wtorek, 12 listopada 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 197.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 32


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)

   

                        ROZDZIAŁ XIV.

         SYBIR, WARSZAWA, WAŁ ATLANTYCKI 
                   I NIEMIECKI GOSLAR


Okrutne żarty wojennej geografii[1]Trasa prowadząca ze wschodu na zachód, z leżącego po syberyjskiej stronie Uralu Czelabińska do miasteczka Caen we francuskiej Normandii jest, jeśli oglądać ją na ekranie komputera, niemalże idealną geometrycznie linią prostą, linią, która przechodzi przez Warszawę i przez niemieckie miasteczko Goslar. Jadąc całą trasą samochodem, przemierzy się około 4800 kilometrów. Warszawę dzieli od Czelabińska 3000 kilometrów, a aby z Czelabińska dotrzeć do niemieckiego Goslaru, położonego niedaleko Hanoweru, trzeba przejechać prawie 4000 kilometrów.
– On już wie, dlaczego Hitler i Stalin wywołali drugą wojnę światową. Od wczoraj bredzi o rodzinnej linii życia – mówi, patrząc na Wiesława, Ela.

Siedzimy w fotelach przy popołudniowej kawie. Jest prawie siedemdziesiąt lat po wojnie. Warszawa grzeje się w lipcowym słońcu.
Wiesław odstawia filiżankę i przygląda mi się uważnie:
– Wygląda zupełnie normalnie. Podejrzewasz demencję?
– Przyszło mu do głowy, że po to wywołali wojnę, aby w lipcu roku 1944 rozlokować jego rodzinę wzdłuż tej linii.
Wypada mi coś powiedzieć.
– Wcale tego nie mówię. Obu bandytom chodziło o zupełnie coś innego, ale taka właśnie linia wynikła z ich decyzji. Z Czelabińska, przez Warszawę, miasteczko Goslar i francuskie Caen.
Ela spogląda na Wiesława:
– Widzisz. Upiera się. Wymyślił sobie.

Rzeczywiście, nie od wczoraj, jak powiedziała Ela, a od tygodnia układam sobie łamigłówkę z geografii, wojennej polityki i losów rodziny.
Pod koniec lipca roku 1944 mój stryjeczny brat, syn Rudolfa Blanka, Ryszard Blank był w Czelabińsku. Moja Mama, mój brat Maciek i ja byliśmy w okupowanej Warszawie. Moja cioteczna siostra Basia wraz z ciotką Melanią były w Goslarze, a mój wuj Edward Blank – w Caen.

Powtarzam sobie, co działo się w Europie w trzeciej dekadzie lipca roku 1944. Do końca wojny zostało jeszcze dziesięć miesięcy. Minęło dopiero kilka dni po dokonanym w mazurskim (wtedy wschodniopruskim) Wilczym Szańcu, nieudanym zamachu na Hitlera. W Warszawie, w sztabie Armii Krajowej jej dowódca generał Bór-Komorowski waha się nad decyzją co do powstania w Warszawie, podczas gdy dwieście kilometrów na południowy wschód, na ulicach Chełma Lubelskiego, wiszą wydrukowane w Moskwie plakaty z podpisanym przez grupę zdrajców manifestem komunistycznego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Manifest obiecuje wszystko, czego można zapragnąć – rządy ludu, pełną demokrację, reformę rolną, nacjonalizację. Ani o kołchozach, ani o tym, że mój lubelski kuzyn, oficer Armii Krajowej, tak jak wielu innych, jest już w transporcie do rosyjskiego łagru, manifest nie wspomina.

W Czelabińsku sześćdziesiąt tysięcy robotników zatrudnionych przy prawie dwukilometrowej linii produkcyjnej wypuszcza miesięcznie ponad pięćset czołgów. Na drugim końcu mojej wyimaginowanej linii, we Francji, mija już półtora miesiąca po lądowaniu aliantów w Normandii. Miasto Caen po długotrwałych walkach i bombardowaniach jest zniszczone w siedemdziesięciu procentach; to, co pozostało, jest już w rękach brytyjskiego I Korpusu.
Niemiecki Goslar uniknął jak dotąd zniszczeń, około pięciu tysięcy robotników przymusowych z krajów okupowanych wspomaga czterdzieści tysięcy niemieckich mieszkańców w wysiłku wojennym Trzeciej Rzeszy.
Koniec wojny coraz bliżej, ale nikt z nas nie wie, jaka też będzie nadchodząca nowa rzeczywistość.

Mój stryjeczny brat Ryszard Blank, syn Rudolfa. Historię Ryszarda, historię syna wroga ludu zaczniemy od przypomnienia losów jego ojca i dziadka. Wiemy, że od procesu i wyroku w roku 1933 o ojcu Ryszarda, Rudolfie, jego rodzina nie ma żadnych wiadomości[2]. Nie wiadomo też nic o dziadku, Adolfie Blanku. Dopiero po latach, po śmierci Stalina, po upadku Chruszczowa, Ryszard dowie się, że Rudolf zmarł w łagrze, mając niespełna czterdzieści lat; po dziadku Adolfie ślad zaginął na zawsze.
W roku 1963 na ulicy Madalińskiego w Warszawie dwie starsze panie, moja Mama i ciotka Ada, odbyły serię rozmów o wielkiej polityce. Głównymi tematami była analiza osobowości dwóch pierwszych sekretarzy partii komunistycznych: partii sowieckiej Nikity Chruszczowa i partii polskiej Władysława Gomułki. Obie panie zgodziły się co do tego, że obaj są tyranami o cholerycznym usposobieniu i że zadzierać z nimi nie warto. Pomimo tego zdecydowały się zaryzykować i zwrócić się do Biura Informacji i Poszukiwań Polskiego Czerwonego Krzyża z prośbą o ustalenie losów Adolfa i Rudolfa Blanków, ostatnio, to znaczy około trzydzieści lat temu, przebywających w Związku Sowieckim. Zaasekurowały się, nie podając PCK informacji o procesie i wyroku Rudolfa. Uważały, że taka informacja mogłaby pełnego temperamentu Chruszczowa zdenerwować; przecież w latach trzydziestych i czterdziestych zamordował wielu niewinnych ludzi, a wysłał do łagru jeszcze więcej. O dzieciach Rudolfa nie wspomniały, być może także z ostrożności; przypuszczam bowiem, że o istnieniu przynajmniej Ryszarda wiedziały.
Poszukiwanie Czerwonego Krzyża dało wynik negatywny, ale zgłoszenie pozostało w aktach. Pozostało w bezczynności przez tak wiele lat, że kiedy doszło do mojego kontaktu z Ryszardem Blankiem, to obie panie, Mama i ciotka Ada, już nie żyły.
O Ryszardzie dowiedziałem się w roku 1995. Wtedy to doszedł do mojej córki list z Polskiego Czerwonego Krzyża, że Ryszard Blank poszukuje rodziny Adolfa Blanka (wyrażam podziw i szczere gratulacje dla Biura Informacji i Poszukiwań PCK – Biuro potrafiło skojarzyć kwerendę sprzed trzydziestu dwóch lat ze zgłoszeniem Ryszarda), a więc rodziny mojego dziadka. Zanim zdążyłem, mieszkając wtedy w Oregonie, podjąć jakiekolwiek działania, Ryszard Blank skontaktował się z mieszkającym w Gdańsku Zbigniewem (też bratem stryjecznym). Potem już było łatwo – nawiązaliśmy z Ryszardem korespondencję.


KONIEC ODCINKA 32, C.D.N.

 Jeśli opowiadanie podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.

Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.

Za tydzień ciąga dalszy książki "Jakże pięknie oni nami rządzili".

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). Polecam to, bo w grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz