CZĘŚĆ PIĄTA
PO WOJNIE, ODBUDOWA I KOMUNIZM
ROZDZIAŁ XVII
Towarzysze sekretarze odchodzą
© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)
Linki do poprzednich odcinków:
Odcinek 33 tutaj Odcinek 34 tutaj Odcinek 35 tutaj Odcinek 36 tutaj
Odcinek 37 tutaj Odcinek 38 tutaj Odcinek 39 tutaj
Barnaba wsiadł do autobusu, był sam. Autobus podjechał do
samolotu, następny wopista stał przy wejściu. Obejrzał paszport Barnaby i
wskazał na schody. Barnaba szedł do swojego miejsca, kiedy dziewczynka w wieku
jego córki zawołała:
– Mamo, to tego pana nie aresztowali. I nie zabrali mu
lali.
Wreszcie Barnaba mógł usiąść i zacząć porządkować swoje
odczucia. Samolot był nad Bałtykiem, a Barnaba doszedł do momentu rewizji, gdy
nachyliła się nad nim stewardesa z tacką, na której stał oblodzony kieliszek z
przezroczystym płynem.
– Pozdrowienia od pana na lewo przy oknie.
Barnaba spojrzał w lewo. Uśmiechnięta twarz faceta była
częściowo zasłonięta ręką z kieliszkiem. Druga ręka wykonywała znajomy znak
Solidarności.
– Za Lecha – zawołał fundator.
– Za Lecha – powtórzył Barnaba, spełnił toast i pomyślał:
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Przemknęła mu przez głowę myśl, że od tej
pory figuruje w aktach Służby Bezpieczeństwa jako „organizator nielegalnych
zebrań”. Ninka słusznie kręciła nosem. Acha, jeszcze coś. Ta fotografia i pytanie
celnika podczas rewizji:
- Dlaczego tu jest amerykańska flaga?
- Bo zdjęcie zrobiłem w Ameryce.
- Nie za dużo tam żółtków?
- Tego nie zgadniesz, a ja ci nie powiem – pomyślał wtedy
Barnaba – że to wietnamscy wojskowi demonstrujący w Waszyngtonie po utracie
swojego państwa – Wietnamu Południowego. Bo od razu byś powiedział, że to
nielegalne.
Samolot doleciał do Montrealu. Barnaba wyjątkowo szybko
przeszedł przez kontrolę kanadyjską. Celnik pociągał nosem i krzywił się na
jakiś nieznany, a doskwierający mu zapach. Barnaba nie miał trudności z
ustaleniem przyczyny – był to rozbity likier na wiśniach w gigantycznej torbie
podręcznej.
Furgonetki biura podróży Polonez, kursujące między
Montrealem a Nowym Jorkiem, były według jednego z przyjaciół Barnaby
bezpośrednim wynikiem działalności Jerzego Urbana jako rzecznika reżymu. Według
przyjaciela podczas jednej z konferencji prasowych zdarzyło się Urbanowi palnąć
coś o „lotniskach otwartych dla przyjaciół i tylko dla przyjaciół”. Cytat ten
miał w czasie stanu wojennego zainspirować decyzję Reagana o zamknięciu lotnisk
USA dla polskich samolotów. Prawdziwe czy nie, Barnaba wraz z gronem innych
pasażerów z Warszawy zaokrętował się do takiej furgonetki. Kierowca, pan Bronek,
był życzliwy, ale lekko się zawahał, kiedy poczuł dziwny zapach.
– Wie pan co, położymy pański bagaż na brzegu. Tak będzie
lepiej. Panowie, ładujemy się – zawołał do reszty pasażerów.
– Coś tu śmierdzi – narzekał jeden z pasażerów.
Zatrzymali się na granicy amerykańskiej. Pan Bronek
powiedział:
– Panowie, wszystko będzie w porządku. Dajcie paszporty,
ja będę wszystko załatwiał. Musicie tylko iść ze mną do okienka, urzędnik musi
porównać wasze twarze z paszportami.
Celnik wprawnie otwierał paszporty i potwornie kalecząc,
wywoływał polskie nazwiska. Pan Bronek, zerkając celnikowi przez ramię,
korygował wymowę. Wywołany odpowiadał: „Obecny”, pan Bronek tłumaczył: „Present”
– i w ten sposób, wliczając konieczne stemplowanie, formalności zostały
zakończone w trzy minuty. Przyszła kolej na cło. Celnik podszedł do furgonetki,
pociągnął nosem i wskazał na pierwszy z brzegu bagaż. Była to torba Barnaby.
Pan Bronek zawołał:
– Panowie, czyj to bagaż. Proszę otworzyć.
– To tego pana, co mu śmierdzi – zawołał jeden z
pasażerów. Barnaba otworzył torbę. Celnik z wahaniem zanurzył w niej dłoń i
wyciągnął bochenek chleba. Obejrzał się i wskazał palcem na Barnabę.
– Food – powiedział. Pan Bronek przetłumaczył:
– On mówi, że to jest jedzenie.
Barnaba musiał myśleć szybko. Tylko fortele, jak pan
Zagłoba. Udam, że nie znam angielskiego.
– Chleb – odrzekł.
– Właśnie – skomentował pan Bronek.
Celnik zwrócił się do pana Bronka.
– Powiedz temu człowiekowi – tu wskazał na Barnabę – że
jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki.
Pan Bronek przekazał:
– On mówi, żebym panu powiedział, że jedzenia nie wolno
wwozić do Ameryki.
– Niech pan mu powie, że ja wiem, że jedzenia nie wolno
wwozić do Ameryki – zripostował Barnaba.
Pan Bronek miał lekkie kłopoty z przełożeniem tego, ale
jakoś sobie poradził.
– To dlaczego on wwozi jedzenie? – zapytał celnik.
– On pyta, dlaczego pan wwozi jedzenie – powiedział do Barnaby
pan Bronek.
– Niech pan mu powie, że teraz to wiem, ale przedtem nie
wiedziałem – odrzekł Barnaba.
Widząc rozpacz w oczach celnika, pan Bronek skrócił to
do:
– On przedtem nie wiedział.
Celnik zastanawiał się. Barnaba powoli tracił poczucie
rzeczywistości. Powtarzał sobie cicho:
– Jestem, żyję, świat jest racjonalny. Nazywam się
Barnaba. Mam czterdzieści osiem lat.
Celnik spytał pana Bronka: – Co on mówi?
Pan Bronek spytał Barnaby: – Co pan powiedział?
– Powiedziałem, że nawet bułek już nie będę przewoził.
Pan Bronek wnerwił się i przetłumaczył:
– On już nie będzie.
Celnik podniósł chleb w górę, wskazał nań palcem i z
wysiłkiem powiedział:
– Kleb... niiii. – I włożył chleb z powrotem do torby.
Barnaba wyjąkał:
– Yessss, No.
Celnik spojrzał na Barnabę, podniósł prawą dłoń w znaku
Solidarności, powiedział: „Lalesa”, i odszedł. Pan Bronek przetłumaczył
automatycznie: „Wałęsa”. Barnaba powiedział do pana Bronka:
– Niech pan mnie zapyta, ile ja mam lat.
– Ile pan ma lat?
– Czterdzieści osiem, i nawet nie wiem, że jedzenia nie
wolno wwozić do Ameryki – powiedział Barnaba.
Ku uldze pasażerów z delikatniejszym powonieniem Barnaba
wysiadł z furgonetki przed Nowym Jorkiem, w miasteczku Plattsburg, koło
oświetlonego McDonalda. Stąd telefon do żony w odległym o pięć mil domu miał
zapewnić mu transport. Telefon był zajęty, tak teraz, jak i piętnaście minut
później. Barnaba wciągnął bagaż do McDonalda i czekał przy kawie. Kolejna próba
telefoniczna się powiodła. Wracając od telefonu, Barnaba poczuł znajomy zapach
likieru na wiśniach. Nie zdziwiło go więc, że ludzie przy sąsiednim stoliku
rozmawiali o zapachach.
Żona Barnaby przyjechała i powiedziała:
– Co za dziwny zapach w tej restauracji. Ale nie o tym
chcę mówić. Nie zadbałeś o podręczną torbę i zbiłeś likier na wiśniach.
– Właśnie – powiedział Barnaba.
– Co własnie?
– To właśnie stąd ten zapach. Ale skąd ty wiesz o tym?
– Właśnie skończyłam rozmowę telefoniczną z Ninką.
Przekażę ci tylko jej konkluzję tyczącą się twojego sposobu transportowania
likieru. Powiedziała: „tacy ludzie jak twój mąż nie powinni być wpuszczani na
lotniska, szczególnie w piątki, trzynastego”. Określiła cię także jako „powietrznego
terrorystę”. – Tu żona przerwała na chwilę, aby powiedzieć:
– Chcę ci zadać pytanie.
– Wiem, o co chcesz mnie zapytać – powiedział Barnaba. – Chcesz
mnie zapytać, ile mam lat.
– Skąd wiesz? Jak zgadłeś?
– Bo wiem – powiedział Barnaba. Coś musiało być w jego
głosie, bo sąsiedzi przerwali rozmowę o zapachach.
– Mam czterdzieści osiem lat i nawet nie wiem, jak
przewozić likier na wiśniach – powiedział Barnaba i wreszcie głęboko odetchnął.
KONIEC PREZENTOWANEJ W 40 ODCINKACH KSIĄŻKI
"JAKŻE PIĘKNIE ONI NAMI RZĄDZILI"
Jeśli odcinek podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.
Kolejne opowiadanie za tydzień.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). Polecam to, bo w grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .
Odcinek 33 tutaj Odcinek 34 tutaj Odcinek 35 tutaj Odcinek 36 tutaj
Odcinek 37 tutaj Odcinek 38 tutaj Odcinek 39 tutaj
Barnaba wsiadł do autobusu, był sam. Autobus podjechał do
samolotu, następny wopista stał przy wejściu. Obejrzał paszport Barnaby i
wskazał na schody. Barnaba szedł do swojego miejsca, kiedy dziewczynka w wieku
jego córki zawołała:
– Mamo, to tego pana nie aresztowali. I nie zabrali mu
lali.
Wreszcie Barnaba mógł usiąść i zacząć porządkować swoje
odczucia. Samolot był nad Bałtykiem, a Barnaba doszedł do momentu rewizji, gdy
nachyliła się nad nim stewardesa z tacką, na której stał oblodzony kieliszek z
przezroczystym płynem.
– Pozdrowienia od pana na lewo przy oknie.
Barnaba spojrzał w lewo. Uśmiechnięta twarz faceta była
częściowo zasłonięta ręką z kieliszkiem. Druga ręka wykonywała znajomy znak
Solidarności.
– Za Lecha – zawołał fundator.
– Za Lecha – powtórzył Barnaba, spełnił toast i pomyślał:
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Przemknęła mu przez głowę myśl, że od tej
pory figuruje w aktach Służby Bezpieczeństwa jako „organizator nielegalnych
zebrań”. Ninka słusznie kręciła nosem. Acha, jeszcze coś. Ta fotografia i pytanie
celnika podczas rewizji:
- Dlaczego tu jest amerykańska flaga?
- Bo zdjęcie zrobiłem w Ameryce.
- Nie za dużo tam żółtków?
- Tego nie zgadniesz, a ja ci nie powiem – pomyślał wtedy
Barnaba – że to wietnamscy wojskowi demonstrujący w Waszyngtonie po utracie
swojego państwa – Wietnamu Południowego. Bo od razu byś powiedział, że to
nielegalne.
Samolot doleciał do Montrealu. Barnaba wyjątkowo szybko
przeszedł przez kontrolę kanadyjską. Celnik pociągał nosem i krzywił się na
jakiś nieznany, a doskwierający mu zapach. Barnaba nie miał trudności z
ustaleniem przyczyny – był to rozbity likier na wiśniach w gigantycznej torbie
podręcznej.
Furgonetki biura podróży Polonez, kursujące między
Montrealem a Nowym Jorkiem, były według jednego z przyjaciół Barnaby
bezpośrednim wynikiem działalności Jerzego Urbana jako rzecznika reżymu. Według
przyjaciela podczas jednej z konferencji prasowych zdarzyło się Urbanowi palnąć
coś o „lotniskach otwartych dla przyjaciół i tylko dla przyjaciół”. Cytat ten
miał w czasie stanu wojennego zainspirować decyzję Reagana o zamknięciu lotnisk
USA dla polskich samolotów. Prawdziwe czy nie, Barnaba wraz z gronem innych
pasażerów z Warszawy zaokrętował się do takiej furgonetki. Kierowca, pan Bronek,
był życzliwy, ale lekko się zawahał, kiedy poczuł dziwny zapach.
– Wie pan co, położymy pański bagaż na brzegu. Tak będzie
lepiej. Panowie, ładujemy się – zawołał do reszty pasażerów.
– Coś tu śmierdzi – narzekał jeden z pasażerów.
Zatrzymali się na granicy amerykańskiej. Pan Bronek
powiedział:
– Panowie, wszystko będzie w porządku. Dajcie paszporty,
ja będę wszystko załatwiał. Musicie tylko iść ze mną do okienka, urzędnik musi
porównać wasze twarze z paszportami.
Celnik wprawnie otwierał paszporty i potwornie kalecząc,
wywoływał polskie nazwiska. Pan Bronek, zerkając celnikowi przez ramię,
korygował wymowę. Wywołany odpowiadał: „Obecny”, pan Bronek tłumaczył: „Present”
– i w ten sposób, wliczając konieczne stemplowanie, formalności zostały
zakończone w trzy minuty. Przyszła kolej na cło. Celnik podszedł do furgonetki,
pociągnął nosem i wskazał na pierwszy z brzegu bagaż. Była to torba Barnaby.
Pan Bronek zawołał:
– Panowie, czyj to bagaż. Proszę otworzyć.
– To tego pana, co mu śmierdzi – zawołał jeden z
pasażerów. Barnaba otworzył torbę. Celnik z wahaniem zanurzył w niej dłoń i
wyciągnął bochenek chleba. Obejrzał się i wskazał palcem na Barnabę.
– Food – powiedział. Pan Bronek przetłumaczył:
– On mówi, że to jest jedzenie.
Barnaba musiał myśleć szybko. Tylko fortele, jak pan
Zagłoba. Udam, że nie znam angielskiego.
– Chleb – odrzekł.
– Właśnie – skomentował pan Bronek.
Celnik zwrócił się do pana Bronka.
– Powiedz temu człowiekowi – tu wskazał na Barnabę – że
jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki.
Pan Bronek przekazał:
– On mówi, żebym panu powiedział, że jedzenia nie wolno
wwozić do Ameryki.
– Niech pan mu powie, że ja wiem, że jedzenia nie wolno
wwozić do Ameryki – zripostował Barnaba.
Pan Bronek miał lekkie kłopoty z przełożeniem tego, ale
jakoś sobie poradził.
– To dlaczego on wwozi jedzenie? – zapytał celnik.
– On pyta, dlaczego pan wwozi jedzenie – powiedział do Barnaby
pan Bronek.
– Niech pan mu powie, że teraz to wiem, ale przedtem nie
wiedziałem – odrzekł Barnaba.
Widząc rozpacz w oczach celnika, pan Bronek skrócił to
do:
– On przedtem nie wiedział.
Celnik zastanawiał się. Barnaba powoli tracił poczucie
rzeczywistości. Powtarzał sobie cicho:
– Jestem, żyję, świat jest racjonalny. Nazywam się
Barnaba. Mam czterdzieści osiem lat.
Celnik spytał pana Bronka: – Co on mówi?
Pan Bronek spytał Barnaby: – Co pan powiedział?
– Powiedziałem, że nawet bułek już nie będę przewoził.
Pan Bronek wnerwił się i przetłumaczył:
– On już nie będzie.
Celnik podniósł chleb w górę, wskazał nań palcem i z
wysiłkiem powiedział:
– Kleb... niiii. – I włożył chleb z powrotem do torby.
Barnaba wyjąkał:
– Yessss, No.
Celnik spojrzał na Barnabę, podniósł prawą dłoń w znaku
Solidarności, powiedział: „Lalesa”, i odszedł. Pan Bronek przetłumaczył
automatycznie: „Wałęsa”. Barnaba powiedział do pana Bronka:
– Niech pan mnie zapyta, ile ja mam lat.
– Ile pan ma lat?
– Czterdzieści osiem, i nawet nie wiem, że jedzenia nie
wolno wwozić do Ameryki – powiedział Barnaba.
Ku uldze pasażerów z delikatniejszym powonieniem Barnaba
wysiadł z furgonetki przed Nowym Jorkiem, w miasteczku Plattsburg, koło
oświetlonego McDonalda. Stąd telefon do żony w odległym o pięć mil domu miał
zapewnić mu transport. Telefon był zajęty, tak teraz, jak i piętnaście minut
później. Barnaba wciągnął bagaż do McDonalda i czekał przy kawie. Kolejna próba
telefoniczna się powiodła. Wracając od telefonu, Barnaba poczuł znajomy zapach
likieru na wiśniach. Nie zdziwiło go więc, że ludzie przy sąsiednim stoliku
rozmawiali o zapachach.
Żona Barnaby przyjechała i powiedziała:
– Co za dziwny zapach w tej restauracji. Ale nie o tym
chcę mówić. Nie zadbałeś o podręczną torbę i zbiłeś likier na wiśniach.
– Właśnie – powiedział Barnaba.
– Co własnie?
– To właśnie stąd ten zapach. Ale skąd ty wiesz o tym?
– Właśnie skończyłam rozmowę telefoniczną z Ninką.
Przekażę ci tylko jej konkluzję tyczącą się twojego sposobu transportowania
likieru. Powiedziała: „tacy ludzie jak twój mąż nie powinni być wpuszczani na
lotniska, szczególnie w piątki, trzynastego”. Określiła cię także jako „powietrznego
terrorystę”. – Tu żona przerwała na chwilę, aby powiedzieć:
– Chcę ci zadać pytanie.
– Wiem, o co chcesz mnie zapytać – powiedział Barnaba. – Chcesz
mnie zapytać, ile mam lat.
– Skąd wiesz? Jak zgadłeś?
– Bo wiem – powiedział Barnaba. Coś musiało być w jego
głosie, bo sąsiedzi przerwali rozmowę o zapachach.
– Mam czterdzieści osiem lat i nawet nie wiem, jak
przewozić likier na wiśniach – powiedział Barnaba i wreszcie głęboko odetchnął.
KONIEC PREZENTOWANEJ W 40 ODCINKACH KSIĄŻKI
"JAKŻE PIĘKNIE ONI NAMI RZĄDZILI"
Jeśli odcinek podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .
KONIEC PREZENTOWANEJ W 40 ODCINKACH KSIĄŻKI
"JAKŻE PIĘKNIE ONI NAMI RZĄDZILI"
Jeśli odcinek podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.
Kolejne opowiadanie za tydzień.
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). Polecam to, bo w grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz