czwartek, 7 marca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 177.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 13


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Rozdział IV. Moja matka Erna Zofia Olasowa (c.d.)


Historia jednego mieszkania. Aha, zanim Wiesławowie wyszli, opowiedziałem im coś, co zilustrowało energię, twardość i zdecydowanie Mamy, kiedy tak jak wiele polskich kobiet stawiała czoła Hitlerowi i Stalinowi – dwóm tyranom Europy. Stawiała czoła z wściekłością, nienawiścią, popełniając niekiedy błędy, ale tylko dzięki niej nie doszło do całkowitego zniszczenia rodziny. Historię mieszkania opowiem tutaj, mimo że w ten sposób pogwałcę porządek chronologiczny tych wspomnień. Bo czuję, że właśnie tutaj jest dla tej relacji właściwe miejsce.
Wypędzeni z Warszawy po kapitulacji powstańczego Mokotowa, tułaliśmy się (my, tzn. Mama, mój brat Maciek i ja) po Polsce – o szczegółach będzie kiedy indziej. Oto, co pisze Mama:
Po zwolnieniu z obozu hitlerowskiego pod Krakowem około 10 stycznia 1945 roku [...] wyruszyłam szukać dzieci pociągiem krakowskim, który ugrzązł w Częstochowie w nocy na 16 stycznia. Gdy walki skończyły się, gromadką kilku osób po trupach przyprószonych śniegiem ruszyliśmy na Kozłowo, Kielce, Kamienną-Skarżysko, Radom. Szliśmy bardzo szybko mimo plecaków i mimo tego, że spadły mi śniegowce i nogi miałam sznurowane czapkami męskimi i tasiemkami. Gdy upewniłam się, że dzieci moje mogą jeszcze pozostać pod Radomiem, nadal pieszo poszłam przez Dęblin, Łaskarzew, Otwock, Michalin z resztką pieniędzy z pięćsetki wymienionej po drodze. Ratowano mnie darmowymi kartoflankami i kapustą, tylko w Kołbieli za godzinny sen na podłodze wiejskiej chaty musiałam zapłacić chustką z głowy. W Otwocku i Michalinie – garnuszki mleka i nocleg na słomie (żołnierskie wszy) wśród tłumu powracającego do Warszawy. Znowuż spadły mi owijaki na nogach i podtrzymywana przez współtowarzysza niedoli, ślizgałam się po gródkach zamarzającego śniegu do mostu[1] przez Wisłę. Ostatecznie przeszliśmy po lodzie, ostrzelani przez wartowników.
Mama spieszyła się, bo mieszkanie – cztery pokoje (sześć izb – bo jeszcze kuchnia i służbówka z oddzielnym wejściem) – w spółdzielni na ulicy Madalińskiego było tym jedynym z przedwojennego życia, co nam pozostało, jeżeli w ogóle pozostało. Okazało się, że pośpiech był wskazany, bo kto był pierwszy, ten był lepszy. Kiedy Mama dotarła na Madalińskiego, już ktoś w naszym mieszkaniu był:
Mróz, lód, gorączka. Tłumy wracających do Warszawy. Pobiegłam, bo był mróz i nie wiedziałam, czy będzie można nocować na Madalińskiego 42 m. 36. W naszym mieszkaniu były trzy kobiety, gdy dowiedziały się, że to nasze mieszkanie, oddały mi klucze, które tkwiły w zamkach, dały kawałek chleba za dwie noce spędzone na naszych łóżkach i poszły na Pragę do krewnych. Zamki były powyrywane, przez balkon wleźli trzej Borkowscy – handlarze rzodkiewkami i wódką. Mieli ochotę jeść i pić swoje zapasy ze mną. Wymówiłam się, że jestem chora na tyfus. Pomogło, uciekli na dół, gdzie zajęli numer 32, dopiero po trzydziestu latach sąd ich wyrzucił [...] Przez tydzień pijani Borkowscy z wódką i kiełbasą namawiali, bym oddała im trzy pokoje, bo po co kobiecie sześć izb, opowiadałam im i pokazałam listy od Włady Blankowej, że ona z rodziną i dziećmi już się zameldowała [...] Pieniądze spadały z godziny na godzinę. Dostałam pracę w mokotowskim Urzędzie Skarbowym. Przywożono nam zupy w kotle [...] Banki i urzędy skarbowe wypłaciły mi pieniądze za cztery miesiące wstecz. Wtedy Was dwóch sprowadziłam od Włady.
Z ocalonym mieszkaniem i zapewnioną zupą z kotła życie rodziny zaczęło układać się w regularny rytm powojennej nędzy; niczego lepszego wdowa z dwojgiem dzieci oczekiwać nie mogła i nie powinna (przecież rządził ten czy inny sekretarz). Powoli znikał z ulic gruz, kończyły się ekshumacje poległych powstańców, zaczęły nadchodzić paczki UNRRA. Paczki były nam bardzo, ale to bardzo potrzebne – byliśmy z bratem krzywiczni, ledwie, ledwie, we wrzodach i krostach, przeżyliśmy głód okupacyjny. Na pierwszych w moim życiu koloniach, niedługo po zakończeniu wojny, zjadłem, popijając kakao, pierwszą w moim życiu bielutką bułeczkę z masłem. Było to podczas niedzielnego śniadania. Zjadłem nie do końca, bo z łapczywości, a może z wrażenia, zwymiotowałem prosto na stół.
Złagodzić powojenną nędzę mogło wynajęcie części mieszkania – jednego, dwóch czy kilku pokoi. Nadarzyła się okazja – młodsza koleżanka Mamy z urzędu skarbowego, panna S., nie miała gdzie mieszkać. Mama zaoferowała naszą służbówkę i wynegocjowała jakąś tam skromną opłatę (chodziło przecież o kieszeń urzędnika). Wkrótce potem panna S. wyszła za mąż i stała się panią Ż. Zamiana litery S na literę Ż miała poważną konsekwencję – pan Ż. wprowadził się do służbówki. Niedługo potem pani Ż. udała się do urzędu kwaterunkowego, uzyskała na służbówkę nakaz kwaterunkowy[2] i zaprzestała płacenia za mieszkanie.
Innego pokoju Mama nie próbowała już wynająć, bo a nuż wynajmie go jakiś pan, nazwijmy go ŻŻ, i wkrótce pojawi się z nowym nakazem kwaterunkowym. Tak więc pieniędzy brakowało dalej i nędza trwała.
Mijały lata, zbudowano Trasę WZ, Marszałkowską Dzielnicę Mieszkaniową, już dobiegała końca budowa Pałacu Kultury imienia Józefa Stalina, a państwo Ż. wciąż w służbówce mieszkali. Mieszkali, kiedy przewodniczący Mao podbił całe Chiny, mieszkali, kiedy marszałek Stalin dogorywał na dywanie podmoskiewskiej daczy, mieszkali, kiedy zdemaskowano agenta imperializmu Berię, i mieszkali, kiedy zacząłem studia i kiedy profesor marksizmu-leninizmu podczas swojego wykładu przeczytał i omówił poniższy passus charakteryzujący stosunki pracy w ustroju socjalistycznym lub demokracji ludowej: „Wzajemne stosunki między ludźmi w procesie produkcji mają tu charakter stosunków koleżeńskiej współpracy i socjalistycznej pomocy wzajemnej pracowników wolnych od wyzysku”[3].
Ze względu na to, że Mama i pani Ż. (wtedy jeszcze panna S.) uczestniczyły w tym samym procesie produkcji, ich stosunki musiały mieć charakter koleżeńskiej współpracy i socjalistycznej pomocy wzajemnej; ponieważ tak nie było (zob. nakaz kwaterunkowy), natrafiłem na poważną lukę w wydawało się spójnej dotąd teorii marksizmu-leninizmu. Nadmienię, że znacznie później natrafiłem na owego wykładowcę – prowadził prywatny zakład optyczny i w mojej obecności brutalnie ganił swojego pracownika. Ale było to już znacznie później, wtedy kiedy modny stał się rewizjonizm. Uznałem wtedy za możliwe, że tak jak Święty Augustyn dowiódł, że antypody nie istnieją[4], tak rewizjoniści przeprowadzili dowód nieistnienia jakichkolwiek stosunków i stąd opieprzanie pracownika było zgodne z doktryną i dozwolone.
Kiedy tak zajmowałem się teorią marksizmu-leninizmu, Mama zajęła się praktyką. A musiała działać w pośpiechu, bo w spółdzielni krążyły pogłoski, że Państwo Ż. otrzymali przydział na nowe mieszkanie i planują naszą służbówkę odstąpić osobom trzecim. Obserwacja służbówki potwierdziła, że państwo Ż. już mieszkają gdzie indziej. Nie było czasu do stracenia.
Jestem w stanie precyzyjnie wskazać dzień, w którym Mama przystąpiła do działania. Był to 22 lipca roku 1955. Tego dnia w centrum Warszawy otwarto Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina[5]. Tłumy warszawiaków zgromadziły się przed pałacem, przemawiał premier Cyrankiewicz, grały orkiestry i były pokazy sportowe. A w mieszkaniu na Madalińskiego Mama stanęła przy ścianie przylegającej do służbówki i powiedziała:
– Przynieś młotek.
Kiedy Mama wykonała pierwsze uderzenie, dostrzegłem w tym geście podobieństwo do gestu pani dokonującej chrztu statku Sołdek, chrztu, który oglądałem w kronice filmowej. Po tym uderzeniu Mama wręczyła mi młotek. Prawie oczekiwałem, że powie:
– Płyń po morzach i oceanach. Rozsławiaj polską banderę.
Ale nie. Powiedziała po prostu:
– Kuj dalej. Tutaj.
Po kilku godzinach przez nieforemną dziurę dostaliśmy się do służbówki. Była nasza i odtąd już pozostanie na zawsze nasza.
Po wkuciu się do służbówki nastąpiła seria spraw sądowych, ponieważ państwo Ż. oskarżali Mamę o zagarnięcie mienia o znacznej wartości i o inne kryminalne postępki. W częstych wizytach w gmachu warszawskich sądów na ulicy (wówczas) Karola Świerczewskiego (dwie przesiadki) Mama dzielnie stawiła czoła wszystkim oskarżeniom; często, wracając z uczelni, byłem świadkiem strategicznych narad prowadzonych z życzliwymi sąsiadkami. W końcu, chyba po następnych pięciu latach, jeszcze zanim major Gagarin wzleciał w kosmos, pozwy ustały. W erę kosmiczną weszliśmy więc tak jak kosmonauci, lekko, bez bagażu procesowego.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna myśl. A może jednak powinienem wystąpić o zwrot pałacu Blanka. Bo inne procesy o zwrot nieruchomości wciąż trwają. Na przykład Branickich o pałac w Wilanowie[6]. A pałac Blanka (podobno w pałacu Blanka podpisywano akces do Targowicy), jak i ten w Wilanowie są ładnie odnowione. Na renowację Wilanowa złożyli się Norwedzy[7]. Żaden z Branickich nie jest Norwegiem.

KONIEC ODCINKA 13




[1] Był to prowizoryczny most na palach, wybudowany w styczniu 1945 roku przy resztkach mostu Poniatowskiego. Most wysokowodny zbudowano dopiero w marcu.
[2] Nakaz kwaterunkowy mocno się trzyma, „Rzeczpospolita”, http://archiwum.rp.pl/artykul/19052_Nakaz_kwaterunkowy_mocno_sie_trzyma.html (data dostępu: 11.02.2011).
[3] Historia Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (Bolszewików). Krótki kurs, Książka i Wiedza, Warszawa 1953.
[4] Mariusz Agnosiewicz, Przyrodoznawstwo na biblijnych bezdrożachhttp://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3449 (data dostępu: 21.02.2011).
[5] Otwarcie Pałacu Kultury, TVP Info, http://www.tvp.info/magazyn/kartka-z-kalendarza/otwarcie-palacu-kultury/2123629 (data dostępu: 31.08.2012).
[6] Tomasz Urzykowski, Braniccy wywieźli skarby Wilanowa, „Gazeta Wyborcza”, http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,10731111,Braniccy_wywiezli_skarby_Wilanowa__To_nie_pomowienie.html (data dostępu: 2.11.2011).
[7] Pałac w Wilanowie, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac_w_Wilanowie (data dostępu: 22.07.2011).



Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz