piątek, 15 czerwca 2018

#Festyn opowiadań™, wydanie II, Nr 146.

Jadę do Kanady




© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)



Konsulat Kanady w Seattle wyglądał skromnie – poczekalnia w formie korytarza i trzy pokoiki. Miałem za sobą dwieście pięćdziesiąt mil jazdy samochodem z Oregonu do Seattle w stanie Waszyngton i byłem spragniony choć kubka kawy; rozglądałem się w korytarzu za maszynką do kawy, ale nigdzie jej nie widziałem, a więc nie było w konsulacie zwyczaju serwowania kawy. Wytłumaczyłem to sobie łatwo - w konsulacie panują zwyczaje kanadyjskie, a widocznie w Kanadzie pije sie inaczej. Tak przecież jest z whisky - nie piją szkockiej, tylko swoją własną - kanadyjską. 

Moja wizyta w konsulacie miała być czystą formalnością - chodziło o wbicie w moim polskim, służbowym, komunistycznym paszporcie wizy na wjazd do Kanady. Nic więcej od państwa kanadyjskiego i od monarchini Kanady, Elżbiety Drugiej nie chciałem, chodziło mi tylko wizę, taką malutką wizkę na dwa tylko dni. Bo pierwszego dnia miałem wygłosić referat na seminarium uniwersytetu Simon Frazer w miasteczku Burnaby, potem zjeść obiad w klubie profesorskim, wreszcie wieczorem odbyć rozmowę o losach emigrantów z moim przyjacielem Jerzym Karadżijewem, uciekinierem z komunistycznej Bułgarii. Przenocować miałem u niego aby rano drugiego dnia wyruszyć w podróż powrotną do Oregonu.

- Tylko jedno pytanie, profesorze – konsul kanadyjski zawiesił głos.

- Słucham.
- Czy słuchał pan porannych wiadomości?

- Nie.

Jadąc nie szukałem kanałów informacyjnych, przerzucałem się radiostacjami muzycznymi od soul, bluesa do folku,  a w końcu chcąc uniknąć reklam utknąłem na dłużej na kanale religijnym transmitującym kazanie pastora metodysty. Pastor kazał z pasją, mówił o koniu barwy ognia  i o koniu trupio bladym, a potem o tym jak bardzo błądzi ten, który wierzy w ewolucję. Kulminacyjnym momentem kazania był atak pastora na aminokwasy – nie tylko że je z ogromną furią potępiał, to kwestionował  w ogóle ich istnienie i sugerował, że tak jak ewolucja są wynalazkiem, podstępem szatana.

Konsul ciągnął dalej:

- Szkoda, bo było tam o pańskim kraju. W jednej z warszawskich kawiarni zatrzymano pod zarzutem szpiegostwa amerykańskiego attaché kulturalnego i jego polskiego rozmówcę. Attaché policja wypuściła po paru godzinach, Polak pozostał aresztowany.
- To nie policja, tylko milicja, a najpewniej służba bezpieczeństwa – chciałem sprostować, ale pomyślałem, że nie jest to dla konsula szczególnie ważna informacja i że na pewno nie zasługuje na przekazanie jej do Ottawy do wiadomości kanadyjskiego premiera ani też do Londynu do monarchini Elżbiety Drugiej.
Do drzwi gabineciku konsula zapukała sekretarka:

- Mamy nowe wiadomości. Ten Polak to profesor – tu jest jego nazwisko, nie umiem go wymówić – położyła na biurko konsula kartkę z ręcznie wypisanym nazwiskiem. Konsul przesunął kartkę w moją stronę.

- Ależ ja znam tego pana. To profesor Ryszard H. – powiedziałem – pracuje tak jak ja pracowałem w tym samym instytucie Polskiej Akademii Nauk. Widywałem go w bufecie, pija herbatę z mlekiem. I działa w polskiej opozycji.

- Proszę, cóż to za zbieg okoliczności.

Konsul zamilkł na chwilę poczem rzekł:

- Napije się pan kawy? Czy herbaty? Siądźmy przy tym stoliku, będzie nam wygodniej.

Coś mnie zaniepokoiło, skąd raptem ten pomysł z kawą. Przecież wbicie wizy to sprawa sekretarki, paszport miałem przygotowany w kieszeni. A w ogóle to gdzie oni tę maszynkę do kawy ukryli.

 Kilka minut później konsul, podnosząc do ust filiżankę z kawą powiedział:

- Niestety nie mogę wydać panu naszej wizy.

Milczałem.
- Winien jestem panu wyjaśnienie. Przebywa pan w Stanach na podstawie amerykańskiej wizy wbitej do polskiego paszportu wydanego przez władze komunistyczne. Zatrzymanie amerykańskiego attaché przez właśnie te polskie władze jest aktem w stosunku do Stanów Zjednoczonych nieprzyjaznym i wymaga jakiejś odpowiedzi. A czyż odmowa wpuszczenia powracającego z Kanady do Stanów polskiego naukowca nie byłaby właśnie dobrze wyważoną odpowiedzią? Nie ma tu zatrzymania, czy też aresztu, decyzja jest całkowicie zgodna z prawem, a wydźwięk międzynarodowy pozytywny – mocarstwo wykazuje się łagodnością, a jednocześnie nie puszcza zaczepki płazem. Mówi komunistom: Szanujcie nas, nie lubimy głupich żartów.

Konsul odstawił filiżankę na stolik:
- Ma pan tu na zachodnim wybrzeżu rodzinę?
- Tak, w Oregonie.
- Jutro wraca pan od nas, z Burnaby i na przejściu w Blaine, w stanie Waszyngton dowiaduje się pan od amerykańskiej służby imigracyjnej, że odmawiają panu wstępu do Stanów. Każą panu zawrócić z powrotem do Kanady. No i co pan zrobi? A co zrobi pana rodzina? Bo my, tam w Kanadzie będziemy z panem mieli duży kłopot.

- Rodzina jest tam – w Oregonie. A pojutrze mam tam dwa wykłady. Płacą mi za to, że wykładam.

Konsul przypatrywał mi się:
- Właśnie, trzeba wykładać. Więcej kawy?
- Nie. Chyba już pojadę z powrotem. Do domu w Oregonie to dobrze ponad dwieście mil.
- Chwileczkę. Chciałbym panu dać kilka broszur o pięknie mojej ojczyzny – Kanady. Polecam wspaniałe, dziewicze tereny narciarskie. Może następnym razem będzie pan miał więcej szczęścia.

KONIEC



Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.

Za tydzień następne opowiadanie.

Jeśli opowiadanie podoba Ci się zadbaj jak należy o miłość własną autora i kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz tutaj na blogu.  
Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też wyrazić swoją opinię klikając na jedno z trzech okienek w dole postu.

Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i  możesz ją polubić.

 Numerem 101 Festynu Opowiadań  rozpocząłem jego drugie wydanie - pierwsze wydanie Festynu uzyskało w ciągu niecałych dwóch lat ponad 26 tysięcy otwarć (teraz jest już ponad trzydzieści osiem tysięcy). Numery 99 i 100 nie ukażą się.

   



Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. Poprostu w okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". Jest to chyba najwygodniejszy, nie zajmujący czasu sposób. 
Możesz też zrobić to samo na facebooku. Aby otrzymywać powiadomienia o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i
spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.
Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować  i kupić przez internet.   
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.
W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz:   @dziecipowstaniawarszawskiego .
Rozważam otwarcie Festynu Opowiadań dla podobnych w formacie utworów innych autorów - co o tym sądzicie? Skomentujcie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz