poniedziałek, 25 lutego 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 176.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 12


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)


Rozdział IV. Moja matka Erna Zofia Olasowa

Wczesne dzieciństwo, śmierć mojej babki, sieroctwo. Pod koniec życia Mama opisywała swoje dzieciństwo i młodość. Robiła to kilkakrotnie, ale nigdy nie doprowadziła opisu do końca i nie nadała notatkom ostatecznej formy. Przestudiowałem ten fragmentaryczny pamiętnik. Mówi on o sieroctwie, nędzy, chorobach, śmierci najbliższych; jednocześnie jest świadectwem epoki, która minęła, zmian społecznych zaszłych na przestrzeni niecałego stulecia. Objaśnia też wiele Mamy uprzedzeń wówczas ukształtowanych i utrzymujących się przez całe Mamy życie.

Wygrzebałem w internecie zapisane przez polskiego etnografa[1] ludowe porzekadło: „Kto się sierotą opiekuje, ten sobie niebo gotuje”. W życiu Mamy znalazła się taka osoba. Taką osobą była mieszkająca w Płocku, na Starym Rynku 15, pani Brechtowa:
Po nocy na cmentarzu (mokra jesień) powlokłam się obok Mariawitów (na Dobrzyńskiej cudowny kościół, ciche zakonnice) w panice myśli i uczuć na Stary Rynek 15. Tam pani Brechtowa kazała mi się umyć w dużej misce (nogi nadmarznięte), rozplotła moje włosy, umyła je i oczyściła z robactwa.
To ona wydała mnie za mąż, gdy dorosłam i skończyłam naukę. Ale mieszkać u niej nie mogłam, bo miała tylko kuchnię ze stołowym, ciemną małą sypialnię dla siebie i przybranego wnuka i największy pokój z czterema łóżkami dla mieszkających za opłatą uczniów gimnazjum Małachowskiego.

Było to wczesne sieroctwo. Ośmioletnia Mama straciła matkę w roku 1911 (jej matka, a moja babcia Helena Paulina zmarła na gruźlicę), a Mama wraz z najmłodszą, roczną, pominiętą w drzewie rodzinnym Blanków, siostrzyczką Ireną Wandą zachorowały na szkarlatynę. Wandzia nie przeżyła choroby. Także w 1911 r. zmarła na gruźlicę szesnastoletnia Aleksandra (Ola), a w 1923 – brat Albert. Została czwórka rodzeństwa: Melania, moja Mama – Erna Zofia, Rudolf i Edward.
Oto, jak Mama pamiętała swoją matkę:
Pamiętam ją czarno ubraną, wysoką, chudą, z bardzo długimi włosami. Suknie do samej ziemi. Biegała po krewnych z Płońska, Radziwia, Rypina, Sierpca. Kasłała coraz dłużej. Bałyśmy się matki w chwilach jej gniewu, chowałyśmy się po kątach, za jakąś długą zasłonę. Tam miałyśmy swoje skarby: kawałki zbitego czajnika, pudełka puste po zapałkach, po papierosach z podwórza i śmietnika.
Przeglądam notatki Mamy. Jest mi smutno. Czytam dalej:
Przyszła ze sklepiku matka [Helena Paulina], bledsza, chwiejąca się. Ola rozebrała matkę i ułożyła na największym sienniku, z wahaniem podała matce płaczącą głodną Wandzię. Matka mówiła straszne dla nas rzeczy, że już nie wytrzyma dalej takiej męki, że musi umrzeć, by przestać się męczyć przez lekkomyślnego męża, który wmawia w nią, że matka ma dużo pieniędzy u dawnych rządców i u rodziny, tylko jest za dumna, by w sądzie prowadzić sprawy z dłużnikami. Ola obmyła jej odmrożone nogi, pocieszając, że Mela niedługo zacznie zarabiać, że za zegar z kukułką sąsiadka proponuje dwa ruble, że przed Bożym Narodzeniem odbierze rubel za korepetycje córki nauczycielki. Matka przysnęła, ale ciągle kogoś wołała, chyba swoją matkę i ojca. Chrapała w gorączce i wyczerpaniu. Ola prała w wanience nasze łachy. Zimno było – szron w korytarzyku, śnieg przy drzwiach. Swędziały mnie nadmrożone nogi i ręce, więc nie spałam. Słuchałam rozmowy między Olą a Melą o chorobie matki i gorączce Irenki. Czułam się taka przerażona i słaba. Śniły mi się przerażające sprawy. Uciekałam z matką i siostrami przed czymś strasznym. Niebo było w ogniu – ogromna zimna woda sięgała mi do ust. Krzyczałam bezradnie. Ola uspokoiła mnie garnuszkiem ciepławej wody i prosiła, bym nie straszyła matki. Usnęłam przytulona do spoconej Wandy.
Ileż było tej cholernej zmory pijaków i próżniaków w tak religijnym Płocku z tak wspaniałą katedrą, gdzie w czasie chłodów rozgrzewałam się i zjadałam kawalątkami chleb lub zimny naleśnik, tak żeby nie zakrztusić się. Kochałam katedrę płocką jako opiekunkę najserdeczniejszą, tam odzyskiwałam spokój i wykorzystywałam czas na plany na przyszłość przed maturą i po maturze, gdy będę mogła pomagać Meli i jej trojgu pędraków oraz kupić cieplejsze palto i czapkę.

Przerywam czytanie, bo podeszła Ela i biorąc do ręki zżółkły maszynopis, mówi:
– Popatrz, tutaj Mama pisze o sobie.
Czytam:
Zosia zahartowała się w suterynie i piła wodę nieprzegotowaną, biegała po ulicach Płocka boso, bez palta, chustek, chuda, ale żywotna.
Nienawidzę wódki, koniaków, nawet win niesłodzonych. Nie znam wszystkich grzechów, ale picie tak piekącej wody całe moje życie do lat osiemdziesiątych uważam za piekielną torturę. A ojciec od czasów kawalerskich aż do tragicznej swojej śmierci zagłuszał wódką wraz z najstarszym Albertem wyrzuty sumienia za śmierć matki i wszystkich swoich dzieci. Nienawidzę go i podobnych [...] najgłębszą odrazą i potępieniem.
Ojciec, jak zabrał mnie ze szpitala po pogrzebie matki i śmierci Irenki, znikł z mojej pamięci. Wyjechał do Rosji [...].
Myśl o szkole oczarowała mnie. Pani rządczyni, niska, pulchna kobieta, prawosławna, wyraziła ku memu zdumieniu zgodę, wyszukała z szuflad jeden rosyjski i niemiecki kalendarz, elementarz polski i niezapisane bruliony, ołówek, nawet kawał kredy do tabliczki.
Świat mi pojaśniał. Dogonię w nauce moje siostry, zarobię pieniądze na nagrobek dla Mamy i siostrzyczek. No i zaczęły się ranne marsze do szkoły. Może mylę się, ale to była szkoła w Trzejowie? Z wiatrakami.
Szkoła była dla mnie, nawet najbiedniejsza, nawet za daleka na moje mokre nogi i piekące uszy, jakimś kościołem rozumu, wiedzy i pomocy dla sierot.

I w końcu trafiamy na coś bardziej optymistycznego. Mamina synteza, pisana w czasach Solidarności (której sympatykiem, ku mojemu niezadowoleniu, Mama nie była):
Na szczęście po 1945 r. stosunki polityczne i gospodarcze oraz opieka Państwa wykluczyły hekatomby śmierci biednych rodzin w Polsce i innych krajach na Wschodzie i na Zachodzie. Przyznaję, że nie mogę się trzymać chronologii, ale chodzi mi o porównanie lat z przed 1914 roku i zmian materialnych i społecznych po 1945 roku aż do 1981/1982 r. Na przestrzeni 81 lat zaszły zmiany polityczne tak wielkie, że życie stało się znośniejsze i dla dorosłych, i dla kształconych bezpłatnie dzieci.
Znów przerywam czytanie, bo właśnie przyszedł Wiesław z żoną. Tak, ten Wiesław, z którym miesiąc temu podróżowałem do Płocka, i tak, tak, z tą żoną, z którą już, już, już prawie się rozwiódł. Tydzień temu wyjaśniał mi tę nową sytuację:
– Ludzkie charaktery są giętkie, dostosowują się do otoczenia, podatne na emocje. Jesteś człowiekiem, powinieneś to zrozumieć.
– Żona zrzuciła dziesięć kilo – dodał z jakimś takim płomykiem w spojrzeniu – a ja przestałem palić.

Rozmawiamy o notatkach Mamy. O bezradności, o smutku, o wściekłości. Szukamy jakiegoś promyka Maminej nadziei – może będzie tym szkoła, dla Mamy: kościół rozumu.
Wskazuję na Mamy odwołanie się do zmian, do postępu.
– W tamtych latach postęp twojej Mamie nic a nic nie pomógł. Coś mi się wydaje, że ze swoją wiarą w postęp Olasowie są niepoprawnymi optymistami – wtrąca Wiesław.
Protestuję:
– Mój kuzyn, z wykształcenia rolnik, dowodzi, że jeżeli plony zbóż wzrosły od 8 kwintali z hektara w dziewiętnastowiecznej Galicji aż do 48 kwintali teraz, to można mówić o postępie. Twierdzi, że pogłoski o upadku świata to tylko chwilowa moda, popularna przede wszystkim w środowiskach akademickich. Bo tam, na uniwersytetach muszą przecież jakoś te swoje umysły popędzać. A wyobraźni, której mają dużo, nie marnują na myślenie o pieniądzach.
Żona Wiesława przeczy, to naturalne, bo przecież jest anarchistką:
– Nawet jakby z hektara było sto kwintali, to i tak bankierzy wszystko rozkradną. Cały świat rozkradną – mówi.
Późnym wieczorem próbuję dowiedzieć się więcej o tym, co naprawdę dzieje się ze światem. I trafiam na coś interesującego. Liberalny ośrodek badawczy – Cato Institute – w roku 2007 opublikował raport o polepszającym się stanie świata[2]. Z raportu wynika, że nawet w krajach, gdzie dochód na głowę ludności się nie zmienia, nie wzrasta, to z latami, w miarę postępów technologii, poprawiają się wskaźniki poziomu życia. Wzrasta długość życia, maleje śmiertelność niemowląt, rośnie zaopatrzenie w żywność, polepsza się dostęp do czystej wody itp. No a o fenomenalnym rozwoju takich Chin (szkoda tylko, że siedzi tam komuna) opowiada nam prawie codziennie telewizja.
A więc pozostanę optymistą.


[1] Sierota, Wikicytaty, http://pl.wikiquote.org/wiki/Sierota (data dostępu: 2.11.2011).
[2] Indur M. Goklany, The Improving State of the World [...], Google Books, http://books.google.com/books?id=e81YsqaUQH8C&pg=PA79&lpg=PA79&dq=progress+factors&source=bl&ots=okn8J0UNRA&sig=n1AZRKPAwRzye__5JfewlHCiCi0&hl=en&sa=X&ei=yqSiT__yMYmW8gSX9Ln6CA&ved=0CGQQ6AEwCA#v=onepage&q=progress%20factors&f=false (data dostępu: 17.06.2011).


KONIEC ODCINKA 12


Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .








niedziela, 17 lutego 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 175.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 11


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Część II Rodzice.

Rozdział III. Ojciec (c.d.)


Wojna z bolszewikami. Mało wiem jak dotąd o działalności ojca w Polskiej Organizacji Wojskowej (więcej dowiedziałem się po kilku miesiącach, zob. fragment Muzeum Katyńskie).
Natomiast mam dwie pocztówki pisane z frontu bolszewickiego do ojcowskiej dziewczyny, którą zostawił na Mazowszu. Ojciec dowodził wtedy IV Oddziałem Dowództwa 3. Armii Frontu Litewsko-Białoruskiego. (Na zdjęciu obok marszałek Piłsudski w Mińsku Litewskim, 1919, żródło: Biblioteka Kongresu).
Pierwsza pocztówka napisana była 9 lutego 1920 r. Upominał tam swoją lubą, niepokoiło go jej milczenie. Na zdjęciu (tym tytułowym, u góry) ojciec to ten jedyny okularnik. Zwróćcie uwagę na rozmaitość mundurów i czapek. Rzucają się w oczy pętelkowe mundury austriackie, dwurzędowe płaszcze, nie wiem jakiego pochodzenia, są różnego kroju rogatywki, furażerki, legionowe maciejówki. Rogatywka zaledwie trzy miesiące wcześniej wprowadzona została jako wojskowe nakrycie głowy. Oczywiście na front takie rzeczy idą dłużej.
I jeszcze coś – z lewej strony zdjęcia mamy małą sylwetkę osoby, którą nazywam „synem pułku” – no chyba żeby była to „córka pułku”, a właściwie „córka oddziału sztabowego”. W tamtych niebezpiecznych czasach, kiedy wojny i rewolucje rozbijały niejedną rodzinę, zdarzało się, że to armia zastępowała sierotom ojca i matkę.

Druga pocztówka napisana była 15 lutego 1920. Już z dużym rozżaleniem – dlaczego milczysz tak zapamiętale? – Pytał ojciec. Przesłał dziewczynie zdjęcie swojego sztabu. Sądząc z tego, że tylko sześć dni upłynęło pomiędzy dwoma pocztówkami – temperatura uczuć ojca była wysoka. Natomiast nie było tak z uczuciami lubej, bo korespondencja zamarła. Na zawsze. No cóż, jak wszyscy wiemy, miłość jest dzieckiem marzeń, ale rodzicem rozczarowań.

Luty 1920. Co działo się wtedy? W końcu stycznia oddziały Frontu Wielkopolskiego wkroczyły do Bydgoszczy. 10 lutego generał Józef Haller dokonał zaślubin Polski z morzem. A co działo się na froncie bolszewickim? Cisza przed burzą, bo już 10 marca na odprawie w Smoleńsku dowództwo Armii Czerwonej podjęło decyzję o przerzuceniu na front polski z Kaukazu 1. Armii Konnej pod dowództwem Siemiona Budionnego. W ten sposób wojska bolszewickie rozpoczęły ofensywę na zachód i Front Litewsko-Białoruski miał pełne ręce roboty.
Według legitymacji oficerskiej z dniem 1 kwietnia 1920 r. ojciec awansowany został do stopnia kapitana i w Inspektoracie Armii w Krakowie zastępował szefa Oddziału IV. Wcześniej był szefem Oddziału IV Dowództwa 2. Armii.
Brak mi jakichkolwiek innych dokumentów z tego okresu.

Trzecie powstanie śląskie, 2/3 maja – 5 lipca 1921. Gdzieś w Muzeum Śląskim znajdują się przekazane przez Mamę materiały. Jeszcze przed wybuchem powstania ojciec uczestniczy w jego przygotowaniu w Inspektoracie Armii w Krakowie. 24 kwietnia 1921 r. uczestniczy w odprawie wewnętrznej nr 21 w Inspektoracie – podczas odprawy tworzy się Sztab Inspekcji Armii dla Powstania Śląskiego. Zostaje zastępcą szefa Oddziału IV Grupy Operacyjnej „Wschód”. Powstaniu potrzeba było fachowców – oficerów doświadczonych w pracach sztabowych. Ochotnicy powstania to w większości żołnierze byłej armii cesarza Wilhelma – z czteroletnim doświadczeniem frontowym, ale mało jest oficerów. Wojsko polskie musi pomóc.

Wśród przekazanych przez Mamę materiałów jest legitymacja kapitana F. Olasa nr 269 – Wojska Powstańcze na Górnym Śląsku – Grupa „Wschód”, oraz takie dokumenty, jak rozkaz udania się do Orzecza z 24 maja, z 25 maja – polecenie pomocy kapitanowi Olasowi w werbunku ochotników, 27 maja – polecenie tajne wymarszu do miejscowości Rydułtów. 2 czerwca ojciec obejmuje dowództwo Baonu Marszowego w Tychach.
3 czerwca ojciec otrzymuje polecenie przesunięcia transportem kolejowym grupy wypadowej „Mars” do miejscowości Sośnica, a 4 czerwca – rozkaz zmiany marszruty – zamiast do Sośnicy grupa przesuwa się do Pielichowic. Dalsze materiały to meldunek materiałowy o stanie ludzi i zapotrzebowaniu – 22 czerwca, rozkaz nominacyjny objęcia dowództwa stacji zbornej Grupa „Wschód” w Szczakowej przez kapitana F. Olasa – 4 lipca, raport z działalności stacji zbornej w Szczakowej – 7 lipca. Wykaz szczegółowego przebiegu demobilizacji – 4–6 lipca 1921 r.

Z listy kwalifikacyjnej dowiadujemy się, że od 21 maja do 1 sierpnia ojciec był zastępcą szefa sztabu Grupy „Wschód” w trzecim powstaniu śląskim. Chciałbym dowiedzieć się więcej, ale Muzeum Śląskie jest, tak jak Centralne Archiwum Wojskowe, w stadium poważnej reorganizacji.
Pocieszam się, że kiedyś reorganizacja się skończy i w nowym udoskonalonym kształcie Muzeum będzie ważną placówką śląskiej kultury.

Wyjście z wojska. Po zakończeniu powstania ojciec jest szefem Oddziału IV Inspektoratu Armii w Krakowie. Datowanie listy kwalifikacyjnej kończy się 1 listopada 1921 r., a w lutym 1922 na własną prośbę, motywowaną względami rodzinnymi, ojciec przeniesiony zostaje do rezerwy z przydziałem mobilizacyjnym do 20. Pułku Piechoty Ziemi Krakowskiej. W latach 1927 i 1935 odbywa szereg ćwiczeń w tym Pułku.
Wśród odznaczeń ojca są Krzyż Niepodległości, dwa Krzyże Walecznych i Złoty Krzyż Zasługi.

W roku 2006 ojciec jest awansowany pośmiertnie na stopień majora.

Straż Celna, Straż Graniczna, spotkanie z historią. Jak to z ochroną granic było w pierwszych latach niepodległości, dowiadujemy się z publikacji Straż Graniczna 1928–1933:
Jedną z pierwszych potrzeb, które wyłoniły się z chwilą odrodzenia Państwa Polskiego, była potrzeba urządzenia silnej ochrony granic [...] Pierwsze posterunki graniczne Wojskowej Straży Granicznej tworzono z ochotników z miejscowości pogranicznych, dowództwo zaś nad niemi powierzono oficerom, przydzielanym do służby granicznej przez Ministerstwo Spraw Wojskowych [...] [W końcu grudnia 1918. r.] niemal codziennie staczano walki z Niemcami, którzy niepokoili nasze posterunki ogniem karabinów ręcznych i maszynowych [...] W 1921 roku przystąpiono do organizowania na zupełnie innych zasadach cywilnej Straży Celnej [...] [1].

Po wyjściu z wojska ojciec znajduje się w zespole organizującym Straż Celną. A po utworzeniu Straży Celnej przenosi się i obejmuje komendę Komisariatu Straży Celnej w Działdowie – na granicy z Prusami Wschodnimi.
# # #
Jest rok 2011, pierwszy września. Przebywamy z Elą w Węgierskiej Górce w Beskidzie Żywieckim. To spotkanie z historią. Za godzinę będziemy w dobrym towarzystwie – przybędzie tu z małżonką prezydent Rzeczypospolitej Bronisław Komorowski. Mała grupa oficjałów (nie, nie, nas w tej grupie nie ma) czeka już na niego w miejscu pamięci – obok zbudowanego w roku 1939 ciężkiego schronu piechoty Wędrowiec. Ilu z nich spędziło ile godzin na przygotowaniu, na zabezpieczeniu tej wizyty – nie wiemy. Nam poszło łatwiej – poproszono nas tylko o podanie naszych PESEL-ów, ktoś tam nas w jakiś sposób sprawdził i już. I jesteśmy tutaj w Węgierskiej Górce.

Siedemdziesiąt dwa lata temu tu, w Węgierskiej Górce, tysiąc dwustu polskich żołnierzy przez dwa dni powstrzymywało ataki 7. Bawarskiej Dywizji Piechoty. Poległo jedenastu Polaków i około dwustu żołnierzy niemieckich. Teraz na miejscu bitwy[2] odbywają się centralne obchody państwowe siedemdziesiątej drugiej rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej.
W bitwie pod Węgierską Górką brały udział formacje graniczne – Batalion Korpusu Ochrony Pogranicza „Berezwecz” i pluton Straży Granicznej. Stąd obecność na uroczystości Komendanta Głównego Straży Granicznej, Kompanii Reprezentacyjnej Straży Granicznej, Orkiestry Reprezentacyjnej SG i przedstawicieli Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych.

Do Węgierskiej Górki zostaliśmy zaproszeni właśnie przez to Stowarzyszenie. Od ponad dwudziestu lat Stowarzyszenie starannie odtwarza historię polskich formacji granicznych. Ważnym źródłem do tej historii okazała się własność ojca - wydawane i redagowane przez niego „Czaty” – pismo tego środowiska, publikowane pod nadzorem naczelnej władzy służbowej Straży Granicznej już od roku 1925.
W tym roku, przygotowując się do wrześniowej uroczystości, Stowarzyszenie wydrukowało jednodniówkę – reprint ojcowskich „Czat” wydanych w roku 1933 na jubileusz 5-lecia Straży Granicznej. Oglądałem reprint ze wzruszeniem.

Stoję obok schronu Wędrowiec[3], czekam na rozpoczęcie uroczystości i myślę o historii polskiej wojskowości. Wspominam czasy komuny. Ówczesne Studium Wojskowe, plagę pijaństwa na obozach wojskowych, podejrzliwość oficerów politycznych, widzących wroga klasowego w każdym studencie, zanotowany w annałach Ludowego Wojska Polskiego zbrodniczy alkoholizm wyższego dowódcy[4], wytypowanego po śmierci na bohatera narodowego, finał czeskiej wiosny z polskimi czołgami w drodze do czeskiej Pragi. I na koniec – stan wojenny.

Nareszcie po latach komuny, nareszcie nie trzeba milczeć, można być dumnym. Można być dumnym z Bitwy Warszawskiej, z obrony Westerplatte, zdobycia Monte Casino, obrony Węgierskiej Górki (niektórzy nazywają tę bitwę „Westerplatte Południa”), można pamiętać o wszystkich bez wyjątku miejscach wyrytych na tablicach Grobu Nieznanego Żołnierza.
I wracam myślami do jednej z wielu refleksji: Cieszmy się, chwalmy się zwycięstwami, ale nie porażkami. Tak, mówmy też i o porażkach – ale mówmy o ich przyczynach, analizujmy, edukujmy się, mówmy o popełnionych błędach, o złych decyzjach, o złych dowódcach. Róbmy to, co robi Stowarzyszenie Weteranów Polskich Formacji Granicznych[5], które opowiada społeczeństwu o bohaterstwie, o jasnych kartach polskiej wojskowości. Podkreślajmy za Gibbonem, że męstwo niepoparte umiejętnością postępowania może być zgubne. Patrzmy politykom na ręce, pamiętajmy o tytule tej książki i zadawajmy sobie pytanie czy dobrze nami rządzą (dodane w roku 2016).

# # #

Pora powrócić do drogi życiowej ojca. Jest więc w Działdowie, dowodzi Komisariatem Straży Celnej. W jaki sposób legionista, sztabowiec, szef Oddziału IV w krakowskim Inspektoracie Armii (było ich tylko pięć w całej Polsce) znalazł się w sennym Działdowie? Działdowie, o którym Mama pisała: „Miasteczko było utrzymane czysto, ale senne, nawet trochę nudne[...]”.
Odpowiedzi szukam w polityce. W ciągu sześciu lat, od Bitwy Warszawskiej do roku 1926, rząd zmieniał się dziewięciokrotnie. W grudniu 1922 r. zamordowany został pierwszy prezydent Polski Gabriel Narutowicz. Pogarszała się sytuacja międzynarodowa, w roku 1923 nastąpiło w zniszczonej w czasie wielkiej wojny Polsce załamanie gospodarcze, rozszalała się hiperinflacja, protesty robotnicze musiały być stłumione z użyciem wojska. Przez całe sześciolecie trwał konflikt między Sejmem a Piłsudskim, konflikt wprowadzający podziały polityczne także w wojsku. Na przykład:
Pierwszy zjazd legionistów odbył się 5 sierpnia 1922 w Krakowie. Na kolejnych spotkaniach weteranów walk legionowych konsekwentnie budowano kult Piłsudskiego i podkreślano konieczność podjęcia działań mających doprowadzić grupę legionową do władzy. Wiedział o tym m.in. minister spraw wojskowych gen. Stanisław Szeptycki, który wydał rozkaz zakazujący oficerom i urzędnikom wojskowym uczestniczenia w działalności politycznej. Wycofał się z niego pod naciskiem piłsudczyków, zezwalając na uczestnictwo w zjeździe legionowym w 1923 z zaznaczeniem, że w przyszłości podobne zezwolenia nie będą wydawane[6].

Przypuszczam, że przeniesienie ojca do Straży Celnej było spowodowane chęcią pozbycia się z Krakowa jeszcze jednego piłsudczyka. A nie był to awans, bo Straż Celna była notorycznie niedofinansowana, cechowała ją wadliwa struktura. Cytuję:
W ciągu kilku następnych lat Straż Celna starała sie, jak mogła sprostać, mimo wadliwej organizacji, swemu ciężkiemu zadaniu [...] Reorganizację przyniósł ze sobą dopiero rok 1928, w którym powołana została do życia dzisiejsza Straż Graniczna[7].

A więc starszy komisarz Straży Celnej Feliks Olas urzęduje w sennym Działdowie. Ma czas na refleksję, ma czas na zastanowienie, co zrobić ze swoim życiem. Tam w Krakowie był uniwersytet, można było wrócić do przerwanych studiów. Tu tego nie ma. Ale wciąż można przecież coś zrobić, nawet tu, w tym Działdowie. Przyszły prawnik nie próżnuje – wydaje w Lidzbarku komentarz do przepisów postępowania Straży Celnej[8].
No i jeszcze coś. Pan komisarz się zakochał. Tu, w Działdowie. Ale miłość, miłość spełniona to już temat do następnych rozdziałów.


KONIEC ODCINKA 11





[1] Straż Graniczna 1928–1933, wydawnictwo Czaty, Warszawa 1933.
[2] Bitwa pod Węgierską Górką, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_W%C4%99giersk%C4%85_G%C3%B3rk%C4%85 (data dostępu: 2.02.2011).
[4] Karol Świerczewski, Wikipedia, http://en.wikipedia.org/wiki/Karol_%C5%9Awierczewski (data dostępu: 11.12.2012).
[5] Stowarzyszenie Weteranów Polskich Formacji Granicznych, Straż Graniczna, http://www.strazgraniczna.pl/wps/portal/tresc?WCM_GLOBAL_CONTEXT=pl/serwis-sg/polskie_formacje_graniczne/tradycje/ (data dostępu: 1.07.2011).
[6] Przewrót majowy, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Przewr%C3%B3t_majowy (data dostępu: 3.08.2011).
[7] Straż Graniczna 1928–1933, wydawnictwo Czaty, Warszawa 1933.
[8]  Ustawa z 14. grudnia 1923 r. o uprawnieniach organów wykonawczych [...], omówił [...] Feliks Olas, Lidzbark, 1924.



Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .





sobota, 9 lutego 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 174.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 10


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Część II Rodzice.

Rozdział III. Ojciec.


Dzieciństwo, młodość, rodzeństwo. Jest rok 1883, zbliża się dwusetna rocznica wiktorii wiedeńskiej. Sto lat temu, w setną rocznicę bitwy, Stanisław August, wtedy jeszcze król Polski, postawił Sobieskiemu pomnik w warszawskich Łazienkach. O rocznicy dwusetnej w Kongresówce musi być głucho – car tak postanowił i trwa rusyfikacja. W zaborze pruskim, w Poznaniu, nie szykuje się nic wielkiego, choć udaje się z tej okazji wydać pięknie opracowaną mapę Polski z czasu panowania Jana III Sobieskiego. Ale tak naprawdę, na serio, to dwusetną rocznicą zajmie się Kraków – cesarz Franciszek Józef się nie sprzeciwia. Komisja jubileuszowa zadba o to, aby Kraków obszedł rocznicę hucznie:

Program krakowski obejmował liczne przemówienia, Msze Święte, odsłonięcia pomników, zwiedzanie wystawy, przedstawienie Władysława Anczyca, ale przede wszystkim odbyła się wielka procesja od Kościoła Karmelitów przez Rynek Główny aż do Wawelu. Tysiące osób przeszło trasą barwnie i uroczyście ozdobioną dekoracjami przypominającymi o dawnej polskiej świetności. Z okazji rocznicy swój referat wygłosił Michał Bobrzyński, jak zwykle ze sporą domieszką pesymizmu, przyznając jednak, że zadaniu swemu nie sprzeniewierzyliśmy się nigdy. Podczas licznych wystąpień podkreślano ogromną rolę dawnej Polski jako przedmurza chrześcijaństwa. W tych dniach przeważną część każdego wydania „Czasu” wypełniały informacje o relacjach z obchodów, także pierwsze strony przypominały o dawnym triumfie[1].
To samo źródło podaje, że jeszcze w czerwcu 1883 roku na posiedzeniu komisji jubileuszowej „radny miasta Krakowa Rzewuski zaproponował, by III gimnazjum krakowskie nosiło odtąd imię Jana III Sobieskiego, na co z aplauzem wyrażono zgodę”.

III Gimnazjum przekształciło się w liceum – Cesarsko-Królewskie II Liceum im. Króla Jana III Sobieskiego (Cesarsko-Królewskie, czyli K. und K., tzn. Kaiserliche und Königliche, bo cesarz austriacki był jednocześnie królem węgierskim). Od 1897 roku szkoła mieści się w tym samym budynku na Kleparzu, przy ulicy Sobieskiego 9[2].Skoro uczęszczał do Gimnazjum/Liceum hrabia Edward Bernard Raczyński, późniejszy prezydent Polski na obczyźnie (absolwent roku 1910), a w dwa lata później jego brat, to można sądzić, że poziom szkoły był wysoki. Uczniom szkoły nie można odmówić patriotyzmu – jak wspomina historia szkoły, w okresie poprzedzającym pierwszą wojnę światową rośnie ilość organizacji uczniowskich, w tym – wielu o charakterze niepodległościowym. 
Nie można też odmówić uczniom wyobraźni, skoro już w roku 1906 założyli pierwszy w Krakowie klub piłkarski[3] – nazwa Cracovia chyba Czytelnikowi (a na pewno panu literatowi Pilchowi) coś mówi.
Skąd wziął się pomysł na klub piłkarski? Stąd, że w końcu dziewiętnastego wieku cała Europa zafascynowana była sportem i że w Krakowie był doktor Jordan, ten od ogródków jordanowskich, ten, który wiedział, że sport to zdrowie, i było Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”. Stąd, że w całej Europie sport to była nowoczesność, takie na owe czasy high-tech. Aż tak high-tech, że w roku 1896 wznowiono po ponad dwóch tysiącach lat tradycję olimpiad.

Z tegoż okresu – końca dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku – pochodzi fatalny pomysł zimnego prysznica (Herr Priessnitz), a sądzę też, że powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch” jest też z tej epoki. Tylko że potem było trochę kłopotu ze zdrowym duchem – o jakim zdrowym duchu można mówić na organizowanej przez Hitlera olimpiadzie roku 1936? Albo o zdrowym duchu naszpikowanych anabolikami dziewcząt z Niemieckiej Republiki Demokratycznej? A łatwo moglibyśmy wyliczyć wiele innych kompromitujących to hasło sytuacji.
Lepiej więc zaprzestać rozstrząsania kłopotów dziewiętnastowiecznego pomysłu na sport i powrócić do Liceum, do szkoły, w której pobierał nauki mój ojciec Feliks Olas. Zgódźmy się, że kopał piłkę. Bo który uczeń Sobieskiego, niezależnie od tego czy twardziel, czy mięczak (bo i tacy przecież u Sobieskiego bywają) by piłki nie kopał?
Nie umiem powiedzieć, kiedy ojciec rozpoczął nauki w Liceum. Wiem, że ukończył je w roku 1914, a więc w wieku dwudziestu jeden lat. Dlaczego tak późno? Czy powtarzał klasy? Czy późno wstąpił do szkoły? Nie wiem. W zakamarkach pamięci kołata się jakaś rozmowa z Mamą o jakimś przygotowaniu ojca do zakonu, o jakiejś podróży do Tervuren w Belgii. Może tu tkwi wyjaśnienie późnej matury (nie wiem też, czy słowo matura używane było w galicyjskich szkołach i czy jest tu odpowiednie).

No więc mamy maj, a może czerwiec roku 1914. Młody człowiek po maturze, wakacje, czas decyzji, ale i czas swobody, czas wielkich nadziei – już wykonany został pierwszy krok w dojrzałość. Czy już wtedy ojciec immatrykuluje się na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego? Czy może nie ma na to czasu, bo zajmuje się pięknymi krakowiankami? Czy należy do jednej z kilku organizacji niepodległościowych? Też nie wiem. Za późno bowiem zacząłem interesować się historią rodziny – nie mam już nikogo, kogo mógłbym o to zapytać.
Za chwilę wybuchnie pierwsza wojna światowa. Ale zanim zajmiemy się wojną, zastanówmy się nad drogą awansu rodziny Olasów. Dziad Feliksa to chłop. Ojciec, Szymon Olas – to nauczyciel, już podejmujący pracę społeczną, już w kontakcie z Polską Akademią Umiejętności. Bracia Szymona – są gdzieś pośrodku – przecież Jakub, o którym wspomniałem wcześniej, jest ślusarzem. Dzieci Szymona otrzymują już pełne wykształcenie – brat Feliksa, Konrad Olas, kończy to samo Liceum Sobieskiego dwa lata po Feliksie. O Konradzie jeszcze usłyszymy. Pozostałe rodzeństwo – Tadeusz, Janina, Maria, Bronisława i Józefa – także kończą szkoły krakowskie. Czy to tylko indywidualny sukces rodziny Olasów? Nie sądzę – spójrzmy na życiorysy innych Polaków czy to z Galicji, czy z innych zaborów.

Generał Władysław Sikorski. Podaję według Wikipedii:
Ojciec Władysława, Tomasz Sikorski, pochodził z rodziny tkaczy z Przeworska, co potwierdza metryka siostry generała – Heleny. Ojciec generała urodził się 20 maja 1852. W 1872 opuścił rodzinny Przeworsk i przybył do wsi Hyżne koło Rzeszowa. Tam przyjął posadę organisty, a wkrótce po tym podjął się także pracy w pobliskiej szkole jako niewykwalifikowany nauczyciel. Matką Władysława była córka Weroniki Hawrowskiej, Emilia Hawrowska, w akcie ślubu wpisana po ojczymie, zarządcy dworu w Hyżne, jako Albertowicz.
Władysław Sikorski miał starszego brata Stanisława i dwie siostry: Eugenię i Helenę. Ojciec zmarł w 1885 i od tego czasu rodzinę utrzymywała matka, zajmująca się szyciem i roznoszeniem przesyłek pocztowych. Od 1898 do 1902 uczęszczał do seminarium nauczycielskiego w Rzeszowie. Ostatnią klasę gimnazjum i maturę zdał we Lwowie. W 1902 rozpoczął studia na Wydziale Inżynierii Dróg i Mostów Politechniki Lwowskiej, gdzie włączył się w działalność patriotyczną i społeczną[4].

Wikipedia podaje też życiorys marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza:
Jego ojcem był Tomasz Rydz, [...] plutonowy cesarsko-królewskiego 7. Pułku Ułanów, a później wachmistrz policji. Jego matką była natomiast Maria z Babiaków – córka miejscowego listonosza, a później policjanta. [...] Tomasz Rydz zmarł, gdy Edward miał 2 lata, a matka umarła, gdy chłopiec liczył sobie 10 lat. Zaopiekował się nim dziadek, Jan Babiak (który był człowiekiem ubogim, pracującym jako robotnik w rzeźni i dozorca). Nieco później dzieckiem zaopiekowali się Uranowiczowie, rodzina inteligencka. Dzięki ich wsparciu Edward mógł pójść do szkoły. Uczęszczał do Gimnazjum św. Anny w Brzeżanach, gdzie w 1905 roku zdał maturę z wyróżnieniem. [...] Po ukończeniu gimnazjum i zdaniu matury rozpoczął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Jego opiekunem artystycznym był początkowo Leon Wyczółkowski, a później Teodor Aksentowicz. Rydz rozwijał swój talent, korzystając z finansowego wsparcia burmistrza Brzeżan, Stanisława Schätzla [...]. W 1907 roku uczestniczył w akcji propagandowej mającej zachęcić chłopów do głosowania na ludowców w wyborach do państwowych organów przedstawicielskich. W 1908 roku wstąpił do Związku Walki Czynnej (ZWC). W tym czasie zdecydował o poświęceniu kariery artystycznej na rzecz działalności politycznej. Z tego powodu przerwał studia na ASP i przeniósł się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego[5].

Poprzednie pokolenia Polaków znają niewielu takich wywodzących się z ludu talentów czy przywódców. Coś się pod koniec dziewiętnastego stulecia zmieniło, coś, co na pewno jest zauważone w monografiach socjologicznych, ale dla mnie jest nowością. Przypuszczam, że na zmianę nałożyło się wiele czynników – politycznych, społecznych i gospodarczych. A także kulturalnych – pisząc tę stronę, przywołałem sobie to, co wiem o pozytywistach, sięgnąłem jeszcze raz do opublikowanego w 1879 roku, a tak poruszającego serce opowiadania Sienkiewicza o Janku Muzykancie. A dzięki mojej wizycie w Płocku w Muzeum Mazowieckim mogę dodać tutaj interesujący epilog. Bo podczas wizyty w Muzeum zachwyciłem się rzeźbami Bolesława Biegasa. A urodzony w roku 1877 w biednej rodzinie chłopskiej, w dzieciństwie pastuch krów, Biegas, tworzący przez wiele lat w Paryżu, został czołowym przedstawicielem kierunku symboliczno-secesyjnego w rzeźbie nie tylko polskiej[6].

Wojna, Legiony. Ojciec wstępuje do Legionów. Wojna, biją się nasi trzej zaborcy. Nadzieja na niepodległość, komendant Piłsudski wysyła do Kongresówki I Kompanię Kadrową. Śpiewając Raduje się serce, raduje się dusza, Kompania wkracza do Kielc. Wkrótce na bazie Kompanii powstają Legiony Polskie. Nie znam dokładnej daty wstąpienia ojca do Legionów, mogę się tylko domyślać. Wiem, że było to w roku 1914. Brakuje mi wielu innych faktów. Wojskowa teczka personalna ojca jest w posiadaniu Centralnego Archiwum Wojskowego, część znajdujących się tam materiałów ma oznakowania zlikwidowanego Wojskowego Instytutu Historycznego. Zarezerwowałem sobie czas na długie szperanie w materiałach Archiwum. Przeliczyłem się. Centralne Archiwum Wojskowe jest w remoncie. Kiedy wystukuję te wspomnienia, kalendarz nad moim biurkiem wskazuje maj roku 2012. Remont Archiwum ma trwać do końca roku 2014. I do ukończenia remontu Archiwum dostępu do swoich materiałów nie udziela. Na pewno w sprawie dostępu do przemyślenia jest jakaś protekcja, na przykład poparcie wydawcy, prośba wydawcy o szczególne traktowanie, o zrobienie wyjątku. Już wyobrażam sobie telefon z sekretariatu szefostwa Archiwum: „Prowadzimy prace budowlane. Koniecznie proszę zabrać ze sobą ochronny hełm”. Widzę siebie przy zakurzonym ekranie monitora studiującego prawie stuletnie teczki personalne. Prawie słyszę warczący spychacz, tuż za moimi plecami turkoczą taczki, przebiegają robotnicy z kielniami, widzę oczyma wyobraźni tę radosną atmosferę placu budowy, odróżniam wśród odgłosów wytężonej pracy wesołe okrzyki: „Stasiek, k...”. Może by i tak było. Ale nie jest.

Doceniam wiarę szefostwa Archiwum w niezniszczalność starszego pana. Fakt, jest to ostatnio wiara powszechna, czego dowodzi ostatnia podwyżka wieku emerytalnego. Ale przykro mi, że zanim skończy się remont, wojna w Afganistanie będzie już wygrana, i Archiwum żadnego wkładu w wygraną nie wniesie.
Mała poprawka – oczerniam tu Centralne Archiwum, ale są tam i dobre dusze. Pani z informacji ma telefon kilka kroków od katalogu teczek oficerskich. I jej uprzejmość umożliwia sprawdzenie, czy w ogóle coś w Archiwum jest. I jest – jest przedwojenna teczka ojca – mam nawet jej symbol: AP 2377. A więc – byebye, Archiwum – do zobaczenia za dwa lata, wtedy będę mógł dobrać się do tej teczki.

Czym więc teraz z tego okresu dysponuję? Przede wszystkim odznaką II Brygady Legionów Polskich. Ma ona kształt owalny z datą 30 IX 1914 oraz 1916 i literami II BLP. W środku owalu znajduje się orzeł z koroną. Dalej: mam odznakę II Korpusu Polskiego (ściśle – odznakę Związku Kaniowczyków), z napisem Kaniów i datą 1918, orłem z koroną, skrzyżowanymi mieczami i w kształcie Krzyża Walecznych. W końcu posiadam wykonaną w Wiedniu dwustronną legitymację legionisty z roku 1915.

Historia Legionów Polskich jest skomplikowana. Według Wikipedii, którą tutaj cytuję, werbunek do Legionów rozpoczęto pod koniec sierpnia 1914 roku. Utworzono Legion Wschodni we Lwowie i Legion Zachodni w Krakowie.

Z powodu zajęcia Lwowa przez wojska rosyjskie 2 września 1914 roku, a także z powodu różnic wśród tamtejszych polityków Legion Wschodni został wkrótce rozwiązany. Legion Zachodni początkowo w składzie jednego pułku pod dowództwem Piłsudskiego wziął udział w walkach jako straż tylna wojsk austriackich na linii Nowy Korczyn – Opatowiec na lewym brzegu Wisły. W czasie ofensywy austriacko-niemieckiej poszczególne jego bataliony wzięły udział w bitwach pod Laskami, Anielinem i Krzywopłotami. Piłsudski, zagrożony zepchnięciem przez wycofującą się pod naporem Rosjan armię austriacką na terytorium Cesarstwa Niemieckiego, przeprowadził brawurowy manewr znany jako operacja Ulina Mała. Wbrew rozkazom austriackim przedarł się z częścią swojego pułku korytarzem pomiędzy wojskami rosyjskimi i austriackimi do Krakowa. Po przerwie w działaniach oddziały te walczyły jako osłona prawego skrzydła armii austriackiej w rejonie Mszany Dolnej, Limanowej, Marcinkowic i Nowego Sącza. W połowie grudnia 1914 roku sformowano z nich I Brygadę Legionów Polskich[7].


Utworzone późnym latem 1914 roku 2. Pułk Piechoty Legionów i 3. Pułk Piechoty Legionów w październiku 1914 roku zostały przerzucone w Karpaty. 29 października stoczyły bitwę pod Mołotkowem, walczyły pod Zieloną, Rafajłową i Kirlibabą. W 2. Pułku służył mój ojciec (w latach trzydziestych, jak wspomniano wyżej, był sekretarzem koła legionistów 2. Pułku Piechoty Legionów).
W maju 1915 roku sformowano II Brygadę Legionów Polskich, zwaną Karpacką (stąd ojcowska odznaka II Brygady). Dowódcą II Brygady został płk austriacki Ferdynand Küttner. W jej skład weszły 2. i 3. Pułk Piechoty Legionów, oddział kawalerii i dywizjon artylerii. Brygada walczyła na Bukowinie i nad Prutem. 8 maja 1915 r. utworzono III Brygadę Legionów Polskich.

W październiku 1915 r. wszystkie trzy brygady (stan osobowy: I Brygada – ok. 5500, II Brygada – ok. 5000, III Brygada – ok. 6000) rzucono na front na Wołyniu. Jesienią roku 1915 wzięły udział w walkach nad Styrem, gdzie stoczyły bitwę pod Kostiuchnówką. W czasie ofensywy Brusiłowa (czerwiec–lipiec 1916 r.) walczyły nad Stochodem.
W listopadzie 1916 r. Niemcy i Austria utworzyły marionetkowe Królestwo Polskie z Tymczasową Radą Stanu, której przekazane zostały Legiony Polskie (czyli znów się dwaj cesarze w życie mojego ojca wmieszali). Po kryzysie przysięgowym (9 lipca 1917 r.) II Brygada Legionów oddana została pod dowództwo austriackie. Przekazanie (traktat brzeski) Ukrainie ziemi chełmskiej spowodowało bunt i pułki Brygady przebiły się 15 lutego 1918 r. pod Rarańczą na stronę rosyjską. Historycy nazwali tę akcję Brygady „chwalebną zdradą”. Chichotem historii jest, że w tym czasie 2. Pułkiem Piechoty Legionów (gdzie służył ojciec) dowodził Michał Żymierski, późniejszy komunistyczny marszałek Polski. Ostatecznie pułki Brygady weszły w skład II Korpusu Polskiego.

W Bibliotece Narodowej można odnaleźć wydaną w roku 1938 cienką książeczkę zatytułowną Garść wspomnień spod Rarańczy. Zawiera ona wspomnienia żołnierzy 2. Pułku Legionów z bitwy pod Rarańczą z wojskami austriackimi. Edytorem i wydawcą był mój ojciec. Kiedy to piszę, nie mając materiałów z Centralnego Archiwum Wojskowego, nie potrafię stwierdzić, czy ojciec walczył pod Rarańczą.
II Korpus stacjonował na Ukrainie[8] okupowanej wówczas przez armię niemiecką. W nocy z 10 na 11 maja 1918 r. bez żadnych uprzedzeń przeważające liczebnie oddziały niemieckie zaatakowały jednostki polskie rozlokowane w okolicy Kaniowa.
Po całodziennej walce i wyczerpaniu się zapasów amunicji II Korpus Polski został zmuszony do złożenia broni. Straty niemieckie wyniosły ok. 1500 zabitych i rannych, polskie nie przekraczały 1000. Niemcy nie dotrzymali warunków kapitulacji, rozbrojonych jeńców ograbili i wysłali do obozów jenieckich. Wzięto do niewoli 3000 żołnierzy i 250 oficerów. Drugie tyle, m.in. gen. Haller, zdołało zbiec i uniknąć niewoli. Znów w chwili obecnej (maj 2012 roku) nie potrafię powiedzieć nic o losie ojca w tej bitwie.





[3] Księga Pamiątkowa III Gimnazjum [...]http://www.wikipasy.pl/images/f/f6/J%C3%B3zef_Lustgarten_Sobek_i_Cracovia.pdf (data dostępu: 22.03.2012).
[4] Władysław Sikorski, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82adys%C5%82aw_Sikorski (data dostępu: 1.11.2011).
[5] Edward Śmigły-Rydz, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_%C5%9Amig%C5%82y-Rydz (data dostępu: 2.10.2011).
[6] Bolesław Biegas, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Boles%C5%82aw_Biegas (data dostępu: 7.07.2011).
[7] Legiony Polskie 1914-1918, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Legiony_Polskie_1914-1918 (data dostępu: 7.08.2011).
[8] Plik II Brygada Legionów Polskich i II Korpus Polski [...], Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:2_bryg_korpus_1918.png&filetimestamp=20100209111408 (data dostępu: 2.07.2011). 
KONIEC ODC. 10


Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .