sobota, 12 grudnia 2015

#Festyn opowiadań™, Nr. 20.

Rafał, Churchill i inni, 1/2

         

         

© copyright Andrzej Olas (andrzej.olas@gmail.com)


Późną jesienią 1941 roku Rafał Kozłowski skończył sześć lat. Któregoś dnia, w połowie grudnia cała rodzina, to jest mama, Rafał i Maciek, siedziała w kuchni w mieszkaniu przy ulicy Madalińskiego w Warszawie.

Musiało być już po siódmej wieczorem, bo nie było światła elektrycznego. Tej jesieni Niemcy zadecydowali, że elektryczność będzie wyłączana o siódmej, a godzina policyjna będzie zaczynała się o dziewiątej. Rafałowi wydawało się to głupie, bo jak można sprawdzić czy już jest godzina policyjna, kiedy wszędzie jest ciemno.

- Lepiej żeby wyłączali elektryczność o dziewiątej. Wtedy każdy by wiedział że już nie wolno chodzić po ulicy, i Niemcy nie musieliby nikogo rozstrzeliwać - przekonywał Rafał mamę. 
Mama Rafała poczerwieniała, przełknęła, zastanowiła się i powiedziała że jak Rafał dorośnie to będzie lepiej pewne rzeczy wiedział.

Jedynym oświetleniem kuchni był palnik gazowy. Trzy miesiące wcześniej mama Rafała odkryła, że wyjmując ruchome części palnika, można powiększyć wysokość płomienia gazu, a także jego jaskrawość. W kuchni było ciemnawo, cienie układały się na ścianach w fantastyczne wzory. Było fajnie, można było mówić o duchach. Rafał dziwił się że sąsiadce z tego samego piętra, pani Morawskiej, nie podobało się takie oświetlenie:

- Pani Zofio, czuję dziwny zapach. Te spaliny są niezdrowe. Dzieci się zatrują.

- Pani chyba nie chce zrozumieć, że to jest najbardziej wydajne rozwiązanie - odpowiadała mama Rafała - zarazem ogrzewanie i oświetlenie. To nie może być aż tak bardzo niezdrowe. A poza tym palimy tylko jeden palnik.

- Idź przynieś chleb i marmoladę z lodówki - powiedziała Rafałowi mama. 

Lodówka stojąca w jadalnym i wyłączona z kontaktu służyła jako spiżarka. Niewiele było w niej do trzymania.

Pogrążone w ciemnościach mieszkanie kojarzyło się Rafałowi z niedostępną dżunglą. W drodze powrotnej Rafał wcielił się w Robinsona Crusoe na myśliwskiej wyprawie w głąb bezludnej wyspy. Powrót z łupami polowania - bochenkiem czarnego chleba w jednej a marmoladą w papierze w drugiej ręce - był trudny. Rafał ostrożnie posuwał się do przodu, przebiegając w myśli czyhające zasadzki. Najpierw było sześć krzeseł, zwykle stojących przy stole, ale niekiedy zdradziecko wysuwających podstępne, ludożercze mackonogi nawet na pół metra od stołu.  O stole nie wolno było zapomnieć - czaiła się tam, srebrzysta w ciągu dnia, tuba gramofonu, próbująca wessać lub co najmniej ukąsić nieostrożnego podróżnika. Z poprzedniego spotkania z tubą Rafał wyniósł rozbity nos a  środkowa partia tuby łatwo widoczną szramę. Stojąca obok gramofonu maszynka do robienia papierosów była równie niebezpieczna. Spadając ze stołu maszynka atakowała dotkliwie palce u nóg, szczególnie paznokcie. Dalej wzdłuż ściany, w rogu pokoju był piec, z dużymi brązowymi kaflami. Kafle pieca miały dziwny wzór. Kiedyś mama powiedziała że to wzór flamandzki i że to są stylizowane tulipany. Taki czy inny, Rafałowi wzór się nie podobał. Dzień później, gdy o cztery lata starszy brat Rafała, Maciek narzekał na dziury w butach Rafał powiedział o butach że są stylizowane. Dostał za to blachę w czoło.

Więc dalej był piec. Piec miał zwyczaj zdradliwie stawać na drodze tam gdzie się można go było najmniej spodziewać. Był zawsze zimny. Czasem mama ukrywała w  popielniku konspiracyjne gazetki, choć częściej chowała je do innego pieca, w służbówce. Następne były drzwi. Rafał nie zdążył wyliczyć sobie drzwiowych niebezpieczeństw gdy - stało się - zawadził o maszynkę do papierosów. Maszynka spadając uderzyła Rafała w rękę z marmoladą. Plusnęła rozpryskująca się o podłogę brunatna masa. Rafał odskoczył do tyłu. Tu dopadła go noga krzesła uderzając poniżej kolan i rzucając go na czworaki. Robinson Crusoe stawiał czoła gorszym przeciwnościom - pomyślał Rafał - ale nigdy się nie załamał. 

Mama i Maciek czekali w kuchni. Otworzyły się drzwi i po chwili, tyłem, na trzech łapach wmaszerował Rafał. Czwarta łapa, to znaczy ręka, trzymała chleb natomiast w zębach Rafała tkwił papier od marmolady. Rafał zatrzymał się i wymamrotał do drzwi:

- Marmara mupa.

Mama zawsze była dumna ze swojego opanowania. Zwykła mówić - żadnej paniki - tylko analiza, analiza, analiza. Zapytała:

- Chcesz powiedzieć że upadła ci marmolada ?

Rafał potakująco kiwnął głową. Dolna krawędź papieru dotknęła podłogi i przylgnęła do niej. Rafał szarpnął głową, papier napiął się jak cięciwa. Rafał szarpnął powtórnie, papier oderwał się od podłogi, zakreślił łuk i wylądował całą powierzchnią na twarzy Rafała. Rafał zapominając o trzymanym chlebie, sięgnął ręką do twarzy i pisnął boleśnie, gdy chleb uderzył go w nos.

- Synku - powiedziała łagodnie mama - chodź tutaj.

Delikatnie oderwała papier od twarzy Rafała.

- To co będziemy jedli ? - zapytał Maciek.

- Na kolację pozostał nam tylko chleb - i tak nie lubicie marmolady, bo tam nie ma ani cukru, ani śliwek, tylko buraki.

- A nie możemy zjeść co innego ?

- Nie, na dzisiaj nie mamy nic więcej. Nie było nic więcej na kartki. Ale za to przeczytam Wam rozdział z "W Pustyni i w Puszczy".

- Za to dostaniesz w łeb. a w dodatku masz marmoladę w uchu - powiedział Maciek.

* * *

Kilka miesięcy wcześniej mama Rafała znalazła pracę w fabryce cukierków. Kiedy mama zawijała cukierki w papierki, Rafał zostawał pod opieką pani Morawskiej.  Pani Morawska była gruba, jąkała się i zawsze wiedziała lepiej w co Rafał powinien się bawić. Tego dnia Rafał miał oglądać katalog dywanów perskich, dywanów, które przed wojną sprzedawał jej mąż.
      
- Ppopatrz - mówiła pani Morawska - jakie piękne wzory. Tto jest lew a tutaj jest kwiat.

Rafał nie widział żadnego lwa. Kwiat jeśli był, to krzywy i miał idiotyczne liście. W życiu Rafała było dużo nudnych rzeczy, takich jak oglądanie katalogu, a mało zabawek. Zabawki skończyły się zeszłej zimy, kiedy to mama wymieniła je u chłopów na jedzenie. Najbardziej żałował Rafał konia na biegunach. Wydawało mu się zresztą że koń na biegunach nie był na wsi na miejscu. Prawdziwe konie na pewno by go nie lubiły i kopały. Rafał wzdrygał się na myśl o kopnięciu przez prawdziwego ogromnego konia. Poza koniem Rafał żałował także hełmu strażackiego i trąbki.

Rafał ze znudzeniem przewracał strony katalogu i słuchał jak pani Morawska rozmawia z sąsiadką z trzeciego piętra.

- Oni mieli wsssszystkie pieniądze w kkakkao.

Rafał wiedział że pani Morawska mówi o jego rodzinie, bo od początku wojny mama ciągle narzekała na kakao. Początkowo nie dziwiło go to, bo nie lubił kakao, a szczególnie kożuchów z mleka. Później mama zaczęła mieszać kakao z pieniędzmi, i tego już Rafał nie mógł zrozumieć. Wreszcie kiedyś mama dostała list z kakao i wtedy okazało się że kakao to była Komunalna Kasa Oszczędności.

- Tttrzymali tam wszystkie pieniądze, bo dyrektor KKO był przyjacielem jej męża. Całą gotówkę wwwziął jej mąż na wojnę. - Ciągnęła dalej pani Morawska - Kiedy kończyło się oblężenie Warszawy, dzień przed wejściem Niemców KKO wypłacało wszystkie oszczędności. Tylko że trzeba się było tam dostać. Dyrektora nie było, bo też poszedł na wojnę, a gdzie tam się kobiecie dopchać do kasy w takiej panice. A Niemcy jak tylko weszli, to zamknęli kasy i zaraz potem wymienili pieniądze. Mąż nie wrócił z wojny. A teraz to co wolno wziąć miesięcznie to pięćdziesiąt nowych złotych.  Tyle co dwa bochenki chleba.

Rafał chciał zrobić papierowy samolot. Wprawdzie nie wiedział jeszcze dokładnie jak złożyć kartkę papieru, aby wyszedł kadłub samolotu ale postanowił spróbować. Papieru było pod dostatkiem - niektóre wzory dywanów w katalogu były tak bardzo brzydkie, że z pewnością nie powinny w ogóle tu być. Rafał wybrał taką stronę, wydarł ją i próbował złożyć, tak jak składał Maciek. Nie wychodziło, więc wydarł następną stronę. Przy wydzieraniu trzeciej strony zastała go pani Morawska.

- Nic..., nic..., nic... - zacinała się pani Morawska. Chyba chce powiedzieć że nic się nie stało - pomyślał Rafał.

- Nicpoń, nicpotem - eksplodowała pani Morawska - idż do kuchni i nie wychodź dopóki cię nie zawołam.                   

Przez uchylone drzwi Rafał słyszał jak pani Morawska mówi do sąsiadki:

- Jego naprawdę trudno lubić. Jeszcze z tymi krostami, z tymi cieniutkimi rączkami. Ja wiem, że to szkorbut, krzywica i niedożywienie.

Połowę stołu kuchennego zajmowała stolnica ze stożkiem białej mąki na środku. Rafał dotknął palcem wierzchołka. Strużka mąki zsunęła się w dół wzdłuż powierzchni stożka. Rafał zanurzył całą dłoń w mąkę. Mąka była miękka, ustępowała łagodnie pod palcami Rafała.

Pani Morawska ciągnęła:

- Wwwie pani, czasem tak mi go żal, ale jest tak brzydki i odpychający, jeszcze w tych ubraniach po starszym bracie. A w dodatku jeszcze taki przemądrzały. 

Podłoga wokół stołu pokryła się cienką warstwą mąki. Każde delikatne tupnięcie Rafała zostatwiało na podłodze precyzyjny ślad buta.

Pani Morawska ciągnęła dalej:

- Mmmiałam o nim taki straszny sen. Śniło mi się że ma suchoty. To wydawało mi się logiczne, przecież on się garbi jak suchotnik. Śniło mi się że widziałam go takiego malusieńkiego, bladego w łóżeczku i już nic nie mogło mu pomóc.

Rafał nie chciał słuchać dalej. Postanowił uciec. Pójdzie na ulicę, będzie chodził wyprostowany, bez żadnego garbienia się. Kiedy będzie po godzinie policyjnej, złapią go Niemcy. Kiedy będą go rozstrzeliwać on krzyknie do wszystkich:

- To wina pani Morawskiej. Ją trzeba rozstrzelać.

Tupał coraz mocniej, wiotkie obłoki mąki unosiły się w powietrzu. Przez mgłę ukazały się w drzwiach sylwetki pani Morawskiej z sąsiadką.

- Bboże ppprzenajświętszy. Mmoje klussski zmar... zmar...

- Pani kłamie, ja się nie garbię - krzyknął Rafał.

Pani Morawska zastygła z otworzonymi ustami:

- Oon wsszystko ssłyszał. Dddlaczego jja tyle paplę ?
Pani Morawska otoczyła Rafała ramionami.

- Dziecko, jjja tylko żartowałam. Nie wwwierz w to co mówiłam.

Rafał nie bardzo chciał uwierzyć pani Morawskiej. Poza tym nie chciał być tak blisko niej. Sam nie wiedział dlaczego pomyślał:

- Jak by ją chcieli rozstrzelać, to powiem żeby tego nie robili. I powiem pani Morawskiej - mmoże pppani iść dddo dddooo... dddommmu.

* * *
Zwykle Rafał budził się pierwszy. Kiedy mama i Maciek spali dalej, Rafał leżał w łóżku nudząc się. Nad łóżkiem wisiała przywieziona z przedwojennych wakacji w Zakopanem pomalowana jaskrawymi kolorami góralska płaskorzeźba Morskiego Oka. Jezioro miało kolor niebieski. Z pobytu w Zakopanem mieli ponadto, Maciek i Rafał, każdy po ciupadze. Ciupaga Rafała leżała teraz koło łóżka. Rafał sięgnął po nią, rozważając czy można ją zaliczyć do zabawek. Byłaby to wtedy jedyna zabawka Rafała. Mama bez wątpienia uważała że jest to zabawka, bo często, kiedy Rafał próbował się z mamą bawić, mówiła:

- Teraz nie mam czasu. Idź pobaw się ciupagą.

Były dwa możliwe sposoby używania ciupagi. Ciupagą można było walczyć, i jedynym dostępnym partnerem do walki był Maciek. Ale Maciek był cztery lata starszy, wiedział jak walczyć, i mówił że jest Janosikiem. W pierwszej walce tak uderzył Rafała w plecy, że Rafał ńie mógł się wyprostować co najmniej przez godzinę. Drugim sposobem było walenie ciupagą w przypadkowo wybrane przedmioty. Jednak kiedy Rafał bawił się waląc ciupagą w stół to dostał od mamy burę bo narobił szczerb.

Rafał przyglądał się ciupadze próbując zgadnąć co jeszcze można nią robić. Zauważył że wyciągając rękę może ciupagą dosięgnąć obrazu. Delikatnie puknął ciupagą w jezioro. O dziwo - w jeziorze ukazała się mała brązowa rybka, a z obrazu sfrunął malutki płatek farby. Następne puknięcie wykreowało drugą rybkę. Rafałowi odpowiadała znakomicie rola kierownika jeziora. Leniwie mnożył stado ryb i myślał o bajkach. Poprzedniego wieczora mama opowiedziała mu bajkę o dzielnym królewiczu. Królewicz spełnił trzy życzenia króla i w nagrodę ożenił się z królewną. Na końcu bajki było huczne wesele. Mama zapytała:

- Jest bal w ogromnej, pięknie udekorowanej sali, oświetlonej pięknymi żyrandolami. Pełno tam ludzi, są rycerze, paziowie, szlachta. Czy podobałoby Ci się tam ?

- Pewnie. Każdy chciałby być królewiczem - powiedział Rafał.

- Miałbyś wtedy piękny kapelusz z piórami i błyszczący kaftan. Czy widzisz tam siebie ?

Rafał zastanowił się.

- Nie, nie widzę. Tam jest dla mnie za ładnie.

Mama Rafała posmutniała. Kiedy mama odeszła, Rafał postanowił opowiedzieć jakąś bajkę sobie samemu. Rano mógłby powtórzyć ją mamie, co na pewno by ją rozweseliło. Na bohatera bajki wybrał czarodzieja. Niestety akcja szybko zatrzymała się, kiedy czarodziej nie potrafił wyczarować jedzenia i zabawek a Rafał nie umiał go do tego przekonać. Zasnął więc nie dopełniwszy swego celu. Teraz, rano, zastanawiał się dlaczego nie umiał namówić czarodzieja do spełniania dobrych uczynków. Może to dlatego, że czarodziej był niedobrym człowiekiem. Wszyscy naokoło mówili, że pełno jest niedobrych ludzi.

Maciek obudził się, kiedy Rafał wypełnił już rybkami dolną część jeziora.


- Daj, teraz ja - powiedział i brutalnie zabrał protestującemu Rafałowi ciupagę. Toteż, gdy po chwili Maciek obrywał od nieuczesanej jeszcze mamy burę za zniszczenie obrazu a także za cyniczne zwalanie winy na Rafała, Rafał uważał to za słuszne i sprawiedliwe.


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ



Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na "Lubię to".

Za tydzień: Dokończenie opowiadania:"Rafał, Churchill i inni". 

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.

Moje książki ( http://www.atut.ig.pl/?wyniki-wyszukiwania,19&sPhrase=olas ), wydawnictwo ATUT, są do nabycia w większości księgarni w Polsce, w Europie i w USA. 
Zapytaj w księgarni, sprawdź na przykład w Empiku, bądź też wygoogluj na internecie autora (Andrzej Olas) lub tytuł:
1. Dom nad jeziorem Ontario (nakład jest bliski wyczerpania, ale gdzie nie gdzie książka jest jeszcze dostępna).
2. Jakże pięknie oni nami rządzili.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.

Recenzję mojej książki znajdziesz pod:
http://uwagirecenzje.blogspot.com/2015/02/jak-to-sie-ksiazke-pisao.html 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz