sobota, 16 marca 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 178.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 14

Radziwie plebania

© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Rozdział IV. Moja matka Erna Zofia Olasowa (c.d.)

Gadu, gadu, ale już czas powrócić do porządku chronologicznego. A więc:

Tułaczka sieroty, pierwsza wojna światowa, będę nauczycielką. Jest rok 1909. Mama ma sześć lat. Kiepski to wiek dla sieroty.

Przyjęto mnie na jakiś czas w Radziwiu, na górce. Pan domu umierał na gruźlicę. Czytał masę medycznych książek i osamotniony przez drugą żonę i jej rodzinę, pocieszał się łyczkami wódki. Musiał być wolnomyślicielem, bo zdumiewał się niezgodą między narodami i religiami. W naszym mieście mieszkało dużo Żydów, wielu prawosławnych, trochę protestantów, a najwięcej katolików [...] Mój gospodarz miał rozgałęzioną rodzinę o trzech wyznaniach: katolickim, prawosławnym i ewangelickim. Powiedział mi raz, że doczekam się może czasów, kiedy rozum i uczciwość będą określały człowieka, a nie jego metrykalne wyznanie.
A za kilka dni, mimo że byłam chora na gardło, zabrała mnie do siebie jakaś samotna pani po śmierci kilku córek i syna na gruźlicę. Mieszkała do wojny w 1914 roku w Niegłosach koło Trzepowa w dworku z ogródkiem. Najpierw uczyła mnie sama, później posłała do wiejskiej szkoły, gdzie nauczyciel wyliczał mi razy linijką, gdy coś przeskrobałam. Ciekawa byłam nauki, zresztą powtarzano mi, że tylko nauką mogę wrócić do poziomu rodziców.
Nareszcie trafiłam do solidnego, miłego domu na prawie lat dwa–trzy. Był to mająteczek pod samym miastem – 2–3 kilometry. Rano odwożono nas trzy na pensję [...] Wiatry wyśpiewywały mi w koronach drzew sierocą piosenkę opuszczenia i przekonywały, że tylko na własne siły i wytrwałość mogę liczyć, jeżeli nie mam zginąć jak moje rodzeństwo, a przede wszystkim niezahartowana w trudności życia matka. Powtarzałam sobie w czasie tych długich mozolnych wędrówek, tak jak nad mogiłami najbliższych na cmentarzu, że liczyć będę na naukę, pracowitość i współdziałanie z mądrymi ludźmi.

Marylo, Mateuszu, gdzie jesteście? Przybywajcie na pomoc. Teraz, natychmiast. Potrzebuje Was polska Ania z Zielonego Wzgórza. Przybywajcie ze wszystkimi Ani przyjaciółkami. Diano, przybywaj.
Nie, nikt nie przybył, za daleko jest ze stron powieści dla dziewcząt do prowincjonalnego Płocka. Zresztą zaraz wybucha pierwsza wojna światowa. Niemcy zajmują Płock już w lutym 1915 roku i utrzymują się w mieście aż do końca wojny. Szczęśliwie miasto nie doznaje większych zniszczeń.

Z wojny 1914 r. pamiętam fragmenty: rozstrzelanie przez Niemców jakichś mniemanych szpiegów, razowy chleb, bieganie po mleko i kubełki wody, kilka pożarów, przyciszone rozmowy o krewnych w wojsku. O ojcu moim mówiono mało; był jakoby w kopalni złota w Nerczyńsku. Mela uczyła dzieci na wsi w Krzyżanowie, moi bracia uciekli od piekarzy do wojska.
Marzyłam o znalezieniu jakichś labiryntów, pieczar pełnych ciepłych kołder, palt, butów, bielizny, chleba, wędlin, mleka, owoców – dla wszystkich.
Nadeszła niepodległość. Obywatele Płocka rozbrajają niemiecki garnizon.
11 listopada 1918 r. skończyła się wojna. Śmiałam się z tymi, co się cieszyli, płakałam z osieroconymi. Głodno było jednak, bo pieniądz spadał coraz bardziej[1]. Jeden po drugim spotkały mnie dwa ciosy: najpierw hiszpanka, którą przeleżałam w jakiejś komórce, na pewno bez jedzenia i wody, bez lekarza naturalnie, w gorączce i bólach, potem wiadomość od siostry nauczycielki, że urodziła dziecko, że nie pracuje, mąż ma tak małe zarobki, że głodują.
W tym czasie poprawiło się moje materialne położenie, gdyż dzięki dr. Maciesze i paniom nauczycielkom wypłacano mi coś w rodzaju małego stypendium i dawano obiady po kolei u kilku osób. Miałam też więcej korepetycji, a czasami w wakacje krótkotrwałe lokum w samym mieście.
Rozejrzawszy się w swojej sytuacji realnej, postanowiłam zostać nauczycielką. Po szkole średniej odbyłam jednoroczny kurs nauczycielski, gdzie wykładali wartościowi pedagodzy [...].

No proszę, a jednak. Tak jak Ania z Zielonego Wzgórza.

Wyznaczono mi posadę w Działdowie, w solidnym budynku z czerwonej cegły o kilku piętrach. Mieściła się tam i szkoła wydziałowa, i powszechna. Zamieszkałam z elegancką, wysoką warszawianką, która ciągle narzekała na uliczne kocie łby. Ja nie byłam taka wymagająca. Pierwsza pensja dała mi możność jedzenia lepiej niż dotąd. Jakie smaczne było świeżutkie masło i pieczywo.

Dobrze, że Mama nie spróbowała, tak jak jej syn dwadzieścia kilka lat później, kubka kakao; mógłby być wypadek.

Dzieci niemieckich nie chcących po polsku mówić dość dużo; i katolików, i ewangelików. Wśród nauczycieli wielu zasłużonych działaczy mazurskich: Małłkowie[2], Wilkowie, Pszenny [...]
[...] w towarzystwie kolegów wędrowałam po cmentarzach i muzeach. Nazwiska polskie górowały nad niemieckimi. Żalowałam, że z początku nie doceniałam gwary mazurskiej i tych twardych, wytrwałych ludzi.
Gdy namówiona przez koleżanki, w pożyczonej sukni wzięłam udział w jakimś baliku czy przyjęciu, przekonałam się ze zdziwieniem, że miałam większe powodzenie niż niektóre kobiety w wykwintniejszych toaletach, bo przecież przyjeżdżały i ziemianki, i aktorki [...] Zaskoczyło mnie to, bo dawno postanowiłam nie wychodzić za mąż, tylko studiować [...].

No właśnie. Ale... Małżeństwo. Styczeń roku 1926. Ojciec, trzydziestodwuletni kawaler, do niedawna starszy komisarz Straży Celnej, komendant Komisariatu Straży Celnej w Działdowie. Mama, dwudziestotrzyletnia panna, do niedawna uczyła w działdowskiej szkole.
Czy był to gorący romans? Ze strony ojca na pewno – jak inaczej patrzeć na ożenek człowieka na stanowisku z panną, sierotą bez posagu. Ze strony Mamy – kto wie. Wspomnienia Mamy milczą o romansie.
Mogę natomiast dodać, że według Mamy miał miejsce jakiś ojca frontowy romans z posażną adiutantką pułkownika, czarnowłosym wampem ze szpicrutą (taka była na fotografii), były zaręczyny i zerwanie z oskarżeniem narzeczonej o niewierność. A wiemy już z frontowej korespondencji ojca o innym zawodzie miłosnym – „Dlaczego milczysz tak zapamiętale...”. Tak, tak, gotowały się uczucia w moim tacie.

Był ślub cywilny i ślub kościelny. A na ślub kościelny z ewangeliczką zgodę musiała wyrazić kuria biskupia. A czy była podróż poślubna? Nie dowiemy się, choć mam pewne przypuszczenia. Jeśli byłaby to decyzja Mamy, to by jej nie było – oszczędność, oszczędność i jeszcze raz oszczędność.

Oto Mamina charakterystyka ojca:
Mąż mój miał trudne przeżycia dzieciństwa i młodości [...] Był nieufny do kobiet w ogóle, a do mężczyzn uprzedzenie, że są wyżsi, piękniejsi, że mogą mu zabrać kochankę studenckich lat lub pożądaną żonę. Ceniony za swoją wysoką inteligencję i pracowitość, stałość przekonań legionowych i politycznych, czuł się obco w salonach i apartamentach ambasadorów, mimo że miał wszędzie jako redaktor i doktor prawa wstęp ułatwiony [...] Lubił dużo i dobrze zjeść, ale przestawał zapraszać tych, co nadmiernie pili i szastali się z dziwkami.
Tyle razy prosiłeś, abym Ci opowiedziała o Twoim ojcu. Odmawiałam, bo bym musiała opowiedzieć wszystko, nie zatajając. Dobre strony charakteru i inteligencję odziedziczył po bardzo dobrej Matce, prawdziwej Anieli z bardzo dobrej rodziny Niwińskich, której to rodziny mężczyźni z drobnej szlachty spowinowaceni byli przez matki z magnaterią Galicji.

Czuję, że u Mamy wielkiej miłości nie było, nie znajduję tego słowa odniesionego do ojca we wszystkich Mamy notatkach. Szkoda. Cytuję dalej:
Kiedyś mąż, widząc, że mnie napastuje wysoki i tęgi mężczyzna, zagroził mu pojedynkiem (niestety te idiotyczne pojedynki mężczyzn z bardzo błahych powodów, a często i bez powodów, z głupiej zazdrości).


KONIEC ODCINKA 14




[1] Od dziewięciu marek polskich za dolara w 1918 r. do 6,4 miliona w ciągu pięciu lat.
[2] Karol Małłek, Wikipedia, http://pl.wikipedia.org/wiki/Karol_Ma%C5%82%C5%82ek (data dostępu: 30.07.2011). 



Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz