CZĘŚĆ PIĄTA
PO WOJNIE, ODBUDOWA I KOMUNIZM
ROZDZIAŁ XVI
Szkoła i studia
Odcinek 17 tutaj Odcinek 18 tutaj Odcinek 19 tutaj Odcinek 20 tutaj
Odcinek 21 tutaj Odcinek 22 tutaj Odcinek 23 tutaj Odcinek 24 tutaj
Odcinek 25 tutaj Odcinek 26 tutaj Odcinek 27 tutaj Odcinek 28 tutaj
Odcinek 29 tutaj Odcinek 30 tutaj Odcinek 31 tutaj Odcinek 32 tutaj
PO WOJNIE, ODBUDOWA I KOMUNIZM
ROZDZIAŁ XVI
Szkoła i studia
© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)
Linki do poprzednich odcinków:
Odcinek 21 tutaj Odcinek 22 tutaj Odcinek 23 tutaj Odcinek 24 tutaj
Odcinek 25 tutaj Odcinek 26 tutaj Odcinek 27 tutaj Odcinek 28 tutaj
Odcinek 29 tutaj Odcinek 30 tutaj Odcinek 31 tutaj Odcinek 32 tutaj
Odcinek 33 tutaj Odcinek 34 tutaj Odcinek 35 tutaj Odcinek 36 tutaj
A po wykładzie tak jakoś się złożyło, że szliśmy z Elą w tym samym kierunku. A że po drodze był park Ujazdowski, to weszliśmy do niego i usiedliśmy na ławce. Rozmawialiśmy o jutrzejszym zebraniu. Ela bardzo przejęła się moją sytuacją; ja byłem mniej przejęty, może dlatego, że dzięki sportowi żeglarskiemu nauczyłem się być optymistą. Kiedy tak patrzałem w jej gorące czarne oczy, po prostu musiałem coś zrobić. Powiedziałem:
Zebranie koła Związku Młodzieży Polskiej zwołane specjalnie w celu rozpatrzenia mojej sprawy odbywało się następnego dnia.
Musiałem trzymać się obowiązującego schematu obrony:
Dla męskiej części zebrania – a było nas chyba 90% – dowodziło to czegoś zupełnie innego. Spojrzałem na kolegę Pajączka – brakowało mu uśmiechu znacznie więcej niż zwykle, widziałem, że zaraz otworzy usta. Musiałem szybko coś zełgać. Przerwałem Eli:
# # #
Na koniec tego rozdziału wypada donieść, że kiedy kolega Pajączek trenował strzałki (a szło mu trudno), ja myślałem o Eli profilu, jej ustach, a także o tym, co mi powiedziała, kiedy narzekałem, że aby pozostać na uczelni, muszę wciąż kłamać:
Jeśli opowiadanie podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.
Za tydzień ciąg dalszy książki "Jakże pięknie oni nami rządzili".
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.
Kolega
Pajączek
Kolegi Pajączka nie lubiłem. Kolega Pajączek był starostą naszej trzydziestoosobowej
grupy studentów pierwszego roku na wydziale mechanicznym, a także przewodniczyl
naszemu kołu Związku Młodzieży Polskiej. Kolega Pajączek nigdy się nie
uśmiechał, ponieważ swego czasu obejrzał radziecki film „Komisarz Rejkomu” (czyli
Komitetu Rejonowego). Ten komisarz – bohater filmu – chodził w skórzanej kurtce
i miał spojrzenie robociarskie – ostre, wymagające i bardzo ponure. Kolega
Pajączek bardzo się starał takie właśnie spojrzenie mieć. Nie zawsze mu się to
udawało; szczególnie kiedy spoglądał na koleżankę Elę, to spojrzenie jego
robiło się jakieś takie mało socjalistyczne.
Kolega Pajączek lubił pochody pierwszomajowe i prasówki.
– Nic nie wspomnieliście, kolego Później, o rekordzie
świata radzieckiej dyskobolki Niny Dumbadze – powiedział mi kolega Pajączek po
zakończeniu kolejnej czwartkowej prasówki. – Na przyszły wtorek przygotujcie
się lepiej.
Kim jest Nina Dumbadze, wiedziałem; widziałem jej zdjęcia
w „Sportowcu” – wyglądała jak Związek Radziecki – była nieobjęta dla ludzkiego
oka, a w dodatku jak szło o nazwisko, to bardziej idiotyczne trudno byłoby
wymyśleć. Ale koledze Pajączkowi należało odpowiedzieć:
– Wstrzymałem się, bo radzieckie pismo „Ogoniok”
przygotowuje komsomolski profil Niny Dumbadze. Będę o niej mówił we wtorek.
Kolega Pajączek, wciąż ze swoim surowym spojrzeniem komisarza, zdobył się
na żart:
– U was wszystko jest później, kolego Później.
Stojąca obok mnie koleżanka Ela uśmiechnęła się i
powiedziała, że sport kobiecy jest bardzo ważny i że w Związku Radzieckim jest
on otoczony opieką państwa.
Czy ten uśmiech jest dla mnie za to, że tak ładnie łżę,
czy dla tego głąba za idiotyczny żart – pomyślałem.
Następne dwa dni – piątek i sobota – okazały się dla mnie
pechowe. Zawaliłem termin oddania rysunku technicznego i mimo że koleżanka Ela
pożyczyła mi swoje notatki, nie udało mi się zaliczyć ćwiczenia z laboratorium
metaloznawstwa – asystent oblał mnie, pytając o graniczne temperatury trwałości
austenitu. Idąc spać w sobotę, pocieszałem się, że całą niedzielę spędzę na
przystani. I chyba dlatego przyśnił mi się sen żeglarski. W sztormie, pod
pełnymi żaglami, mój jacht otoczony przez radośnie igrające delfiny, z
odpoczywającym na topie grotmasztu albatrosem, zbliżał się do Cieśniny
Magellana. Obudziłem się, kiedy albatros sfrunął z masztu i przemieniwszy się w
profesora mechaniki płynów, powiedział, że mam natychmiast opuścić wszystkie
żagle, zdjąć kurtkę sztormową i że z dniem jutrzejszym, to jest z ostatnim
dniem maja roku 1954, usuwa mnie z uczelni, co będzie ogłoszone podczas najbliższej
prasówki. A pożyczone od koleżanki Eli notatki z metaloznawstwa mam zdeponować
u kolegi Pajączka.
Był to sen całkowicie absurdalny, bo po pierwsze od paru
lat żaden polski jacht nie wypłynął nie tylko do Cieśniny Magellana, ale nawet
na Bałtyk, chyba że w celu ucieczki do Szwecji, a po drugie – kurtki sztormowej
nie posiadałem. Kiedy już się całkiem obudziłem, przypomniałem sobie o koledze
Pajączku, prasówce, rysunku, oblanym zaliczeniu i notatkach koleżanki Eli.
Pomyślałem, że sny kolegi Pajączka na pewno są inne, na przykład może mu się
przyśnić, że rektor uczelni wręcza mu, jako staroście i przewodniczącemu koła
ZMP, w podziękowaniu za dobrą organizację prasówek skórzaną kurtkę, taką samą
jak ta, którą miał komisarz Rejkomu, a przyglądająca się uroczystości koleżanka
Ela uśmiecha się do niego.
Jedynym sensownym elementem mojego snu były żagle. Bo
moim sportem było żeglarstwo – sport wychowujący twardych, odważnych mężczyzn.
Bo chciałem być właśnie takim typem mężczyzny. I chciałem mieć sztormową kurtkę.
Niedzielę spędziłem na przystani, nie myśląc o uczelni, a
przygotowując mój jacht do przyszłotygodniowych regat. Roboty było dużo,
szlifowanie dna, listwy, zardzewiałe ściągacze. Ze śmierdzącym, ale
konserwującym ksylamitem skończyłem już wcześniej i teraz największy kłopot
miałem z prującymi się żaglami.
W poniedziałek w holu wydziału gazetkę ścienną
„Błyskawica” otoczył przed wykładem tłumek studentów.
– Chyba się do ciebie dobierają – powiedziała przyjaźnie
koleżanka Ela. W odprasowanej, zielonej organizacyjnej koszuli i czerwonym
krawacie wyglądała świeżo i ponętnie. Potwierdziło się to, co myślałem już
przedtem, to, że koleżanka Ela wygląda tak ponętnie zawsze – w każdym stroju.
Dalej były już myśli niecenzuralne i dopiero po dłuższej chwili dotarło do
mnie, że koleżanka Ela tak jakby przeczytała moje myśli, a po jeszcze dłuższej,
że powinienem jednak zobaczyć, o co chodzi z „Błyskawicą”.
Połowę arkusza gazetki wypełniała karykatura lilipuciego
osobnika w przykrótkich spodniach, patrzącego z przestrachem na stojącą nad nim
potężną figurę kobiety z dyskiem w ręku. Z nogawek spodni wystawały prążkowane,
różnobarwne skarpetki, z rodzaju tych, jakie rok temu widywało się na plakatach
piętnujących zgniły ferment wielkich miast – bikiniarzy. Podpis: „Kolego
Później, czemu tak uparcie milczycie o radzieckiej rekordzistce świata Ninie
Dumbadze?”, wskazywał, że osobnikiem w bikiniarskich skarpetkach jestem ja.
Nina Dumbadze na rysunku wyglądała jeszcze bardziej potwornie niż na zdjęciu w
„Sportowcu”.
– Złośliwe – powiedziała Ela.
Widocznie kolega Pajączek uznał, że ten czwartkowy uśmiech Eli był dla mnie
– pomyślałem.
We wtorek jakoś tak wyszło, że powinienem być w dwóch
miejscach naraz – powinienem zaliczać rysunek u asystenta i prowadzić prasówkę.
Wybrałem zaliczenie. Po południu, przed ostatnim wykładem kolega Pajączek
zawiadomił mnie, że moja sprawa będzie jutro rozpatrzona na zebraniu koła ZMP.
– Lekceważycie prasówki, sabotujecie naszą robotę
polityczną, kolego Później – powiedział.
A po wykładzie tak jakoś się złożyło, że szliśmy z Elą w tym samym kierunku. A że po drodze był park Ujazdowski, to weszliśmy do niego i usiedliśmy na ławce. Rozmawialiśmy o jutrzejszym zebraniu. Ela bardzo przejęła się moją sytuacją; ja byłem mniej przejęty, może dlatego, że dzięki sportowi żeglarskiemu nauczyłem się być optymistą. Kiedy tak patrzałem w jej gorące czarne oczy, po prostu musiałem coś zrobić. Powiedziałem:
– Masz taki ładny profil. Muszę cię pocałować.
– Ależ, kolego Później – powiedziała.
Potem wybuchnęła śmiechem:
– Później, kolego Później, później. – A po chwili dodała, zanosząc się od
śmiechu: – Później, Później, później; przecież ja nawet nie wiem, jak masz na
imię. Za to wiem, że jesteś łgarz i że specjalizujesz się w profilach: moim i
Niny Dumbadze.
# # #
Zebranie koła Związku Młodzieży Polskiej zwołane specjalnie w celu rozpatrzenia mojej sprawy odbywało się następnego dnia.
Kolega Pajączek, bez cienia uśmiechu, wypunktował moją
niepewność ideologiczną. Podkreślił mój brak zaangażowania w pracę społeczną na
terenie wydziału. Mówił:
– Dwulicowość, kolega Później tylko symuluje swoje
zainteresowanie sportem, nie wie nawet o rekordzistce świata – Ninie Dumbadze.
W końcu zaatakował moje wyniki w nauce:
– W poprzednim tygodniu kolega Później nie zaliczył
ćwiczenia z metaloznawstwa. Czy możemy wierzyć, że jeżeli po studiach państwo
postawi go przy piecu martenowskim w śląskiej hucie, to wystarczy mu wiedzy
inżynierskiej, żeby zadbać o właściwą jakość wytopu stali? Ja wątpię. Koledzy,
musimy coś postanowić. Proponuję usunięcie kolegi Późnieja ze Związku i
zawiadomienie o tym władz uczelni. Władze podejmą wtedy odpowiednie kroki –
zakończył kolega Pajączek.
Musiałem trzymać się obowiązującego schematu obrony:
– Koledzy, chcę złożyć samokrytykę – powiedziałem i
ciągnąłem szybko dalej, aby nie dopuścić nikogo do głosu:
– Pomimo moich błędów doceniam rolę sportu, uważam, że
jest niezbędny w każdej dziedzinie życia. Podnosi świadomość, podwyższa naszą
sprawność. Jestem czynnym sportowcem – uprawiam żeglarstwo.
W tym miejscu usłyszałem kolegę Pajączka:
– Sport burżuazji.
– Ważne jest to, że państwo ten sport docenia i finansuje
– odparowałem – tak jak finansuje nasze zajęcia z wychowania fizycznego. Teraz
na przykład chodzimy na basen.
– Chcę coś dodać – wtrąciła się Ela. – Kolega Później
zobowiązał się nauczyć mnie pływać. To dowodzi, że kolega Później traktuje
sport poważnie.
Dla męskiej części zebrania – a było nas chyba 90% – dowodziło to czegoś zupełnie innego. Spojrzałem na kolegę Pajączka – brakowało mu uśmiechu znacznie więcej niż zwykle, widziałem, że zaraz otworzy usta. Musiałem szybko coś zełgać. Przerwałem Eli:
– Koledzy, mam ważną propozycję: proponuję, abyśmy
podjęli zobowiązanie, że każdy z nas nauczy się pływać w ciągu dwóch tygodni.
I teraz przyszedł mi do głowy gwóźdź do trumny kolegi Pajączka:
– Koledzy, chcę się zrehabilitować za moje błędy. Kolega
Pajączek nie umie pływać. Zobowiązuję się nauczyć kolegę Pajączka pływać.
Najpierw strzałką, potem krawlem, żabką i na plecach. I to w ciągu jednego
tygodnia. Koledzy, głosujmy.
– Głosujmy. Wszyscy głosujemy za. Ręce w górę! – wykrzyknęła Ela.
# # #
Na koniec tego rozdziału wypada donieść, że kiedy kolega Pajączek trenował strzałki (a szło mu trudno), ja myślałem o Eli profilu, jej ustach, a także o tym, co mi powiedziała, kiedy narzekałem, że aby pozostać na uczelni, muszę wciąż kłamać:
– Musisz się więcej zastanawiać. Na przykład zastanów
się, dlaczego nasze Katowice nazwali Stalinogrodem, a Armię Krajową –
faszystowską konspiracją.
KONIEC ODCINKA 37
Jeśli opowiadanie podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.
Za tydzień ciąg dalszy książki "Jakże pięknie oni nami rządzili".
Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). Polecam to, bo w grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.
Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz