piątek, 29 kwietnia 2016

#Festyn opowiadań™, Nr 40.

Wizyta w Oregonie

© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)


DRODZY CZYTELNICY: KLOPOTY Z KOMPUTEREM FIRMY ASUS POWODUJA, ZE DZISIEJSZE OPOWIADANIE JEST KROTSZE NIZ CHCIALEM. CIESZMY SIE, ZE JEDNAK JEST I CZEKAJMY BO BEDA OPOWIADANIA NASTEPNE. 

Ponad dziesięć lat temu moja kuzynka Kasia przyjęła zaproszenie do nas, do Oregonu, do miasteczka Corvallis niedaleko oregońskiej metropolii - miasta Portland.

- Ileż przeróżnych zdarzeń doświadczamy w podróżach, ileż jest do opowiadania kiedy wracamy do domu. A brak znajomości jakiegokolwiek języka wcale mi nie przeszkadza – pisała w liście dziękującym za zaproszenie. Zawiadamiała, że nabyła już w warszawskim biurze Lotu bilet do Portlandu, i że było to całkiem tanio, taniej niż mówiliśmy.
W dwa miesiące później czekaliśmy na Kasię na portlandzkim lotnisku. Czekaliśmy długo i bezskutecznie.
- Czy ciocia porwała samolot? – Zapytała po dwóch godzinach córka patrząc na mnie rozszerzonymi oczami.
- Głupia. To ciocię porwali – odpowiedział syn.
- Cicho – powiedziałem automatycznie.
- Najpierw ciocia porwała, a potem ciocię porwali – to znów córka.
Czekaliśmy aż do chwili, kiedy wciągnięta do pomocy stewardessa z linii Continental ( taką linią Kasia leciała), z twarzą przy ekranie komputera wyszeptała „Oh my God” i w tej właśnie chwili, wszystko stało się jasne i zarazem tragiczne.
Kiedyś, pewnie tysiąclecia temu, ktoś ustalający porządek liter w alfabecie powiedział: - Niech litera „O’ będzie nie przed, a za literą „M”. Sekwencja „M, N, O” podoba mi się bardziej niż na przykład taka jak „O, M, N”.
Wskutek tego w warszawskim komputerze linii Lot leżące nad Atlantykiem miasto Portland, Maine stało o jedną linijkę wyżej niż nadpacyficzne Portland, Oregon i pani sprzedająca Kasi bilet trafiła w rubrykę Portland, Maine. I w Portland, Maine wylądowała Kasia – prawie trzy tysiące mil od celu.
W końcu, po szeregu działań logistyczno-lingwistycznych wzdłuż całych Stanów Zjednoczonych, spóźniona tylko o czterdzieści osiem godzin Kasia znalazła się w Oregonie. Trochę więcej czasu zajęło przekonanie linii Lot, że Kasi potrzebny jest bilet powrotny z Portland, Oregon do Warszawy.
Ilekroć zeszło na wspominki relację o podróży do Oregonu Kasia rozpoczynała zdaniem:
- Opowiem Wam o miejscu w którym byłam niechcący – a my, członkowie rodziny szeptaliśmy cichutko:
- Najpierw ciocia porwała samolot, a potem ją porwali.

KONIEC




  Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.

  Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu.

  Za tydzień opowiadanie: "Przypowiesc emerytowanego inkasenta gazowni". 

 Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.


  Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz