czwartek, 6 września 2018

#Festyn opowiadań™, wydanie II, Nr 157.

Studentowi na ratunek. Prosto z Gandawy



         © copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)

                Obyś miał ciekawą młodość, odc. 7.

(poprzednie odcinki książki znajdziesz w postach Nr 151-156)

Niekiedy elegancko usadowiony w określonym roku epizod okazuje się być powiązany z wydarzeniami zachodzącymi w przyszłości, często już w wieku dwudziestym pierwszym. Akapit opisujący takie przyszłe wydarzenia poprzedzam symbolem XX1.


Wszystkie postacie jak i opisywane wydarzenia są produktem wyobraźni autora. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób jest wyłącznie przypadkowe, wydarzenia opisane w książce nie są opisem rzeczywistych wydarzeń.


Brakowało mi pieniędzy, stypendium opłacało studencką stołówkę i może jeszcze kino. Dorabiałem na wszystkie możliwe sposoby – udzielałem korepetycji, prowadziłem kursy przygotowawcze, montowałem eksperymentalny wiatrak dla stowarzyszenia inżynierskiego, sprzątałem. Dorabiali i moi koledzy, był wśród nas taki, który miał chody w filmie. Z zazdrością słuchałem jego przechwałek o aktorach (i aktorkach) z którymi się poznał statystując i z którymi jest już prawie na ty.

Doraźnie podreperował moją kasę były pilot Bitwy o Anglię, kuzyn Grzegorz z Gandawy.
 Wręczając mi, jak dla mnie, niezłą sumę we frankach belgijskich powiedział:
- Podobno któryś z twoich prapra…dziadów chodził z Janosikiem.  Pewnego razu bandzie udało się zdybać węgierskiego bankiera z grubą kiesą. Kiedy ten twój trzymał kiesę w ręku, bankier przeklął go mówiąc: „Oby tak jak ta kiesa mnie, tak żeby ciebie i twojej rodziny pieniądz nigdy się nie trzymał”. I rzeczywiście pradziad całą swoją działkę z rabunku jeszcze tej samej nocy w karczmie przehulał. A klątwa naszą rodzinę wciąż ściga, czego ty jesteś dowodem. Zresztą nie tylko ty. Przecież twój tata tak starannie przed wojną tę daczę nad jeziorem Rajgrodzkim budował, i po co? Po to żeby jakiś ruski komandir ją w czasie wojny rozpieprzył w drebiezgi.
- No tak – powiedziałem – muszę tam kiedyś pojechać, zobaczyć co się da zrobić.

Kuzyn Grzegorz przyjechał do Polski pierwszy raz od wojny, w czasie, kiedy to w Polsce narastała gomułkowska odwilż polityczna a mnie skończyły się dotychczasowe korepetycje. Przyjechał eleganckim, podziwianym przez całą rodzinę i zadbanym samochodem Peugeot. 



Nie udał mu się pierwszy kontakt z reżimową Polską, bo oglądający jego belgijski paszport celnik powiedział od niechcenia:
- Coś ta wiza taka jakaś, jakby ktoś przy niej majstrował… Stasiek, chodź no tu, popatrz.
A po chwili znudzonym tonem:
-  Albo dobrze, niech pan już sobie jedzie. Tylko ostrożnie, bo pilnujemy.

Przez resztę pobytu kuzyn unikał urzędów i wszelkich osób umundurowanych. Pilotem kuzyna w podróżach był wujek Franek. Franek dużo palił, szczególnie wtedy, kiedy dyskutował z Grzegorzem o dwóch dumnych mężach okresu II Rzeczypospolitej: Piłsudskim i Dmowskim. A najdłuższe dyskusje prowadzili podczas jazdy samochodem.
W drodze z Lublina, gdzie Grzegorz odwiedził kolejnych krewnych, stanęli na jakiejś tam stacji benzynowej. Kiedy Grzegorz wysiadł z samochodu skierował się w jego stronę miejscowy milicjant:
- Coś się panu zgubiło – powiedział wskazując na asfalt parkingu.

Grzegorz popatrzył na asfalt koło samochodu. Leżały tam dwie puste butelki po wódce, pęk zgniłych liści kapusty i wilgotna strona Trybuny Ludu.
- Wypadło panu – o tutaj, niech się pan nachyli – powiedział milicjant wskazując na leżące na asfalcie tuż obok liści kapusty trzy pety z opróżnionej przed chwilą przez Grzegorza popielniczki Peugeota.
- Zaraz pozbieram – powiedział nachylony nad asfaltem Grzegorz.
- Dam panu radę na przyszłość – powiedział milicjant – robić rzeczy pożyteczne każdy powinien sam z siebie. Ale jak nie – tu milicjant zawiesił głos - to władza potrafi przymusić. Oj potrafi.

Te słowa milicjanta usłyszał wracający z zasikanej moczem toalety wujek Franek; po nagłym wyjeździe Grzegorza stały się one przedmiotem wielu komentarzy przy wieczornej butelce. 
Kuzyn Grzegorz wyjechał z Polski następnego dnia wczesnym rankiem, zauważyłem, że jedną z walizek miał z pośpiechu niedopiętą; wyjeżdżając zapowiedział, że kolejny raz przyjedzie dopiero wtedy, kiedy nikt go nie będzie pouczał i kiedy komunizmu, ruskich, Greków i Koreańczyków w Polsce już nie będzie. My, którzy w kraju zostaliśmy stwierdziliśmy, że myśli życzeniowo. A co do Greków i Koreańczyków to zastanawialiśmy się ilu ich władza komunistyczna do Polski sprowadziła.
- Ja mam na studiach Greka. Nazywa się Tasos – powiedziałem.
- Koreańczycy też są. Dzieci z północnej Korei – powiedział wujek Franek.

XX1. Przypomniałem sobie tę rozmowę będąc w mieście Houston w Teksasie, kiedy jakieś piętnaście lat temu spoglądałem na twarze uczestników warsztatu poświęconego transmisji obrazu i dźwięku przez telefon. To był temat, który wtedy, zanim gwałtownie wzrosła przepustowość internetu, stanowił tak zwany „top issue” w informatyce. Spoglądałem więc na śmietankę fachowców w tej dziedzinie, a warsztat, uczestnictwo, w którym kosztowało ponad dziesięć tysięcy dolarów prowadziła uznana za jedną z najlepszych na świecie firma z Australii.

Sześciu uczestników prezentowało przeróżne kolory skóry. Był Chińczyk z Taiwanu, Hindus, polski Żyd, Amerykanin (jedyny z uczestników urodzony w Stanach), biały emigrant z Południowej Afryki i ja – Polak. Wykładowcą zaś był obecnie mieszkający w Australii Arab – chrześcijanin z Libanu.
- Żadnego komunisty tu chyba nie ma. Ale z narodowościami to kuzyn Grzegorz miałby niezłe używanie – pomyślałem wtedy.
A po chwili przyszła mi do głowy smutna refleksja. Wyobraziłem sobie tę fantastyczną szóstkę dyskutującą w warszawskim tramwaju jadącym przez Aleje Jerozolimskie. I moment, kiedy Chińczyk mówi do Żyda: „To genialny pomysł. I to można by zrobić tutaj w Warszawie, u Andrzeja. Byłaby rewolucja w technologii”, a pozostali potakują. I chwilę, kiedy zaraz potem stojący niedaleko rosły pasażer krzyczy:
- Ty żółtek - spie...laj z Polski. I zabierz swoich kumpli.
A nic nie rozumiejący Chińczyk patrzy na mnie pytająco czekając aż przetłumaczę o co też chodzi.


KONIEC




Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.

 Kup w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.

A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? Oto co znajdziesz w książce:

Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * * 

A teraz o opowiadaniu które przeczytałeś. Jeśli tekst opowiadania podoba Ci się zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne". 

Możesz też dodać komentarz. 

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Książka "Obyś miał ciekawą młodość", obecnie w przygotowaniu (potrwa to pewnie z rok), nie jest autobiografią autora, jej postacie i opisywane wydarzenia są produktem wyobraźni autora. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób jest wyłącznie przypadkowe, wydarzenia opisane w książce nie są opisem rzeczywistych wydarzeń.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.

Za tydzień ciąg dalszy książki czyli kolejne opowiadanie (losy bohatera książki przedstawione są bowiem w formie autonomicznych opowiadań).


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i  możesz ją polubić.

 Numerem 101 Festynu Opowiadań  rozpocząłem jego drugie wydanie - pierwsze wydanie Festynu uzyskało w ciągu niecałych dwóch lat ponad 26 tysięcy otwarć (teraz jest już ponad czterdzieści tysięcy). Numery 99 i 100 nie ukażą się.

   

Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. Poprostu w okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". Jest to chyba najwygodniejszy, nie zajmujący czasu sposób. 
Możesz też zrobić to samo na facebooku. Aby otrzymywać powiadomienia o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu.

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.
Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować  i kupić przez internet.   
Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.
W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.
Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz:   @dziecipowstaniawarszawskiego .

2 komentarze:

  1. Co do żółtka to nie jestem pewny. Ale ciemniejsi w Warszawie mogliby mieć gorzej...
    Fajne opowiadanie. Choć trochę posklejane z wątkó z różnej parafii. Jak i całość treści powyżej,

    OdpowiedzUsuń