nowogródek, Orszę, zwiedzamy zamki i pałace magnaterii. I miejsca polskich tragedii – Katyń, gdzie znów dekoruję kwiatami tablicę ojca, Kuropaty – obecnie przedmieście białoruskiego Mińska – najbardziej prawdopodobne miejsce kaźni Polaków z listy białoruskiej, oglądamy smoleńskie lotnisko – miejsce katastrofy samolotu prezydenckiego.Wypytuję naszą przewodniczkę. Chcę dowiedzieć się jak najwięcej o Białorusi. Co to za zwierzę, ta ostatnia dyktatura w Europie? Czy na pewno ostatnia, czy nie pojawi się kiedyś następna? Za wiele w życiu widziałem, żeby mieć taką pewność. Mogłem ją mieć wtedy, kiedy wchodziliśmy do Unii, ale nie teraz, w lecie roku 2011.

Widzę na Białorusi to, co relacjonowali mi wcześniej moi wracający stamtąd przyjaciele. Dobre drogi, czyste miasta. Przed wyjazdem sprawdziłem w internecie – Białoruś się rozwija, dochód narodowy rośnie. Więc co jest z tą dyktaturą? I dopiero jesienią, parę miesięcy po powrocie do Polski, potrafię zbudować sobie jakąś wizję przyszłości tego kraju.

Jesienią bowiem pojechaliśmy z Elą do Wrocławia, gdzie wypadło mi wypromować moją książkę, a także wziąć udział w organizowanym tam Międzynarodowym Festiwalu Opowiadania. Te trzy wieczory spędzone na wrocławskim Rynku przyniosły mi odpowiedź na pytanie, co z Białorusią. Bo miałem okazję porównać białoruski Mińsk z polskim Wrocławiem. Rynek wrocławski pulsował wieczornym życiem, było tam – nie wiem – dziesięć tysięcy, dwadzieścia tysięcy uśmiechniętych, przeważnie młodych ludzi. Zaś wizytowany wiosną białoruski Mińsk był pustynią. Wszędzie czysto, naprawdę czysto. Ale pusto na ulicach, pusto w podziemnych przejściach. Za pusto.

No ale do rzeczy – więc co z tą Białorusią? Wierzę, mam nadzieję, że kiedyś to pęknie, kiedyś młodzi ludzie wyjdą na ulice i rozwalą dyktaturę. Tyle że będzie to Białoruś kosztowało – nie wiem – dziesięć lat straty do reszty świata, może dwadzieścia. Dużo. I dopiero potem na ulicach Mińska pojawi się wesoły tłum.

I chcę wierzyć, że więcej dyktatur w Europie nie będzie, że nigdzie w Europie Centralnej czy Wschodniej nie narodzi się kolejna dyktatura.

A na razie jest tak, jak jest. To w białoruskim Mińsku, ot tak sobie, kupiłem Eli prezent za dwieście tysięcy. To Mińsk jest jedynym znanym mi miastem, gdzie pieniądze leżą na ulicy. Tak, tak, na ulicznych chodnikach, w podziemnych przejściach walają się niewielkie papierki – białoruskie banknoty jednorublowe. Bez trudu można ich zebrać dziesięć czy dwadzieścia. Tylko nie ma po co się trudzić. Bo kilkuletnia inflacja zbiła wartość jednego rubla do około trzech groszy.

Niewiele narodów stać na taki luksus – na luksus wyrzucania pieniędzy na ulicę.




[1] Instytut Hoovera, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Hoover_Institution (data dostępu: 11.02.2011).
[2] Herbert Hoover and Poland, USHistory.org, http://www.ushistory.org/more/hoover.htm (data dostępu: 5.07.2011).
[3] Commission for Polish relief, Wikipedia, http://en.wikipedia.org/wiki/Commission_for_Polish_Relief (data dostępu: 11.03.2011).
[4] Mission Statement, Instytut Hoovera, http://www.hoover.org/about/mission-statement (data dostępu: 7.07.2011).
[5] Maciej Siekierski, Instytut Hooverahttp://www.hoover.org/fellows/9086 (data dostępu: 7.03.2013).
[6] Katyń, http://members.upcpoczta.pl/p.olas7/Katyn/Katyn.htm (data dostępu: 7.03.2014).


KONIEC ODCINKA 27


Poszukuję współpracownika - chodzi o napisanie scenariusza bazującego na mojej twórczości. Proszę o kontakt mejlowy. 


Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Książkę Hybrydowi Polacy możesz kupić w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska, albo w księgarni Bolesława Prusa na Krakowskim Przedmieściu na przeciw Uniwersytetu Warszawskiego.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *
A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.


Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .





poniedziałek, 15 lipca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 190.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 25



© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Drodzy Czytelnicy: Facebook jest nienajlepszym miejscem do przekazywania informacji - wykonuje przypadkowe ruchy w przód w skos i do tyłu. Chyba najbezpieczniej jest dołączyć do mojej facebookowej grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. W końcu możesz otrzymywać moje posty mejlem - piszę o tym poniżej.

Rozdział XI Katyń (c.d.)


Rok 1943. Jak już pisałem, w roku 1940 przyszła z Kozielska ojcowska pocztówka a potem druga. Listy od nas z Warszawy znalazły się przy zwłokach ojca  (zob. ilustracje 45 i 46). Wiem o tych dokumentach dzięki doktorowi Janowi Roblowi z Państwowego Instytutu Medycyny Sądowej i Kryminalistyki w Krakowie. Oto wyjątek z publikacji Instytutu Pamięci Narodowej, opisującej opracowywanie w Krakowie materiałów przywiezionych z Katynia po odkryciu grobów w roku 1943:
Polacy mogli zatem, w miarę spokojnie, opracowywać materiały. Wyciągano kopertę po kopercie. Do każdej z nich sekretarka zespołu, Irma Fortner, sporządzała osobny protokół zawierający datę prac, numer koperty (a tym samym numer zwłok wydobytych z dołu śmierci w Katyniu), dokładny
spis zawartości, przepisaną zawartość wszystkich dokumentów (legitymacji, kalendarzyków, pamiętników, luźnych notatek), opis fotografii i przedmiotów osobistych. Znalezione w kopertach rysunki przefotografowywano. Każdy z protokołów, kończący się konkluzją stwierdzającą, do kogo należały badane przedmioty, podpisywały dwie osoby z zespołu badawczego. Na wielu kartach znajdują się odręczne poprawki J. Robla[1].

Wszystko się zgadza – ekspertyza materiałów ojca dokonana została 16 marca 1944 i potwierdzona podpisem doktora Robla.
Rok wcześniej po raz pierwszy pojawiło się w Warszawie w wydawanej przez Niemców gadzinówce „Nowy Kurier Warszawski” słowo Katyń. Kurier wychodził po polsku i po zamieszczanych na pierwszej stronie wiadomościach o sukcesach Wehrmachtu były tam ogłoszenia, godziny zaciemniania, jak i nekrologi. Gdzieś w kwietniu 1943 roku ukazał się w niej niemiecki komunikat o znalezieniu grobów katyńskich.
Parę miesięcy później, w lecie tamtego roku, „Nowy Kurier” rozpoczął publikowanie list zidentyfikowanych ofiar. Około piętnastego sierpnia na liście znalazło się nazwisko mojego ojca. Wydaje mi się, że pamiętam ten dzień, pamiętam idącą przez podwórze płaczącą Mamę, a za
nią sąsiadkę tłumaczącą jej, że to na pewno pomyłka, i chyba pamiętam siebie, pięcioletniego smyka, próbującego dojść, o jakiej pomyłce mowa.
– Przecież pan Olas był w Kozielsku. A tu piszą o zamordowanych w Katyniu. To przecież różne miejscowości – mówiła sąsiadka.

Należy się tu komentarz. O mnie samym. Pisuję opowiadania, najczęściej oparte na jakimś dostrzeżonym i zapamiętanym kawałku rzeczywistości, później przesiane, przetworzone, zbite razem z jakimiś wymysłami, fantazjami i doprowadzone do ostatecznego kształtu. Gdyby Czytelnik dotarł do tych moich opowiadań, to łatwo określiłby mnie mianem „wesołka”. Mój umysł zawsze poszukuje jakiejś anegdoty, jakiegoś światełka, nie potrafi być brutalnym, opowiedzieć zła takiego, jakie ono jest, unika relacji o złu, wygładza zmarszczki. Człowiek o takim umyśle nie umie opisywać tragedii. Jak więc mogę opisać zbrodnię katyńską? Potrafię tylko zrelacjonować moje poszukiwania dotyczące mordu katyńskiego. Muszę więc odbyć podróż w czasie – od czasu wojny aż do lat współczesnych.
Piszę te słowa w listopadowy ponury ranek roku 2012 – właśnie wróciłem z warszawskiego cmentarza, gdzie na grobie matki i brata znajduje się też symboliczna tablica ojca.


 Rozdział XII Poszukiwania katyńskie


Luty 1952 roku. Nad udręczoną ziemią koreańską unoszą się kłęby dymu ze spalonych przez amerykańskie bomby miast, osad, wsi – i roje zarażonych bakteriami dżumy i cholery owadów, rozsiewanych przez amerykańskie samoloty. W Niemczech Zachodnich amerykańscy politycy i amerykańscy generałowie gotując nową pożogę światową montują do spółki z hitlerowskimi zbrodniarzami, z hitlerowskimi producentami armat i cyklonu, neohitlerowski Wehrmacht: przeciw Związkowi Radzieckiemu, przeciw Polsce. [...] I w tymże lutym tegoż 1952 roku Kongres USA wznawia starą hitlerowską prowokację: Katyń[2].

Tak w roku 1952 oburzał się na Stany Zjednoczone towarzysz Bolesław Wójcicki, dziennikarz „Trybuny Ludu”, w książce Prawda o Katyniu. Książkę tę przeczytałem gdzieś około tegoż roku – była dostępna w mokotowskiej wypożyczalni. Był to pierwszy raz od roku 1943, kiedy zająłem się Katyniem. O Komisji Śledczej Kongresu Stanów Zjednoczonych nie miałem wtedy pojęcia, natomiast o rozsiewanych przez Amerykanów bakteriach dżumy i cholery słyszałem niemal codziennie w radiowych audycjach godnej koleżanki Bolesława Wójcickiego – niejakiej Wandy Odolskiej. W dodatku w ówczesnym pochodzie pierwszomajowym przypadło mi nieść transparent, na którym obok jakiegoś przerażającego wielonożnego i skrzydlatego insektu stało hasło „Domagamy się końca wojny bakteriologicznej”. Pamiętam to znakomicie, ponieważ po zakończeniu pochodu urządziliśmy sobie z moim serdecznym kolegą szermierkę na transparenty. Na jego transparencie obok hasła „Żądamy pokoju” widniał biały gołąbek Picassa. Z moim dłuższym hasłem bakteriologicznym łatwo mi było wygrać: uzyskałem pięć trafień na tylko trzy przeciwnika.

Książka Wójcickiego zrzuca winę za mord katyński na Niemców. Przytacza fakt, że amunicja użyta do mordów była niemiecka. Sfałszowana przez Sowietów korespondencja jeńców miała dowieść, że ofiary z listy katyńskiej żyły jeszcze w 1941 roku – załączone były fotokopie listów ze sfałszowanymi datami. Przy pełnej cenzurze i niedopuszczeniu innych poglądów celem książki było nasunąć czytelnikowi wątpliwości, kto popełnił tę zbrodnię.

Od zbrodni musiało minąć trzydzieści lat, abym po wędrówce przez pół świata mógł zapoznać się z materiałami tej Komisji Śledczej Kongresu Stanów Zjednoczonych, o której pisał towarzysz Wójcicki. Miało to miejsce nad Pacyfikiem, w amerykańskim stanie Oregon, w uniwersyteckim miasteczku Corvallis.

Komisja Śledcza Kongresu Stanów Zjednoczonych. Komisję do zbadania zbrodni katyńskiej ustanowił Kongres w roku 1951, w czasie trwającej wojny koreańskiej. Nie była to ekspiacja polityków amerykańskich, nie było tam poczucia wstydu po prawie dziesięciu latach milczenia od odkrycia grobów. Było to zwykłe pociągnięcie polityczne, trwał konflikt koreański, trzeba było coś zrobić. Tak samo zresztą jak wspomniana książka Wójcickiego była reakcją „obozu pokoju” na utworzenie Komisji Kongresu. W roku 1952 odbywała się nad grobami katyńskimi
szermierka, tym razem polityczna i prowadzona bez gołąbka Picassa czy przerażającego insektu i nie przez niedorostków, a przez dojrzałych polityków. I rachunek trafień obie strony prowadziły bardzo starannie.

Obszerne materiały Komisji studiowałem wieczorami w bibliotece Uniwersytetu Stanu Oregon. Resztę dnia zajmowała mi praca naukowa i przygotowywanie wykładów – dziekan mojego wydziału postanowił sprawdzić kwalifikacje nowego profesora, aplikując mu stuprocentowe obciążenie dydaktyką i dodając jeszcze trochę.
Komisja Kongresu po przesłuchaniu osiemdziesięciu jeden świadków, zebraniu ponad stu oświadczeń osób niemogących stawić się osobiście stwierdziła jednogłośnie, że odpowiedzialne za masakrę były siły bezpieczeństwa Sowietów, i zaleciła, aby wyniki śledztwa zostały przedstawione Zgromadzeniu Ogólnemu Organizacji Narodów Zjednoczonych w celu oskarżenia Związku Sowieckiego przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości.

Żadnej dalszej akcji nie podjęto, zalecenia nie wykonano. Nie powinno mnie to dziwić, ot, był to tylko typowy zwód szermierczy. Podobnie jak udany w dwadzieścia lat później trick Sowietów. Cytuję z „Gazety Wyborczej”:
lipca 1974 r. Richard Nixon składa wieniec na płycie chatyńskiego [tak, to nie pomyłka – chatyńskiego] pomnika. Ściągnięcie prezydenta USA do Chatynia było wielkim sukcesem Sowietów – dzięki temu świat dowiedział się o dokonanej przez Niemców masakrze w Chatyniu, czyli w angielskiej transkrypcji Khatyniu, który pisze się niemal tak samo jak Katyń[3].

Na koniec jeszcze raz o książce Wójcickiego. Wydawałoby się, że teraz, w roku 2012, jedynym właściwym dla niej miejscem byłby punkt skupu makulatury. Nieprawda. Książka Wójcickiego jest dostępna w internecie[4] na stronie organizacji Komunistyczna Młodzież Polski i jest tam uznawana za prawdę objawioną.
Wybaczcie im, albowiem nie wiedzą, co czynią. Niestety nie są jedynymi.

Zarzucam sobie. Między nami w rodzinie – Mamą, Maćkiem i mną – o Katyniu się nie mówiło. Bo jak napisałem w ostatnim zdaniu rozdziału X – „nie wiem, co to znaczy mieć ojca”. Katyń, morderstwo mojego ojca zajmowały bardzo mało miejsca w moim codziennym życiu. A tak być nie powinno.
No, ale od początku. Pisałem już, że pierwszy raz słowo Katyń pojawiło się w wydawanej przez Niemców gadzinówce „Nowy Kurier Warszawski”. Później było długie milczenie. Przyszły lata pięćdziesiąte, warszawska szkoła TPD 3 na Mokotowie. Szkoła, do której chodziły dzieci partyjnych prominentów, szkoła wychowująca janczarów komunizmu. To w tym okresie jedyne dwie ojcowskie pocztówki wysłane z Kozielska zaginęły gdzieś w rzece czasu.

Długie milczenie, na chwilę tylko przerwane książką Wójcickiego, trwało aż do marca roku sześćdziesiątego ósmego, aż do gomułkowskiego festiwalu pałowania na reprezentacyjnych ulicach miasta stołecznego Warszawy. To był mój punkt zwrotny.

Opisując moje poszukiwania dotyczące mordu katyńskiego, nie jestem w stanie zachować chronologii. Podczas tych trwających lata poszukiwań wciąż natrafiałem na powiązane z Katyniem biografie nieprzeciętnych ludzi. Byli wszędzie, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie (na przykład tam zamieszkał profesor Swianiewicz) – bo tam w większości osiadła wojenna, polityczna, paromilionowa polska emigracja. Spotkałem takich ludzi w Alabamie, w Oregonie, w Newadzie, w Nowym Jorku, w Vermoncie, w Teksasie, wreszcie w kanadyjskich prowicjach – Quebeku i Ontario.




[1] Teodor Gąsiorowski, Wystawa „Małopolanie w katyńskich dokumentach dr. Jana Robla”, Instytut Pamięci Narodowej, http://ipn.gov.pl/bep/wystawy/malopolanie-w-katynskich-dokumentach-dr.-jana-robla (data dostępu: 9.03.2014).
[3] Andrzej Poczobut, Chatyń, który miał być Katyniem, „Gazeta Wyborcza”, http://wyborcza.pl/alehistoria/1,129654,12915157,Chatyn__ktory_mial_byc_Katyniem.html?bo=1 (data dostępu: 3.04.2012).
[4] Bolesław Wójcicki, op. cit.


KONIEC ODCINKA 25


Poszukuję współpracownika - chodzi o napisanie scenariusza bazującego na mojej twórczości. Proszę o kontakt mejlowy. 





Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

W sobotę, 6 kwietnia 2019 w Fundacji Kościuszkowskiej w Waszyngtonie ( link tutaj ) odbył się wieczór autorski obu autorów. 

A w trzy tygodnie później profesor Targowski został laureatem konkursu "Wybitny Polak w USA":

Wyboru zwycięzców konkursu "Wybitny Polak w USA" w pięciu kategoriach określających różne profesje i dziedziny życia oraz aktywności zawodowej dokonała 30-osobowa Kapituła tej nagrody, składająca się z polonijnych liderów oraz przedstawicieli różnych organizacji i instytucji.

Po więcej szczegółów kliknij tutaj
Serdecznie gratuluję współautorowi.

Książkę Hybrydowi Polacy możesz kupić w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska, albo w księgarni Bolesława Prusa na Krakowskim Przedmieściu na przeciw Uniwersytetu Warszawskiego.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *
A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.







Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .