©Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)
Rozdział I, w którym Tomaszek opowiada o drodze do szkoły, o Januszu i o poruczniku.
Do szkoły był
kawałek drogi – z Szustra do Narbuta. Jeżeli szedłem do szkoły sam, a nie z
Januszem, to chodziłem skrótem przez ruinę domu przy Różanej. Janusz powiedział kiedyś, że ten dom to musiał być trafiony strzałem z tego Tygrysa, co jeździł Różaną w czasie powstania. Poprzez klatkę
schodową z której pozostała wisząca pajęczyna metalowej balustrady i przez zniszczoną framugę drzwi wchodziłem do
parterowego mieszkania numer jeden. Zatrzymywałem się na chwilę w środkowym
pokoju – podobały mi się jego ściany wyklejone ciemnobrązową tapetą z kremowymi,
przypominającymi atakujące kobry, wzorami. Potem wyskakiwałem przez rozwalony
pociskiem otwór okna sypialni i zaraz skręcałem w Kazimierzowską. Tam, niedaleko
za rogiem, z trzypiętrowego domu został tylko front – pionowa, wysoka aż do
trzeciego piętra i niczym niepodparta fasada, ze zwisającym nad rozbitym oknem
wystawowym pogiętym, blaszanym szyldem apteki pod Opatrznością. Reszta domu leżała
w gruzach. Wzdłuż fasady wykonany szerokim pędzlem napis obwieszczał: „Niebezpieczeństwo”.
Przechodząc obok fasady zaklepywałem litery „N” i „o” – pierwszą i ostatnią
literę ostrzeżenia. Kiedy przy silniejszym wietrze fasada jakby się chwiała, zaklepywałem
litery bardzo ostrożnie, a odchodząc od fasady czułem się odważniejszy niż
zwykle. Za fasadą mijałem podziurawiony kulami okrągły słup ogłoszeniowy, na
którym od miesiąca wisiał plakat „30 czerwca 1946 – referendum ludowe. Warszawa
głosuje 3 x Tak”. Przedtem plakat też zaklepywałem; teraz przestałem, bo do referendum
było już tylko kilka dni, a potem plakat i tak ktoś zerwie, więc po co się
wysilać.
Janusz nie
chciał chodzić na skróty. Dlatego często, pomimo że mieszkał u nas, szliśmy do
szkoły oddzielnie – on ulicami, a ja przez ruinę.
Czasem w
drodze do szkoły dołączał do mnie porucznik, który mieszkał w willi dokładnie naprzeciw
apteki pod Opatrznością. Porucznik chodził do tej samej piątej klasy co ja, a nazywaliśmy
go porucznikiem dlatego, że kiedyś przyszedł do szkoły z przypiętą do swetra
oficerską gwiazdką. Jego ojciec był ubekiem i Janusz mówił, że ta gwiazdka była
od munduru ojca. Mówiliśmy w klasie, że ubeckie gwiazdki można łatwo rozpoznać,
bo mają po wewnętrzej stronie litery UB. Porucznik zaprzeczał, że to nieprawda,
że gwiazdka żadnych liter nie ma, ale obejrzeć jej nie dał. Twierdził, że tę gwiazdkę
dał mu sam towarzysz minister UB, kiedy przyjechał do ojca. Mówił, że minister
jeździ czarnym samochodem Citroën. To może była prawda, bo raz czy dwa
widziałem czarnego Citroëna przed willą porucznika.
Zwykle porucznik
doganiał mnie tuż za ruiną, na rogu Kazimierzowskiej i Narbuta. Stał tam kwadratowy
gmach, w którym w czasie okupacji mieściły się koszary SS. Teraz kwaterował tam
Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Za gmachem, w stronę więzienia mokotowskiego,
więźniowie budowali wzdłuż Kazimierzowskiej czteropiętrowe domy. Janusz mówił,
że to będą mieszkania dla ubeków i że Korpus Bezpieczeństwa to też sami ubecy.
Ale ja tam nie dochodziłem, bo szkoła była bliżej, już na Narbuta.
Jak
powiedziałem mamie o tej ubeckiej gwiazdce porucznika i o tym, że często idąc
do szkoły go spotykam, to mama przeprowadziła ze mną poważną rozmowę. Tak
powiedziała: „Tomaszku, czas na poważną rozmowę”. Rozmowa była o ubekach i o ukrywaniu
się. Że ubecy szukają ludzi, którzy się ukrywają, i że gdybym wiedział o kimś
kto się ukrywa, to mam nikomu, ale to nikomu nic nie mówić – a już nigdy
porucznikowi mimo, że on nie jest dorosły. Bo tych ukrywających się ubecy wsadzają
do więzienia, a ojciec porucznika jest ubekiem. Powiedziała jeszcze, że jakby
ojciec był tutaj, to powiedziałby mi to samo.
Ta rozmowa
była jeszcze przedtem, zanim pan Piotr Ostrowski – stryj Janusza - zaczął się
ukrywać.
No ale
wracam do porucznika. Był wyższy ode mnie, szczupły i był opryskliwy. Na dużej
przerwie często zajadał się czekoladą – taką w ogromnych płatach – czekoladą z paczek
UNRRA – i ciągle był chudy. Czekoladę jadł sam, nie częstował nikogo, bo też
nie miał przyjaciół. Chodził szybko, i tylko wtedy mogłem go dogonić, kiedy idąc
trenował wykopy pustą puszką po krwawej kiszce. Ta willa w której porucznik mieszkał,
to przed wojną była własnością stryja Janusza - pana Piotra Ostrowskiego i Janusz
mówił, że ubek - ojciec porucznika - ukradł jego stryjowi willę.
Rozdział
II, w którym dowiadujemy się gdzie kto mieszkał przedtem i teraz.
Bo to było
tak. Pan Piotr Ostrowski wprowadził się do swojej willi na Kazimierzowskiej tuż
przed wojną. W kampanii wrześniowej walczył nad Narwią, a w miesiąc po
kapitulacji Warszawy przedostał się przez Słowację na zachód. Wtedy do willi sprowadziła
się szwagierka pana Ostrowskiego - mama Janusza z Januszem. Sama, bez męża, bo
jej mąż - ojciec Janusza - nie wrócił, tak jak i mój ojciec, z wojny. Potem okazało
się, że mąż pani Ostrowskiej zginął w bitwie nad Bzurą, a w dwa miesiące
później willę zarekwirował – to znaczy wyrzucił z willi panią Ostrowską z
Januszem - jakiś Niemiec. Pani Ostrowska z Januszem wprowadziła się do nas, bo
państwo Ostrowscy byli naszymi przyjaciółmi, jeszcze sprzed wojny.
Pewnie ze
względu na tego Niemca to niemieckie Vernichtungskommando, które po
powstaniu paliło i burzyło Mokotów tej willi nie podpaliło. Ale kiedy weszli
Rosjanie i jeszcze zanim pani Ostrowska wróciła do Warszawy, do ocalałej willi wprowadził
się ten ubek – ojciec porucznika. I znów Janusz i pani Ostrowska zamieszkali u
nas. Także pan Piotr Ostrowski – stryj Janusza – jak wrócił z zachodu, to też u
nas mieszkał, dopóki nie zaczął się ukrywać.
Nasza
willa stała na Szustra. Obie wille - nasza i ta pana Ostrowskiego na
Kazimierzowskiej były identyczne, bo obie budował jednocześnie mój ojciec –
architekt. Z naszą willą, jak mówiła mama, mieliśmy szczęście w nieszczęściu –
bo wprawdzie Niemcy ją podpalili, ale spalił się tylko parter, i choć schody na piętro i całe piętro ocalały, to
taka do połowy spalona willa ubeków nie interesowała. Na odbudowę parteru nie
było pieniędzy, mieszkaliśmy więc na piętrze - mama ze mną w jednym pokoju, a w
drugim pokoju Janusz z mamą. A jak u nas mieszkał, to pan Piotr Ostrowski spał na
polowym łóżku w kuchni.
O ubeku mama
i pan Ostrowski mówili funkcjonariusz. Jeszcze
zanim zaczął się ukrywać, to pan Ostrowski poszedł do ubeka upomnieć się
o willę. Widziałem jak razem stali na podwórku – mały pan Ostrowski i wysoki,
tęgi ubek. Ubek nachylił się nad panem Ostrowskim i powiedział, że hipotekę ma
w dupie, a księgą wieczystą to się teraz wszyscy w UB podcierają. Pan Ostrowski
wyprostował się jak struna i odpowiedział, że podetrzeć się to można tym waszym
referendum, co je sfałszujecie. Wiedziałem o czym mówił, bo mama też kiedyś powiedziała, że oni po
to referendum zorganizowali, żeby je sfałszować. Powiedziała, że referendum to
największe kłamstwo roku 1946.
Tydzień
temu na ścianie naszej willi żołnierze z koszar wymalowali napis „3 x Tak
niemcom nie w smak”. To ostatnie słowo „smak” było bardzo małe, dlatego, że
skończyła im się ściana. A 3 x tak było dlatego, że w referendum trzeba było
odpowiedzieć na trzy pytania.
Pomyślałem
wtedy, że gdyby do referendum dodać czwarte pytanie – o tym czy należy zwrócić
willę panu Ostrowskiemu, to wszyscy głosowaliby że tak i sprawa byłaby
załatwiona. Bo oczywiście byłem za panem Ostrowskim.
Pan
Ostrowski przed wojną grał w drużynie młodzików Polonii a dopóki nie zaczął się
ukrywać, to był trenerem naszej drużyny. W czasie wojny walczył na zachodzie u
generała Maczka, był dowódcą czołgu, a to, że był mały było dla niego dobre, bo
do czołgów biorą małych. Ale to, że ubek był taki duży trochę mnie przestraszało.
Rozdział
III w którym Tomaszek opowiada o piłce nożnej i Tajemniczej Wyspie.
Po szkole
cała nasza drużyna piłkarska zebrała się na parterze naszej willi, w wypalonym
salonie. Siedzieliśmy na ustawionych w słupki cegłach. Trochę piekło mnie w
gardle, bo co kto ruszył nogą, to w powietrze wzbijał się kłąb kurzu z warstwy
leżącego na podłodze parteru tynku. Janusz – był kapitanem drużyny - jak zwykle
bawił się swoim granatem. Z jajowatego kształtu granatu wystawał czerwony
zapalnik. Ten czerwony kolor - kolor niebezpieczeństwa – niepokoił mnie, bo to
musiało znaczyć, że jest to granat bojowy.
Miesiąc
wcześniej, po tym jak Polonia Warszawa zdobyła mistrzostwo Polski roku 1946,
postanowiłem, że będę taki jak Szczepaniak z Polonii. Szczepaniak grał na obronie,
ale potrafił strzelić karnego. Był kapitanem drużyny a czasem strzelał i gola w
polu. Poprawiłem się na cegłach i powiedziałem, że chcę zostać kapitanem
drużyny.
- Kapitanem
jestem ja – powiedział Janusz.
- Ale ja
kiwam lepiej i dlatego powinienem być kapitanem. Pan Ostrowski zawsze mówił, że
mam talent – powiedziałem – przez moją obronę nikt nie przechodzi.
Janusz zaczął
bawić się odbezpieczającą granat nakrętką zapalnika. Przypatrywaliśmy się jego
rękom. Najmłodszy z nas, ten co był bramkarzem, głośno przełknął i powiedział:
- Niech
już tak zostanie. Janusz jest dobrym kapitanem.
-
Porucznik chce zapisać się do drużyny – powiedziałem, bo myślałem sobie, że jak
bym wprowadził porucznika do drużyny, to łatwo bym go przekonał, że to ja powinienem być kapitanem. A porucznik naprawdę
byłby dobrym nabytkiem dla drużyny. Szybki, wysoki; w myślach ustawiałem go na
pomocy, na lewym skrzydle. Przy rzutach rożnych, jak nie gralibyśmy trzy
kornery karny, to byłby pierwszy do główki.
- Ten syn
ubeka? Ten co się obżera UNRRowską czekoladą? – ty zawsze masz głupie pomysły –
powiedział Janusz.
Wieczorem
powiedziałem mamie, że chcę zostać kapitanem drużyny, i że nie udało mi się
wciągnąć porucznika do drużyny. Mama trochę się zachmurzyła i zapytała czy
przyjąłbym do drużyny syna esesmana. Kiedy powiedziałem, że nie, ale esesman
jest niemcem, a ubek Polakiem, odrzekła, że żeby być ubekiem trzeba być złym
człowiekiem. Powiedziała żebym to przemyślał. A dodała jeszcze, że na dodatek
ubek kradnie paczki UNRRA – jakżeby inaczej miał w garażu całą ścianę zastawioną
paczkami.
Myślałem
nad tym i w domu i szkole. Zrozumiałem, że porucznik nie ma przyjaciół nie
tylko dlatego, że sam żre czekoladę, ale też dlatego że jest synem ubeka. Pomyślałem,
że to dobrze, że nie powiedziałem porucznikowi o naszym odkryciu. Bo odkryliśmy,
że w domu z tapetą można wejść po balustradzie na pierwsze piętro i że to jest
fajna kryjówka.
Później
myślałem o samym ubeku. Miesiąc przedtem czytałem Tajemniczą Wyspę Vernego. I ubek
zaczął dla mnie wyglądać tak jak nieszczęsny bosman ze statku Britannia,
którego kapitan Britannii za popełnienie zbrodni wysadził na bezludnej wyspie. Bosman
też był duży i napadł na Harberta i o mało go nie zabił. Ale po wielu
miesiącach, dzięki temu że pan Cyrus Smith walczył o jego duszę, zmienił się.
Wyobrażałem sobie, że ubek też może się zmienić i któregoś dnia wypuści
wszystkich tych co się ukrywali, a których złapał i trzymał w więzieniu. Oczywiście
wtedy byłoby inaczej - porucznik wszedłby do drużyny a ja zostałbym kapitanem.
Ale następnego
dnia zacząłem mieć co do tego pomysłu wątpliwości. Najpierw dlatego, że bosman z
Britannii zmienił się dopiero po wielu miesiącach, a przedtem był bardzo smutny
i pozostawał w otępieniu. Natomiast ubek wcale nie był otępiały, a jak kłócił
się z panem Ostrowskim, to bałem się, że się pobiją. A rano słyszałem jak ubek
krzyczał na porucznika i porucznik przyszedł do szkoły ze śliwą pod prawym
okiem. Ale najważniejsze było to, że mama rozmawiając z panią Ostrowską
powiedziała, że żeby wygrać referendum ubecy przeprowadzają masowe aresztowania,
a pani Ostrowska powiedziała że boi się,
że znajdą i aresztują pana Piotra Ostrowskiego. Nie chciałem, żeby aresztowali
pana Ostrowskiego, nawet gdybym miał nie zostać kapitanem, chociaż na pewno byłbym
lepszym kapitanem niż Janusz. Pani Ostrowska powiedziała jeszcze, że ci nasi
mężczyźni albo już nie żyją, albo są w więzieniach. Zastanowiłem się nad tym i
pomyślałem, że ma rację.
Rozdział
IV o paczkach, iksie i Edmundzie Dantèsie.
Po
treningu drużyny Janusz powiedział, że może jednak przyjąć porucznika do
drużyny. Na próbę. Wiedziałem, że tak przyjęty porucznik byłby za Januszem, i to
byłoby bardzo źle, a jeszcze pamiętałem co mi mówiła mama. Powiedziałem że nie
zgadzam się, że ubek kradnie paczki UNRRA i stąd porucznik ma czekoladę:
- Jego
ojciec ma w garażu pełno tych kradzionych paczek.
- Jak taki
jesteś mądry, to idź i przynieś jakąś paczkę – powiedział do mnie Janusz.
- A pójdę
– odpowiedziałem. Nie mogłem stchórzyć, a gdybym przyniósł paczkę, i tam byłoby
dużo czekolady, to może za jakiś czas drużyna wybrałaby mnie na kapitana.
Wiedziałem
jak się dostać do garażu ubeka bo był taki sam jak w naszej willi. W garażu były
trzy rowery marki Puch – takiej marki roweru nie znałem, ciekawy byłem, czy to
polska marka i skąd ubek te rowery wziął. A paczki zastawiały wysoko całą tylną
ścianę. Kiedy rozglądałem się za czymś, przy pomocy czego mógłbym sięgnąć po
paczkę - skrzypnęły drzwi garażu.
Musiałem
uciekać. Wybiegłem na Kazimierzowską, pobiegłem do Różanej, do tej ruiny z
tapetą. Poprzedniego dnia robiliśmy zawody we wchodzeniu na pierwsze piętro - wspinaliśmy
się po zwisającej balustradzie. Było to trudne, bo balustrada gięła się jak
sprężyna. Ale za to, jak już było się na piętrze, to można było dolny kawałek
tej balustrady wciągnąć na górę, tak, że
już nikt nie mógł wejść. To było jak most zwodzony w jakimś zamku.
W
ciemności wspiąć się było trudno. Spadłem z wysoka na jakąś cegłę, przewróciłem
się i skręciłem kostkę. Z tą bolącą kostką siedziałem w ciemności w pokoju z
ciemną tapetą, aż upewniłem się, że nikt mnie nie goni. W końcu pokuśtykałem do
domu.
To skręcenie
kostki było pechowe, bo Janusz przeniósł mnie do rezerwy. Od razu zaczął nazywać
mnie rezerwowy. Mogłem grać tylko na treningach i to tylko na bramce. Prawda,
że w bramce nie musiałem się dużo ruszać i kostka mniej bolała.
To były
złe dni. Czułem się jak uwięziony w zamku d’If Edmund Dantès w książce „Hrabia
Monte Christo”. Ale Dantès miał opata Farię. A ja? Dantès znalazł skarb. A ja? Postanowiłem
zapomnieć o hrabim Monte Christo i myśleć analitycznie – tak mówiła moja mama,
kiedy miała jakiś problem.
Właśnie
dowiedziałem się w szkole, że jak się szuka jakiejś liczby, to można nazwać ją x
i można z tym iksem robić różne rzeczy. Podobał mi się ten x, tak jak w tym
pytaniu że jeżeli cegła waży kilo i pół cegły – to ile waży cegła. Tu x się
bardzo przydawał. To chyba było myślenie analityczne. A jeżeli liczba może być iksem,
to inne rzeczy też mogą być. Na przykład Edmund Dantès miał swój x – to był
skarb na wyspie Monte Christo. Janusza iksem był jego granat. A jaki był mój x?
Mógł to być
na przykład czołg. Gdybym tak znalazł czołg i zajechał tym czołgiem pod naszą
willę. Wszyscy by patrzyli na mnie i mówili, że on potrafił to zrobić, nawet ze
skręconą kostką. I zostałbym kapitanem drużyny. A jak kostka wyzdrowieje, to
grałbym i na obronie jak Szczepaniak i także w ataku i strzelałbym gole. Albo
może zamiast czołgu lepszy byłby samochód pancerny, bo czołgiem trudno
kierować. Karabin maszynowy też byłby iksem. Ma naboje na taśmie i strzelałbym
serią. Tak jak na filmie „O szóstej wieczorem po wojnie”. Bo z samolotem
trudniej – czasem trzeba skakać ze spadochronem tak jak było na filmie „Jeden z
naszych samolotów zaginął”.
I wtedy
wpadłem na pomysł - odkryłem gdzie może być iks. W koszarach – tam przedtem byli
esesmani, może coś po nich zostało. Tam może znajdę rewolwer – najlepiej
Parabellum, a może granat, taki zaczepny, z długą, drewnianą rączką. I wtedy
już nie będzie mowy o skręconej kostce i o rezerwowym.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ. DOKOŃCZENIE ZA TYDZIEŃ.
Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na "Lubię to".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.
Moje książki ( http://www.atut.ig.pl/?wyniki-wyszukiwania,19&sPhrase=olas ), wydawnictwo ATUT, są do nabycia w większości księgarni w Polsce, w Europie i w USA.
Zapytaj w księgarni, sprawdź na przykład w Empiku, bądź też wygoogluj na internecie autora (Andrzej Olas) lub tytuł:
1. Dom nad jeziorem Ontario (nakład jest bliski wyczerpania, ale gdzie nie gdzie książka jest jeszcze dostępna).
2. Jakże pięknie oni nami rządzili.
W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.
Recenzję mojej książki znajdziesz pod:
http://uwagirecenzje.blogspot.com/2015/02/jak-to-sie-ksiazke-pisao.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz