Było jedno
interesujące zajęcie - pisanie na maszynie. Rafał przepisywał z Bajek Andersena
i innych dziecinnych książek. Robił to pierwszej wojennej zimy i chyba nauczył
się w ten sposób trochę czytać, choć nie był tego tak całkiem pewien, bo dużo
tekstów znał na pamięć. Ponieważ taśma maszyny była dwukolorowa - u góry
czerwona a na dole czarna, Rafał mógł pisać ważniejsze części tekstu na
czerwono. To zadowalało jego poczucie estetyki.
Przed wojną i
aż do wiosny 1940 roku, obok maszyny do pisania, maszynki do papierosów i
telefonu stało w biurze radio. Na wiosnę 1940 roku zabrali je Niemcy. Przyszli
wieczorem, przed siódmą, bo światło jeszcze było. Było dwóch Niemców w cywilu,
jeden w mundurze, z karabinem, i do tego tłumacz, o którym mama póżniej mówiła
- "ten czeski tłumacz". Kiedyś pani Morawska zapytała:
- Skąd pani
wie, że to byl Czech?
- Jestem o tym
przekonana. Nie lubię Czechów za Zaolzie.
- Ostatnim
razem to myśmy im wzięli Zaolzie, a nie oni nam - zauważyła pani Morawska.
Niemcy, po
natarczywym dobijaniu się, wtargnęli do mieszkania, gdy tylko mama otworzyła
drzwi. Wyższy z cywilów sprawdził coś w cienkiej książeczce i zapytał:
- Wo ist Felix
Kozlowski?
- Gdzie jest
Feliks Kozłowski? - przetłumaczył Czech. Cywil sprawdził w książeczce i
powiedział:
- Kapitan
Felix Kozłowski? Redaktor Felix Kozłowski?
Maciek trącił Rafała
w plecy i szepnął;
- Oni są z
Gestapo.
Mama Rafała,
jąkając się, powiedziała że we Wrześniu 1939 roku ojciec był na froncie
wschodnim i dostał się do niewoli u bolszewików. Jest w obozie jenieckim w
Kozielsku, koło Smoleńska.
- Rafał,
przynieś pocztówki od tatusia - powiedziała. Dwie pocztówki od ojca, wyproszone
od mamy, Rafał trzymał w swojej szufladzie. Były niecodzienne, inne niż te od
rodziny z Lublina, czy Krakowa. Na tych ostatnich Rafał mógł łatwo przeczytać
na znaczku "General Governement". Te od ojca miały jakieś dziwne
litery, których nigdzie indziej Rafał nie widział.
Mama Rafała
trzęsącymi się rękami pokazała Niemcom pocztówki. Uznawszy że ojca Rafała nie
ma, Niemcy stracili zainteresowanie i ze znudzeniem rozglądali się po pokoju.
Oczy wyższego Niemca wędrowały przez półki biblioteki i zatrzymały się na
maszynie do pisania. Ożywił się i powiedział coś do Czecha.
- Herr
UnterKomissar postanowił że zostanie zrobiona rewizja - przetłumaczył Czech.
W biurze
znaleźli radio.
- Proszę panów
- powiedziała mama Rafała - ja od wojny nie włączam radia, bo nie mam pieniędzy
na elektryczność.
Czech
powiedział że sprawa jest poważna. Herr ReichsMinister Dr Frank przywiązuje
ogromną wagę do wykonywania zarządzeń władz niemieckich w Generalnej Gubernii.
Herr ReichsMinister uważa że porządek prawny jest najważniejszy.
- Dla tych,
którzy tak jak pani i ja, wiedzą że Dr. Frank jest prawnikiem, jest jasne, że
jego opinia jest skutkiem zarówno decyzji naszego Fuhrera, jak i zawodowej
preferencji samego Dr. Franka - ciągnął dalej Czech.
Mama Rafała
była coraz bardziej zaniepokojona
- Proszę pana,
bardzo proszę, niech pan coś zrobi. To radio nie działa, mąż przed wyjazdem na
wojnę poprawiał coś w nim i wyjął wszystkie lampy - Tu mama otworzyła szufladę,
do której nie wolno było Rafałowi zaglądać, a w której leżały błyszczące lampy
radiowe.
Czech
zastanawiał się przez chwilę.
- Herr
UnterKomissar - tu Czech pokazał głową na wyższego Niemca, który właśnie
uruchomił mechanizm przełączania taśmy z czarnej na czerwoną i leniwie stukał w
klawisze maszyny do pisania rujnując ostatnie dzieło Rafała - jest bardzo
uczulony na przestrzeganie prawa. Zachodzi tu jednak pytanie, czy rzeczywiście
posiada pani radio, czy też jest to stek starych nieużywanych części radiowych.
Spróbuję zapytać Herr UnterKomissar co on o tym myśli.
Tu Czech wdał
się w rozmowę z wysokim Niemcem. Pokazał na radio, wyjęte lampy i na mamę, Rafała i Maćka. Niemiec machnął ręką
i wziął pod pachę radio. Powiedział coś do Czecha. Czech podniósł sztywne pudło
maszyny do pisania załadował maszynę do pudła i podał Niemcowi do drugiej ręki.
Czech zwrócił się do mamy Rafała:
- Herr
UnterKomissar zdecydował że nieużywane części radiowe będą skonfiskowane.
Drugi Niemiec
rozejrzał się dookoła i podniósł ze stołu gramofon. Czech sięgnął po niebieski
metalowy syfon który sam robił wodę sodową. Wyraźnie zbierali się do odejścia. Żołnierz nerwowo rozglądał się dookoła, próbując znaleźć coś ruchomego.
- Proszę pana
- zaprotestowała mama. - Dlaczego panowie zabierają nasze rzeczy? Co ja powiem
mężowi jak wróci?
Niższy Niemiec
zrozumiał bez tłumaczenia, spłoszył się, odstawił gramofon i sięgnął po
trzymany przez Czecha syfon. Czech ociągając się oddał go Niemcowi. Mama
zaczęła głośno wyrzekać. Wyższy Niemiec wydawał się wahać. Spojrzał na trzymane
w ręku pudło z maszyną do pisania i powiedział coś ostro do Czecha. Czech
zwrócił się do mamy:
- Proszę pani,
Herr UnterKomissar mówi że w każdej chwili może panią aresztować. A za
posiadanie radia grozi kara śmierci.
Mama załamała
ręce. Czech powiedział:
- No to do
widzenia - spojrzał na swoje puste ręce i sięgnął po płyty gramofonowe. Mama
przełknęła: - To jednak pan też?
- Proszę pani
- powiedział Czech - Zrobiłem pani przysługę. Oni mogli panią rozstrzelać. A to
tylko płyty. Ach te wasze polskie kabarety. Lubię Ordonkę, Zimińską.
Zrezygnowana
mama powiedziała - Nie mam teraz kabaretów w głowie.
Niemcy byli
już w korytarzu, żołnierz otwierał drzwi. Rafał musiał coś zrobić. Nie mógł
dopuścić do utraty maszyny do pisania, a nie można było liczyć na pomoc mamy.
Gdyby mógł odwrócić na króciutki moment uwagę Niemców, może udałoby mu się
schować maszynę. Powiedział do tłumacza:
- Panowie nie
zrewidowali służbówki, a tam jest jeszcze dużo rzeczy.
Służbówka
miała oddzielne wejście z klatki schodowej.
Maciek
zasyczał: - gazetki, durniu. Mama zzieleniała. Rafał o chwilę za późno
uświadomił sobie, że w piecu w służbówce są ostatnie gazetki. Czech powiódł
oczyma po wyraźnie zszokowanej mamie, przestraszonym Maćku i speszonym Rafale.
Powiedział:
- Niech pani
jeszcze raz wytłumaczy dzieciom co to jest wojna - i wyszedł za Niemcami.
* * *
W ten to sposób Rafał stracił maszynę do pisania. Strata nie była dotkliwa w lecie, kiedy było dużo zabaw na podwórku. Teraz, kiedy zaczynała się zima Rafał odczuwał ją dotkliwie. Może dlatego, a może z innych przyczyn, Rafał zainteresował się polityką. Wiedział już kim jest Hitler, a kim Churchill, wiedział też, że ostatnio Niemcy napadli na swoich dotąd serdecznych przyjaciół - bolszewików. Wiedział że Niemcy są źli; jak mówiła pani Morawska, gdyby rewizja zastała ojca w domu, to już byłby rozstrzelany, jak inni aresztowani. Bolszewicy też chyba byli źli - trzymali ojca w niewoli i nie pozwalali mu pisać listów do domu. Zima mijała głodno i nudno.
Pewnego dnia
na wiosnę mama otworzyła list z Lublina i powiedziała:
- Jedziemy na
wieś.... To znaczy do Lublina - wujostwo mają folwark, który leży w granicach
miasta - objaśniła widząc niezrozumienie w oczach Rafała.
Już pierwszego
dnia w Lublinie ciocia powiedziała:
- Trzeba
Rafała trochę odżywić. Musi być silny żeby pracować przy żniwach.
- Jajecznicą
na boczku ? - ucieszył się Rafał.
- No, nie
codziennie, śniadanie będzie na zmianę - jajecznica i płatki owsiane. Dziś
wieczorem przy kąpieli obejrzymy ciebie i zobaczymy co ci brakuje. Wtedy
będziemy wiedzieli co trzeba zrobić.
Rafał nie miał
ochoty na oględziny, wiedział że nie wypadną one dobrze. Był chyba jeszcze
chudszy, niż wtedy. kiedy podsłuchał panią Morawską, a krosty wcale nie znikły.
Wprawdzie próbował zawsze chodzić wyprostowany, ale co będzie jak ciocia powie
- Rafał się garbi. Albo kiedy powie - suchoty. Wtedy nie ma już ratunku.
Oględziny nie
wypadły jednak najgorzej. Ciocia nie mówiła nic o garbieniu się, o krostach
powiedziała, że damy sobie z nimi radę później. Wujek powiedział że Rafał ma
prawą rękę silniejszą niż lewą, ale że temu też się zaradzi. Pokazał Rafałowi
swoje muskuły i objaśnił, że to od ciągnięcia wody ze studni. - Powinieneś
spróbować, jak twoje muskuły się rozwiną, kiedy będziesz ciągnął wodę -
powiedział. Po kąpieli Rafał chciał iść ciągnąć wodę, ale wujek powiedział że
może to zrobić rano.
Króliki były w
klatkach wzdłuż ściany stajni. Niektóre były szare, z kłapczastymi uszami, inne
były czarne, ale najpiękniejsze były angory, białe, z czerwonymi oczyma i
prawie przezroczystymi uszami, w których przeświecały delikatne żyłki. Rafał
spędzał przy klatkach długie godziny. W końcu wuj powiedział:
- Ten duży
angora może być twój, pod warunkiem, że znajdziesz dla niego dobre imię i
będziesz się nim opiekował.
- Nazwę go
Churchill.
Wujek pomyślał
chwilę:
- Czy wiesz co
to jest konspiracja i co to jest pseudonim?
- Konspiracja
jest przeciwko Niemcom, którzy są źli, i nikt nie powinien mówić o konspiracji
przy obcych. Pseudonim to jest co używa się w konspiracji, zamiast prawdziwego
nazwiska, żeby Niemcy nie wiedzieli.
Wujek
powiedział, że widzi, że Rafał zna się na konspiracji. Wobec tego Churchill
będzie pseudonimem królika. Jak królik ma pseudonim, to nie musi mieć nazwiska,
bo przy obcych może być po prostu królikiem.
- Jak będzie
rewizja, to ja schowam Churchilla w stodole - powiedział Rafał.
Mijały letnie
miesiące, zaczęły się żniwa, prowadzone przy gorliwej pomocy Rafała. Ciocia co
tydzień ważyła Rafała na dużej gospodarskiej wadze, aby sprawdzić czy przybywa
mu wagi. Rafał natomiast, choć nie zawsze było to łatwe, ważył Churchilla, żeby
sprawdzić czy dobrze się nim opiekuje. Obu waga przybywała. W środku lata
krosty Rafała znikły.
W polityce
Rafał nauczył się nowego nazwiska. Ciocia z wujkiem często rozmawiali o
generale Sikorskim, co był w Londynie, ale dowodził polskimi armiami w Rosji,
Afryce i Anglii.
- Boję się, że
ta wojna nigdy się nie skończy - mówiła ciocia.
- Niemcy są na
krawędzi. To ich ostatni wysiłek, rozpędzili się za daleko. Amerykanie wygrali
wielką bitwę morską u wyspy Midway i odtąd będą panowali na Pacyfiku. Wojsko
polskie wychodzi z Rosji i wróci do kraju z Zachodu, razem z Rafała ojcem -
pocieszał ciocię wujek.
Aż któregoś
wieczoru Rafał znów spróbował opowiedzieć sobie bajkę o czarodzieju. Był to
wieczór po dobrym dniu. Tego dnia po raz pierwszy Rafał wyciągnął dziesięć
wiader wody ze studni, i wujek powiedział, że takie coś, to jemu samemu rzadko
się udaje. Czarodziej Rafała miał elegancki cylinder, był w dobrym humorze i
już, już był blisko żeby zrobić dobry uczynek. Wciąż jeszcze czegoś mu
brakowało. Rafał głowił się co to mogło być. I raptem zrozumiał. Każdy
czarodziej musi mieć w swoim kapeluszu królika.
Churchill był
dokładnie tym, co było potrzebne. Teraz czary były łatwe. Czarodziej zamienił
złego smoka w kłębek dymu, a zbója Madeja, który był podobny do wysokiego
Niemca przywiązał do madejowego łoża. Po nakarmieniu siedmiu głodnych braci,
czarodziej zatarł ręce i powiedział:
- Komu jeszcze
potrzeba dobrych uczynków ?
Rafałowi
podobała się ta bajka. Muszę pamiętać żeby opowiedzieć ją mamie, kiedy wrócą do
Warszawy. Może do tego czasu wojna już się skończy, pomyślał i zasnął.
KONIEC
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to".
W poprzednim poście wraz z życzeniami Wesołych Świąt przesłałem czytelnikom śmieszną historyjkę. Zerknij tam.
Za tydzień: "Słodkie pocałunki w Kłodzku".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
W poprzednim poście wraz z życzeniami Wesołych Świąt przesłałem czytelnikom śmieszną historyjkę. Zerknij tam.
Za tydzień: "Słodkie pocałunki w Kłodzku".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Komitet Obrony Demokracji liczył dwa dni temu 48783 członków. Szukaj go na Facebooku.
Piekne opowiadanie, gratulacje...
OdpowiedzUsuń