piątek, 26 lutego 2016

#Festyn opowiadań™, Nr 31.

Restauracje swobodnej elegancji, dokończenie


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com


Po wyjściu z restauracji Jacek i Henryk idą razem, oglądają się, sprawdzając czy chłopcy Tłustego gdzieś nie czatują. Rozstają się, nie rozmawiając, przy stacji metra.
W następnych kilku dniach Jacek nie dzwoni do Henryka. Przeżuwa zajście w Janie Kazimierzu, palenie nosa zanurzonego w chrzanie. Czego Bulek ma więcej nie szukać, i o jakiego Bulka chodzi? Dlaczego ludzie Tłustego pytali o właściciela? A właściwie, dlaczego odrazu nie poszedł na policję? Bo Henryk napewno nie poszedł, po prostu, zgodnie ze swoimi zasadami, pogrążył się w podejrzliwym milczeniu. Pewnie zastanawia się czy i policja jest razem z chłopcami Tłustego w coś zamieszana.
W końcu po tygodniu Jacek dzwoni do Henryka. Telefonu nikt nie odbiera. No tak – myśli Jacek – typowe. Jacek pracuje więc w domu nad ostatnimi recenzjami dla Hilton-Europa i myśli o nadchodzącym jak burza kryzysie. Jak prawdziwy naukowiec notuje tajemnicze wydarzenia w restauracji Jan Kazimierz. W notatkach pełno znaków zapytania, strzałek i wykrzykników.

Następnego dnia dzwoni telefon. – To Henryk – podnosząc słuchawkę, myśli Jacek.
- Mamy twojego Henryka – mówi głos w słuchawce – jak Bulek nie zastopuje, to szlus.
Numer z którego dzwonił gangster jest zablokowany. Telefon Henryka nie odpowiada. Jacek dorysowuje do swoich notatek malutkiego ludzika. Dzwoni na policję, trafia na nieufnego aspiranta nazwiskiem Matacz. Nic przez telefon, ma się stawić osobiście w poniedziałek i przynieść dowody w sprawie, no chyba, że w rodzinie jest żartowniś. Tak, Tłusty i Bulek to polska mafia, nie lubią się, może pan to przeczytać w każdej gazecie.
Znajomy dziennikarz, Wiesław,  jest winien Jackowi informację. A Wiesław specjalizuje się w polskich gangach, no i ukraińskich też. A gdzie się umówić – to proste - w restauracji, przecież Hilton-Europe płaci za obiady w restauracjach. No, nie takie proste, jeżeli nos Jacka znów wyląduje w sosie tatarskim, albo jeszcze gorzej.

Na spotkanie Jacek znów przychodzi w kolonialnym kasku. Tłumaczy Wiesławowi, że za nadmiar słońca w młodości płaci teraz. Wybierają restaurację Bon Soir. Zamawiają tiger-tiger - krewetki w delikatnym sosie chili, do tego wino Neblina Sauvignon Blanc, kawa, likier kalua. Jacek mówi o porwaniu Henryka i pokazuje Wiesławowi swoje notatki. Wiesław uśmiecha się:
- Potrzebujesz więcej strzałek i ludzików. Posłuchaj. Zaczyna się od Edmunda – tego kuzyna Henryka. Skojarz Edmunda, Bulka, Henryka, kilka warszawskich restauracji - i co wychodzi? Gangsterzy. Edmund poza interesami z Bulkiem, miał na boku jakieś restauracje, nikt nie wie które, oczywiście zapisane na słupa, z wekslami.
Jacek przypomina sobie uwagę Henryka, woła kelnera:
-  Po deserach proszę o deskę serów.
Wiesław kontynuuje:
- Edmund niespodziewanie umiera, pewnie śmiercią naturalną – kto będzie pierwszy, kto zgadnie o które knajpy chodzi i jeszcze znajdzie weksle - to te knajpy przejmie – albo Bulek czy Tłusty. Rysuj więc swoje ludziki – tutaj, tutaj i tutaj. Strzałki do Henryka – przecież to kuzyn Edmunda – pewnie coś wie. Dorysuj siebie – włóczysz się z Henrykiem po knajpach – wiadomo, że też szukacie która to może być. A teraz radzę zmiąć te kartki w kulkę i jednym celnym rzutem umieścić je w koszu na śmieci. Henryka trzyma Tłusty, a zadawanie się z Tłustym to nie jest robota dla amatora.
Jacek:
- Niekoniecznie. Pamiętaj, że Titanica zbudował zawodowy inżynier, zaś Arkę Noego amator.
Wzrok Wiesława mówi:
 – Szpanujesz bracie, tylko niewiadomo po co.
Wiesław wyciąga ołówek i na notatkach Jacka pisze kulfonami: Szalony Profesor.
Z dobrego obiadu Jacek wychodzi przygnębiony.

O północy dzwoni Wiesław:
- Włącz telewizor. Postrzelali się. Nadają od godziny.
Telewizja pokazuje dobrze ogrodzony dom, przed domem zaparkowane wozy policyjne. Z takim tłem udziela wywiadu komisarz policji, z boku ekranu Jacek rozpoznaje aspiranta Matacza. Wiesław mówi, że poszła cała góra obu gangów – Najpierw zginął Bulek, a odwetowy napad ludzi Bulka załatwił Tłustego.
- Opisz mi Henryka – mówi Wiesław i kiedy Jacek wspomina o plecaczku Wiesław ożywia się:
- Na miejscu strzelaniny policja znalazła pusty plecaczek, tak jakby twojego Henryka. Możliwe więc, że Henryk tam był, tym bardziej, że jeden z rannych żołnierzy Tłustego przesłuchany przed śmiercią mówił, że uciekając natrafił na faceta niosącego w podniesionych do góry rękach kartkę papieru.
Przez trzy dni nic się nie dzieje. W poniedziałek Jacek rozmawia z aspirantem Mataczem, który pyta o dowody w sprawie. A w czwartek dzwoni telefon – Henryk.
- Uciekłem. Oni się tam pozabijali. Pełno trupów.
- Gdzie jesteś? Czego potrzebujesz?
- Niczego, i o nic więcej nie pytaj – Henryk wyłączył się. Jacek uważa, że powinien spróbować pomóc Henrykowi i jedzie do jego mieszkania. Zastaje drzwi zamknięte. Wraca do domu. Raptem przychodzi mu na myśl, że niedawno narzekał, że nic się nie dzieje. A teraz chciałby jak najszybszego rozstrzygnięcia – obawia się o Henryka. No i rodzinna strona internetowa odchodzi w siną dal.

Mija miesiąc, dwa, Jacek szuka w gazetach wiadomości o gangach, dzwoni do aspiranta Matacza, pyta Wiesława i nic. Nie próbuje porozumiewać się z Henrykiem – uznaje, że może to być niebezpieczne.
Parę dni później dzwoni telefon:
- Pan Henryk zaprasza pana na obiad. Restauracja Złota Gęś, na Krochmalnej. Jutro o piątej.
Głos jest kobiecy. Jacek zaskoczony szybko przytomnieje i pyta:
- Kto mówi?
- Sekretarka pana Henryka. Dziękuję.
Podstęp? Jacek wyciąga swoje notatki, patrzy na ludziki, strzałki, znaki zapytania i kulfony Wiesława. Iść? Nie iść? Jak to ta rozwodząca się powiedziała w sądzie?
- Też mi Szalony Profesor.
- A właśnie że idę - postanawia.
Jacek jest punktualny. Po chwili pojawia się Henryk. Jest inny, jakiś taki zadbany.
- Pozwól, że dzisiaj ja wybiorę – Henryk kiwa na kelnera – Bombay Gin Martini – dla mnie trzy oliwki – Henryk patrzy na Jacka, Jacek potakuje głową – dla pana też. Kaczka z jabłkami, do tego kalifornijskie wino Roussanne Paso Robles, kawa, Courvoisier. O deserze i serach pogadamy później.
- Wiem, że w czasie wojny gangów uciekłeś – zaczął Jacek po odejściu kelnera.
- W czasie wojny gangów siedziałem pod biurkiem Tłustego. Przez pół godziny, kiedy oni się tłukli, jedyne co widziałem to ekran komputera na sąsiednim stoliku. Z biurka ściągnąłem arkusz papieru z nabazgranymi ołówkiem literami i cyframi i mazakiem napisałem “Nie mam broni. Ratunku. Nic nie wiem”.
- Później kiedy wszystko ucichło, wylazłem spod biurka, rozejrzałem się za moim plecaczkiem. Nigdzie go nie było, szczęściem znalazłem moje dokumenty, bo Tłusty miał je w szufladzie biurka. W  rękach, w górze, trzymałem moją kartkę papieru i szedłem do bramy. Już nie strzelali, z żywych widziałem tylko jednego próbującego doczołgać się do samochodu. A sam poszedłem w las – niedługo później usłyszałem policyjne syreny. Jakoś dotarłem do domu i tam zacząłem myśleć. Powoli zacząłem rozumieć. Jadłem konserwy i zupy w kubku, nie miałem gazet, ale miałem twój laptop, a udało mi się korzystać z bezprzewodowego internetu sąsiada. Przypomniałem sobie ekran komputera Tłustego – na nim była strona wiedeńskiego banku. I coś kliknęło – przecież miałem tę kartkę papieru z notatkami ołówkiem.

Z zaplecza restauracji wyszedł zażywny pan:
- Panie Henryku, telefon do pana u mnie w biurze. Dzwoni pana sekretarka.
- A tak, przecież wyłączyłem komórkę. Przepraszam Cię.
To był zdecydowanie inny Henryk. Jacek rozejrzał się za następcą plecaczka. Nie było nic takiego. Gdy Henryk wrócił do stołu Jacek, pamietając co powiedział mu Wiesław, zdecydował się na atak frontalny:
- To jest twoja restauracja. Znalazłeś weksle Edmunda na nią.
- Nie, skąd znowu.
- To która jest twoja?
- Nie mam żadnej restauracji.
- Przecież na tej kartce papieru musiało być Edmunda hasło do banku – Jacek chciał pokazać swoją domyślność.
- Znowuż błąd, wcale nie. Na górze kartki był tylko numer rachunku. Wypróbowałem wszystkie kombinacje haseł, jakie były pod spodem. Nic nie trafiłem. Tłusty tylko zgadywał.
- No to co? Przecież coś się stało? Bezrobotnego nie stać na sekretarkę i takie obiady.
- Pamiętasz, jak ci opowiadałem o Edmundzie? O emerycie Wyporku?
Jacek zamarł, po chwili:
- Hakkapelliitta. Hasło.
- Tak, hakkapelliitta. Szczęściem bank nie wymagał cyfr ani innych znaków w haśle. Chcieli jeszcze panieńskie nazwisko matki, reszta była na okaziciela.
- To co było w banku?
- Ruble. W bankowym sejfie.
- Ruble? Przecież one nie są wiele warte. Jest kryzys, spadają z prędkością światła.
- Ruble, ruble, tyle że złote. Carskie imperiały. Dosyć dużo, bo Edmund z sprzedał z małą stratą restauracyjne weksle i kupił ruble. Tylko, pamiętaj mój drogi, o tym w historii rodziny nie napiszemy.

KONIEC

  Uwaga biblioteki i placówki kultury. Między majem a październikiem 2016 jestem zaproszony na kilka spotkań (spotkania autorskie lub tematyka Stanów Zjednoczonych, gratis). Chętnie poszerzę mój kalendarz o zainteresowane placówki (Skype: andrzej.olas lub mejl: andrzej.f.olas@gmail.com).

  Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze.

  Jeśli opowiadanie podoba Ci się - kliknij na Facebooku na "Lubię to", albo dodaj komentarz na blogu.



Za tydzień: "Króciutki filmik "Czego życzyć 70-latkowi". 



Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.



  Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

  Komitet Obrony Demokracji w piątek 26lutego (grupa na facebooku) miał 56927 członków. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz