piątek, 30 czerwca 2017

#Festyn opowiadań™, Nr 95.

Jakże pięknie oni nami rządzili, odc. 38


                         CZĘŚĆ PIĄTA

      PO WOJNIE, ODBUDOWA I KOMUNIZM

                          ROZDZIAŁ XVII

            Towarzysze sekretarze odchodzą


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)

Linki do poprzednich odcinków:

Odcinek 1   tutaj       Odcinek  2 tutaj           Odcinek 3 tutaj                 Odcinek 10 tutaj
Odcinek 4   tutaj       Odcinek  5 tutaj           Odcinek 6 tutaj                 Odcinek 11 tutaj
Odcinek 7   tutaj       Odcinek  8 tutaj           Odcinek 9 tutaj                 Odcinek 12 tutaj 
  Odcinek 13 tutaj      Odcinek 14 tutaj           Odcinek 15 tutaj              Odcinek 16 tutaj
  Odcinek 17 tutaj      Odcinek 18 tutaj         Odcinek 19 tutaj           Odcinek 20 tutaj
  Odcinek 21 tutaj     Odcinek 22 tutaj        Odcinek 23 tutaj            Odcinek 24  tutaj
  Odcinek 25 tutaj     Odcinek 26 tutaj        Odcinek 27 tutaj            Odcinek 28  tutaj
  Odcinek 29 tutaj     Odcinek 30 tutaj        Odcinek 31 tutaj             Odcinek 32 tutaj
  Odcinek 33 tutaj     Odcinek 34 tutaj        Odcinek 35 tutaj             Odcinek 36 tutaj
  Odcinek 37 tutaj


– Wolałbym, żeby studentów szukających toalety nie kierował pan do mojej sekretarki – powiedział dziekan Okeke – tym bardziej że każdy początek roku akademickiego oznacza dla niej dużo pracy.

- A co mam robić? – chciałem odpowiedzieć. – Przyjdzie taki, zamamle coś tym swoim murzyńskim slangiem (to nie, że mam coś przeciw Murzynom, to tylko mój stres i ten cholerny slang), nie rozumiem, czego chce – a niech sobie idzie pomamlać sekretarce.

Milcząc, skinąłem głową. Dziekan uśmiechnął się:
– Jak pan znajduje naszą Alabamę? Zaraz, zaraz – zastanowił się – przecież to dopiero trzy tygodnie od pańskiego przyjazdu?
– Jestem zafascynowany – odpowiedziałem. – Ta bujna przyroda dookoła. Olśniewająca. To wysokie nocne niebo.
To nie jest to, co naprawdę myślę. Bo myślę tak: Choć ciebie, dziekanie, akurat lubię, to nie powiem ci, że mi tu źle, bardzo źle. Bo tęsknię – do Polski, do rodziny. Ale do tego, że mu źle, mężczyzna się nie przyznaje.

Jeszcze trzy tygodnie wcześniej, w lipcu roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego pierwszego byłem adiunktem w Polskiej Akademii Nauk, zażywałem w rodzinnej Warszawie rodzinnego szczęścia z piękną i dzielną żoną – Elą – kobietą pracującą, i trójką uroczych dzieci. Pisałem pracę habilitacyjną, miałem niezachwiane przekonanie o własnych talentach i uważałem, że życie jest ciekawe, a pieniądze szczęścia nie dają.
Oj, nie dają szczęścia, nie dają, ale bywa, że kiedy pieniędzy zabraknie, jedzie się gdzieś tam, gdzie mogą być, do Abidżanu, Ułan Bator czy też do Alabamy. Szczególnie kiedy się ma troje dzieci.

A wyjeżdżać było przykro – akurat wtedy, kiedy w kraju ludzie zaczęli się do siebie uśmiechać. No, nie do wszystkich, nie do sekretarzy i członków egzekutywy. Ale do siebie. Wyobraźcie sobie, co to było – dziesięć milionów członków Solidarności uśmiechających się do siebie.
Nie, ja nie stawiałem czoła komunizmowi, ja jestem raczej z tych pokornych; przed Solidarnością łatwo wmówiłem sobie, że przecież nauka jest pierwsza, i dlatego ja mogę być neutralnym. Dopiero kiedy latem poprzedniego roku wybuchła Solidarność, to jednak troszeczkę ręki przyłożyłem do utworzenia Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Pracowników Nauki, Techniki i Oświaty[1]. Ale to by było na tyle. Mało – wstyd przyznać, ale mało.
Nie, jeszcze coś. W tym czasie odbyłem rozmowę z kuzynem Stasiem, wnukiem wybitnego działacza akowskiego z czasów okupacji – później pokutującego przez trzy lata w stalinowskich łagrach. Spytałem Stasia, dlaczego wśród głosów sugerujących reformy polityczne nie słychać głosu wciąż żyjącego starszego już pana.

– Nie licz na to. Dziadek powiedział mi, że gdyby wiedział, jaką cenę zapłaci jego żona i dzieci za jego pracę w konspiracji, to nigdy by się tego nie podjął. O polityce w ogóle nie chce rozmawiać.
Bo cena była. Dzieci bez studiów, byle jaka praca dla kształconego na najlepszych uczelniach agronoma i trzydzieści lat upokorzeń. Smutne, ale pozwala to dojść do sedna sprawy – jak należy być patriotą. Należy być mądrze. Walczyć, kiedy walka nie zagraża bliskim i kiedy są szanse na wygraną.

No ale wróćmy do pieniędzy. Jeszcze przed Solidarnością, na wiosnę roku 1980, powiesiłem na ścianie sypialni mapę świata i zaznaczyłem na niej kraje, gdzie miałem kontakty. Było ich trochę – cudzoziemcy i ci koledzy, co zostali za granicą. Rozesłałem pękate listy z CV w różnych językach na cztery strony świata.
I czekałem, dalej pisząc habilitację i zerkając na topniejące zasoby pieniężne. Aż pewnego lipcowego ranka roku 1981 otrzymałem list z Ameryki z rocznym kontraktem na stanowisko visiting professor. W ten to sposób, po drobnej utarczce o paszport, znalazłem się w Alabamie. Nareszcie poza zasięgiem pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – wówczas towarzysza Stanisława Kani.

Tam, w Alabamie, zastał mnie wprowadzony przez towarzysza generała W. Jaruzelskiego stan
wojenny. Jedyne, co mogłem zrobić, to głośno powiedzieć, że się nie zgadzam. A także w dniu sławnego przemówienia prezydenta Reagana – pójść w olbrzymim nowojorskim pochodzie protestacyjnym i obrzucić jajkami konsulat PRL-u w Nowym Jorku. Tylko tyle mogłem.

A w następnych dwóch latach czekała mnie batalia o paszporty dla żony i dzieci. Wygrana, ta jedna mała, prywatna batalia, ale wygrana kosztem lat spędzonych samotnie, nerwów, załamań, ryzykownych pociągnięć. Jak zawsze, jak zdarzyło się w poprzednich pokoleniach – rządzący byli przeciwko mnie.
Wydaje mi się, że historię zmagań mojej rodziny z wielkimi tego świata mogę zakończyć opowiadaniem o perypetiach podróży Polska–Ameryka, co ukaże się w następnym odcinku.



[1] Patrz opowiadanie Dlaczego panowie chcą wszystko zniszczyć w moim zbiorze opowiadań Dom nad jeziorem Ontario, http://www.atut.ig.pl/?651,dom-nad-jeziorem-ontario.



KONIEC ODCINKA 38

 Jeśli opowiadanie podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.

Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.


Za tydzień ciąg dalszy książki "Jakże pięknie oni nami rządzili".

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). Polecam to, bo w grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.


Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz