sobota, 4 maja 2019

Festyn opowiadań™, wydanie III, Nr 184.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili", odc. 19



© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)


                 Rozdział VII. Przed wojną, czyli krypta 
                           Świętego Leonarda (c.d.)

Rok 1939. W mieszkaniu na Madalińskiego wybucha wojna domowa. Wojna o ułańskie czako. Siedmioletni Maciek dostał prezent od wujka z Krakowa – strój ułana Księstwa Warszawskiego. W tym stroju dosiadał konika na biegunach i w tym stroju prowadził na podwórku elegancki samochodzik na pedały (był to więc prototyp brygady motorowej generała Maczka – zmotoryzowanej kawalerii).

Ktokolwiek miał starszego brata, zna przesycające całe dzieciństwo uczucie niedowartościowania. Czymże mógł młodszy, trzyletni brat Maćka – Andrzej, czyli ja, się dowartościować jak nie czakiem. Kiedykolwiek więc Maciek spuścił czako z oczu, porywałem je, często nawet w pośpiechu nie zakładając go na głowę, po prostu wlokąc je za sobą.
Utarczki, wrzaskliwe, płaczliwe trwają ponad tydzień i kończą się zakupem podobnego stroju ułańskiego. Do stroju rodzice, wbrew ostrym protestom Maćka, dorzucają szablę w złotej, błyszczącej pochwie.
A skłócone dzieci nie wiedzą, że zbliża się koniec ich świata, zbliża się najokrutniejsza ze wszystkich wojna. 

Polski horyzont polityczny się zaciemnia. W styczniu 1939 r. minister Beck po rozmowach z Hitlerem uprzedza prezydenta i Śmigłego-Rydza, że jeśli „Niemcy podtrzymywać będą nacisk w sprawach drugorzędnych, Polsce grozi konflikt w wielkim stylu”[1].
Nastepuje alians z Anglią, społeczeństwo karmi się patriotyczną propagandą. Panuje przekonanie o niechybnym zwycięstwie, że za miesiąc będziemy w Berlinie. A co mówi Rydz-Śmigły poufnie: „Wobec ogromnej przewagi armii niemieckiej i jej środków technicznych będziemy w wojnie regularnej pobici [...]”[2].
Każdy podręcznik historii Polski opowie, co nastąpiło dalej.
Krótki mój własny komentarz. Buta, pycha – to nieodłączna cecha rządzących. No i pokazała się właśnie przed wrześniem. Powracających do kraju Witosa czy Korfantego osadzono w więzieniu. Rozmowy z opozycją skończyły się na niczym, demokratyzacji nie przeprowadzono. Co później, po klęsce, w Paryżu czy w Londynie poskutkowało partyjnymi awanturami i politycznymi świństwami.

Około 2 czy 3 września ojciec, według relacji Basi, oznajmia, że wyznaczono go do grupy urzędników transportujących polskie złoto przez Rumunię na zachód. Urzędnikom pozwolono zabrać rodziny.
Mama nie zgadza się na wyjazd. Mogę zrozumieć jej decyzję – tu w Warszawie jest wszystko, co biedna sierota gromadziła przez lata. Według niej dwa mieszkania stanowią gwarancję przeżycia rodziny.
6 września ojciec w mundurze kapitana wyjeżdża na front wschodni. Mam niejasne poczucie, że w trakcie obiadu, nie rozumiejąc, że to ostatni raz, kiedy widzę ojca, bawiłem się pod stołem. Ale może to mi się tylko tak wydaje.

Część czwarta

Wojna, okupacja, Katyń, powstanie

Rozdział VIII. Floren, czyli czerwony złoty

Jest rok 2012. Jesień, jestem w Warszawie. Właśnie dostałem mejl od Wiesława. Od naszej wspólnej podróży do Płocka Wiesław uważa się za partnera, takiego mniejszego – junior partner, w tym projekcie. Obecnie, choć od miesiąca jest w Stanach – jego pismo wysłało go tam, aby raportował o wyborach – wciąż moim poszukiwaniom kibicuje i teraz pyta o postępy. Mówię Eli o mejlu, o tym, że przesyła pozdrowienia od naszych przyjaciół z Oregonu, bo dotarł aż tam. Po oczach Eli widzę, że wraca myślami do dwudziestu spędzonych w Oregonie lat.

Odpowiadam Wiesławowi, że wciąż jestem na etapie szperania w archiwach i że teraz wizytuję Archiwum Państwowe m.st. Warszawy mieszczące się na Starym Mieście, na ulicy o pięknej nazwie Krzywe Koło. I ponieważ Wiesław uważa się za znawcę trylogii Sienkiewicza, pytam go, gdzie wspomina się tam o florenie.

W Archiwum Państwowym Warszawy poszukuję dokumentów z czasu okupacji. 6 września 1939, dzień, kiedy mój ojciec wyruszył na front, był szóstym dniem wojny. Od 9 do 19 września trwała bitwa nad Bzurą. Warszawa broniła się do 28 września. 17 września ze wschodu weszli Sowieci. Wojna trwała, dopiero 6 października pod Kockiem złożyła broń ostatnia zorganizowana jednostka Wojska Polskiego – samodzielna grupa operacyjna generała Franciszka Kleeberga. Był to koniec kampanii wrześniowej. Nastała okupacja, a właściwie dwie okupacje – niemiecka i sowiecka. Obie mordercze, nieludzkie.

Niemcy urządzali się w Warszawie, Alejami Ujazdowskimi przeszła hitlerowska defilada zwycięstwa, minął październik, minął listopad, a ojciec z wojny nie wracał. Wreszcie ktoś uciekający spod okupacji sowieckiej zawiadomił Mamę, że w kilka dni po wejściu do Polski Sowietów widział ojca w Tarnopolu. A więc, jeśli żył, to prawie na pewno był po stronie zajętej przez Sowietów. I tyle.

A okupacja stała się faktem i trzeba było w tej okupacji jakoś żyć, trzeba było nakarmić rodzinę. Ale w jaki sposób? Mama zaczęła od bilansu. Pieniędzy zero – tak samo jak w czasach Mamy sieroctwa. Formalnie mieliśmy pieniądze na rachunku w Komunalnej Kasie Oszczędności, ale ponieważ Niemcy zablokowali wszelkie rachunki bankowe, były one niedostępne. Pomoc rodziny – nie można na nią liczyć; ze strony Blanków właściwie nie było nikogo z pieniędzmi – co więcej, była przecież u nas Basia i też musiała jeść. A ze strony Olasów – po pierwsze nie było ich w Warszawie, a po drugie – Mama nigdy nie żyła z nimi blisko, bo słusznie czy nie, wszystkich mężczyzn z tej rodziny uważała za pijaków. Doświadczenie z pijącym, znienawidzonym ojcem spowodowało, że użycie alkoholu uznawała za zbrodnię główną.

Więc pieniędzy nie było, na pomoc rodziny Mama nie liczyła, a z innymi aktywami było też źle. No bo co pozostało? Było nasze mieszkanie na Madalińskiego, mieszkanie z wyposażeniem. To ocalało. Bo drugie mieszkanie, oddane pod wynajem – na Powiślu, na Dobrej – zostało zbombardowane – z piątego piętra spadły w dół schody, kuchnia i korytarz. W budynku ziała kilkunastometrowa wyrwa, a z dołu, z podwórka można było zobaczyć poruszane wiatrem pozbawione szyb framugi okien w ocalałych dwóch pokojach.
Była jeszcze dacza nad Jeziorem Rajgrodzkim w osadzie leśnej Tama – ale tam siedzieli Rosjanie.

Opisuję te ostatnie miesiące roku 1939 i próbuję zgadnąć, co w tych początkach okupacji myślała Mama. Którą rzeczywistość uznała za nienormalną? Czy tę z lat trzydziestych – lat dobrobytu, czy tę, a właściwie te – z lat nędzy: z lat sieroctwa i z czasu obecnego, okupacji?
Podejrzewam, że za nienormalne uznała lata dobrobytu. Czy zgadłem dobrze, czy pomyliłem się, tak czy inaczej Mama powróciła do nawyków z sierocego dzieciństwa. Hasłem Mamy stała się skrajna oszczędność, i tak już pozostało przez resztę Mamy życia. A później, już po powstaniu warszawskim, do hasła oszczędności dodała jeszcze jeden element – ciągłą gotowość, czujność. Nie szło Mamie o czujność socjalistyczną, ale o tę prostą czujność życiową nędzarza, tę wymagającą ciągłego oglądania się dookoła i zadawania sobie pytania: Kto mi teraz będzie chciał przywalić? W Mamy młodości byli to carowie i cesarze. Potem, jak idzie o Polskę i o naszą rodzinę, tymi przywalającymi byli kanclerz Adolf Hitler i pierwszy sekretarz Józef Stalin.

W imię takiej czujności aż do końca życia Mamy wanna w łazience naszego mieszkania napełniona była wodą przynajmniej do połowy. Tak było, bo trzeba być przygotowanym, przecież już dwukrotnie zdarzyło się, że tygodniami nie było wody w kranach – po raz pierwszy w czasie oblężenia Warszawy w 1939, a po raz drugi w czasie powstania. Czyż nie może się to zdarzyć po raz trzeci? Może, i trzeba być na to przygotowanym. Mama była przygotowana, ja nigdy takiej gotowości nie osiągnąłem. Pewnie dlatego, że mimo komunizmu moje życie, jak i rówieśników z mojego pokolenia, było szczęśliwsze.

Zanim zdążyłem powrócić do Maminego bilansu, dostaję odpowiedź ze Stanów, od Wiesława. Cieszy się, że kontynuuję projekt, o florenie nie wspomina nic. Spieszno mi notować dalej dylematy Mamy, więc odpisuję krótko:
– A zawsze mówiłeś, że trylogię masz w małym palcu. A nie masz.
Z bilansu Mamy wynikało, że trzeba rozpocząć operację spieniężania tego, co w mieszkaniu na Madalińskiego dałoby się spieniężyć.

Wybór padł na florena, zwanego także czerwonym złotym (tu tkwi odpowiedź na pytanie o trylogię – w Ogniem i mieczem książę Jeremi Wiśniowiecki poleca wypłacić panu Zagłobie dwieście czerwonych złotych). Tak rozpoczęła się afera o florena, afera, która jest, poza awanturą o czako, jednym z niewielu wydarzeń, jakie z czasów wczesnego dzieciństwa zapamiętałem.

Ojciec był kolekcjonerem. Kolekcjonował znaczki pocztowe, kolekcjonował monety, zebrał imponujący księgozbiór. Kolekcja monet rezydowała w dwóch metalowych szkatułkach. Sztandarowymi okazami kolekcji był ów szesnasto- czy siedemnastowieczny floren – tak zwany, bo był bity we Florencji, oraz, z tychże wieków, dukat – bity w Wenecji.
Mama podjęła próbę sprzedaży tych monet. Tak, Czytelniku, już zgadłeś: Oszukali. Ktoś miał kupić, był jakiś pośrednik, namówił Mamę do sprzedaży nie jednej, lecz obu monet, podkreślał, że kupcem będzie prawnik, adwokat, a więc bezpieczeństwo transakcji jest gwarantowane. W końcu zabrał monety, a w tydzień później przyszedł bez monet i bez pieniędzy, za to z jakimś tam tłumaczeniem. Oczywiście były lamenty, rozmowy z sąsiadkami, było ich współczujące kiwanie głowami, były jakieś namowy, wypytywania i śledztwa. Ale tego, co najważniejsze – pieniędzy – nie było.

Będąc niemym świadkiem dziejących się obok mnie rozmów, utożsamiłem słowo pośrednik ze słowem złodziej. A słowo adwokat do tej pory brzmi dla mnie podejrzliwie; może i powinno.
  Nie wiem, na ile mój brat Maciek tą aferą się przejął. Pamiętam za to, że wyprosił u Mamy    pozwolenie na bawienie się pozostałą kolekcją. Pamiętam, bo sam byłem zainteresowany –  uznałem, że pozwolenie dotyczy także mnie. Maciek był przeciwnego zdania i za próby  dotarcia do kolekcji często od Maćka obrywałem. Bo obrywanie jest zawsze przeznaczeniem  młodszego brata.





[1] Paweł Wieczorkiewicz, op. cit.
[2] Ibidem.

KONIEC ODCINKA 19




Z profesorem Targowskim napisaliśmy książkę. Już wyszła z druku wydana w Oficynie Wydawniczej Kucharski.


W sobotę, 6 kwietnia 2019 w Fundacji Kościuszkowskiej w Waszyngtonie ( link tutaj ) odbył się wieczór autorski obu autorów. 

A w trzy tygodnie później profesor Targowski został laureatem konkursu "Wybitny Polak w USA":

Wyboru zwycięzców konkursu "Wybitny Polak w USA" w pięciu kategoriach określających różne profesje i dziedziny życia oraz aktywności zawodowej dokonała 30-osobowa Kapituła tej nagrody, składająca się z polonijnych liderów oraz przedstawicieli różnych organizacji i instytucji.

Po więcej szczegółów kliknij tutaj
Serdecznie gratuluję współautorowi.


Książkę Hybrydowi Polacy możesz kupić w księgarni internetowej - link tutaj, szukaj według tytułu lub nazwiska.


A tak wygląda okładka książki - prawda że ładna? 

Oto co znajdziesz w książce:
Są różne prawdy: jest prawda prozy, inna jest prawda reportażu, i inna dokumentu. A co się stanie, jeżeli spróbować skojarzenia dwóch prawd, jeżeli uzupełnić umiejscowioną w naszej polskiej rzeczywistości prozę komentarzem?

I to właśnie czytelnikowi proponujemy; jesteśmy przekonani, że doręczając mu w jednej książce w taki sposób skomponowaną całość dajemy czytelnikowi coś więcej niż jej dwie, potraktowane osobno, części składowe; dajemy mu coś w rodzaju prawdy rozszerzonej.

Spośród terminów jakich używa się, aby zdefiniować nasze ostatnie dziesięciolecia są takie jak globalizacja czy też czas przyspieszenia, czas zmiany. Te określenia brzmią dla nas Polaków szczególnie prawdziwie – na przestrzeni kilkudziesięciu lat przeszliśmy przez wojnę, rządy reżimu komunistycznego, erę Solidarności, czas Unii Europejskiej i włączenia się w gospodarkę globalną, wreszcie okres kwestionowania zasad demokratycznych.

* * *

A teraz o odcinku który przeczytałeś. Jeśli tekst podoba Ci się - zadbaj jak należy o miłość własną autora. Na samym dole tego postu znajdź słowo Reakcje i jeśli zechcesz kliknij na jedno z trzech okienek - czy to na "zabawne", czy też na "interesujące" albo "fajne".

Możesz też dodać komentarz.

Możesz też na Facebooku kliknąć na "Lubię to".

Jak dotąd Festyn Opowiadań osiągnął prawie pięćdziesiąt tysięcy otwarć.

Aby przeczytać inne opowiadania możesz użyć dwóch przycisków nawigacyjnych "Starszy post", "Nowszy post" znadujących się na samym dole postu.


Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan i możesz ją polubić.


Ważne - Facebook zmienia swoje algorytmy i nie zawsze wyświetla prawidłowo moje posty. Opowiadania Festynu możesz otrzymywać mejlowo przez subskrypcję kolejnych numerów Festynu Opowiadań. W okienku w prawym górnym rogu postu wpisz swój e-mail i kliknij "subscribe". 
Aby otrzymywać powiadomienia Facebooka o każdym opowiadaniu wejdź na profil Andrzeja Olasa (uwaga - tego z Vero Beach a nie ze Szwecji) ustaw kursor nad opcją znajomi i wybierz opcję bliscy znajomi.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań. Możesz też sobie opowiadanie wydrukować - naciśnij Print na dole ekranu. 

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań. Jest też strona Festynu Opowiadań: @Festyn.Opowiadan. Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Dom nad jeziorem Ontario" jest zbiorem kilkunastu opowiadań. Jest trudno dostępna - nakład zostal wyczerpany, ale spróbuj ją wyguglować i kupić przez internet. 

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU, a najłatwiej jest ją wyguglować i kupić na internecie.

W USA książki prowadzi księgarnia Nowego Dziennika +1 201 355 7496 albo http://www.dziennik.com/store.



Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Otwórz Facebook i wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz