piątek, 10 czerwca 2016

#Festyn opowiadań™, Nr 46.

Rower, Oregon, miasteczko Corvallis i ja



© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)


Rower o którym piszę, swoje młode lata spędził razem z moim synem w małym miasteczku uniwersyteckim Corvallis w Oregonie. Kiedy syn osiedlił się w Warszawie rower pozostał w Oregonie. 
Syn umówił się z nami (tzn. z moją żoną i ze mną), że przy naszej następnej wizycie w Corvallis poślemy rower do Warszawy.
Po dwóch latach przyszedł wreszcie czas na naszą wizytę w Corvallis. Już trzeciego dnia naszej wizyty zakurzony, osierocony rower znalazł się w sklepie rowerowym Corvallis Cyclery. Tam został zapakowany w eleganckie tekturowe pudło  i wysłany z czekiem i warszawskim adresem przeznaczenia do polonijnej firmy wysyłkowej w Chicago. A stamtąd  przyjedzie do Warszawy i wtedy na ulicę Bruna już blisko. Przyjedzie przez Chicago bo to kosztować będzie mniej.

Piątego dnia naszej wizyty zadzwonił do mnie menażer sklepu Corvallis Cyclery. Rower pojechał, ale przednie koło nie zabrało się z rowerem.
- Pracownik zagapił się. Oczywiście doślemy na nasz koszt – powiedział – wyślemy przez UPS. Podałem mu adres na Bruna:
- Niech jedzie bezpośrednio – będzie szybciej.
Zdecydowałem że o omyłce sklepu powiem synowi kiedy przyjdzie na to pora.
* * *
W dwa tygodnie później byliśmy już w Warszawie. Koło przyszło zaraz potem – było na cle gdzieś na Okęciu:
- W Urzędzie Celnym już zupełnie zgłupieli. Nadszedł rower a oni chcą oclić tylko koło. Zresztą używane – powiedział mój syn podając mi zawiadomienie o przesyłce.
- Widzisz to nie całkiem tak – powiedziałem – na razie chodzi tylko o koło.
- A rower? – Syn przypatrywał mi się uważnie. Z takim wyrazem twarzy widziałem go kilka razy. Raz kiedy wiatr zdmuchnął z dachu samochodu źle umocowany przeze mnie ponton, a w rok później, kiedy na niedokładnie zaparkowanym przeze mnie samochodzie zamknęły się drzwi garażu. Było takich spojrzeń więcej, nie o wszystkich pamiętam.
- Wiesz, to dłuższa historia – powiedziałem.
- Tak – odpowiedział. Za moimi plecami, podarowana synowi przez ciotkę makatka obwieszczała czerwono wyhaftowanymi literami: Szanuj rodziciela swego. Jest on tylko jeden.
* * *
- Cło sto złotych, pojutrze proszę zgłosić się po odbiór - powiedział celnik – ale też się panu chciało wysyłać koło. Z Ameryki.
- Przyjedzie i rower – odpowiedziałem.
- Rower bez koła – celnikowi zabłysły oczy. Po chwili milczenia powiedział:
– Oclimy pana. Zaręczam panu. Oclimy.
* * *
Nie oclił. Bo rower przyjechał wprost do domu, windą, z uprzejmym panem, bez cła, bez Urzędu. Nie pytajcie mnie dlaczego tak, bo nie wiem.
Rozpakowując pudło syn spojrzał na mnie, zastanowił się i powiedział:
- Tato, a nie można tak było od początku.

KONIEC







Uwaga biblioteki i placówki kultury. Między majem a październikiem 2017 jestem zaproszony na kilka spotkań (spotkania autorskie lub tematyka Stanów Zjednoczonych, gratis). Chętnie poszerzę mój kalendarz o zainteresowane placówki (Skype: andrzej.olas lub mejl: andrzej.f.olas@gmail.com).


  Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.

  Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu.

   Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.


  Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). W grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz