piątek, 14 lipca 2017

#Festyn opowiadań™, Nr 97.

Jakże pięknie oni nami rządzili, odc. 40


                        CZĘŚĆ PIĄTA

      PO WOJNIE, ODBUDOWA I KOMUNIZM

                          ROZDZIAŁ XVII

            Towarzysze sekretarze odchodzą


© copyright Andrzej Olas (andrzej.f.olas@gmail.com)

Linki do poprzednich odcinków:

Odcinek 1   tutaj       Odcinek  2 tutaj           Odcinek 3 tutaj                 Odcinek 10 tutaj
Odcinek 4   tutaj       Odcinek  5 tutaj           Odcinek 6 tutaj                 Odcinek 11 tutaj
Odcinek 7   tutaj       Odcinek  8 tutaj           Odcinek 9 tutaj                 Odcinek 12 tutaj 
  Odcinek 13 tutaj      Odcinek 14 tutaj           Odcinek 15 tutaj              Odcinek 16 tutaj
  Odcinek 17 tutaj      Odcinek 18 tutaj         Odcinek 19 tutaj           Odcinek 20 tutaj
  Odcinek 21 tutaj     Odcinek 22 tutaj        Odcinek 23 tutaj            Odcinek 24  tutaj
  Odcinek 25 tutaj     Odcinek 26 tutaj        Odcinek 27 tutaj            Odcinek 28  tutaj
  Odcinek 29 tutaj     Odcinek 30 tutaj        Odcinek 31 tutaj             Odcinek 32 tutaj
  Odcinek 33 tutaj     Odcinek 34 tutaj        Odcinek 35 tutaj             Odcinek 36 tutaj
                                           Odcinek 37 tutaj     Odcinek 38 tutaj         Odcinek 39 tutaj


Barnaba wsiadł do autobusu, był sam. Autobus podjechał do samolotu, następny wopista stał przy wejściu. Obejrzał paszport Barnaby i wskazał na schody. Barnaba szedł do swojego miejsca, kiedy dziewczynka w wieku jego córki zawołała:
– Mamo, to tego pana nie aresztowali. I nie zabrali mu lali.

Wreszcie Barnaba mógł usiąść i zacząć porządkować swoje odczucia. Samolot był nad Bałtykiem, a Barnaba doszedł do momentu rewizji, gdy nachyliła się nad nim stewardesa z tacką, na której stał oblodzony kieliszek z przezroczystym płynem.
– Pozdrowienia od pana na lewo przy oknie.
Barnaba spojrzał w lewo. Uśmiechnięta twarz faceta była częściowo zasłonięta ręką z kieliszkiem. Druga ręka wykonywała znajomy znak Solidarności.
– Za Lecha – zawołał fundator.
– Za Lecha – powtórzył Barnaba, spełnił toast i pomyślał: Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Przemknęła mu przez głowę myśl, że od tej pory figuruje w aktach Służby Bezpieczeństwa jako „organizator nielegalnych zebrań”. Ninka słusznie kręciła nosem. Acha, jeszcze coś. Ta fotografia i pytanie celnika podczas rewizji:
- Dlaczego tu jest amerykańska flaga?
- Bo zdjęcie zrobiłem w Ameryce.
- Nie za dużo tam żółtków?
- Tego nie zgadniesz, a ja ci nie powiem – pomyślał wtedy Barnaba – że to wietnamscy wojskowi demonstrujący w Waszyngtonie po utracie swojego państwa – Wietnamu Południowego. Bo od razu byś powiedział, że to nielegalne.

Samolot doleciał do Montrealu. Barnaba wyjątkowo szybko przeszedł przez kontrolę kanadyjską. Celnik pociągał nosem i krzywił się na jakiś nieznany, a doskwierający mu zapach. Barnaba nie miał trudności z ustaleniem przyczyny – był to rozbity likier na wiśniach w gigantycznej torbie podręcznej.

Furgonetki biura podróży Polonez, kursujące między Montrealem a Nowym Jorkiem, były według jednego z przyjaciół Barnaby bezpośrednim wynikiem działalności Jerzego Urbana jako rzecznika reżymu. Według przyjaciela podczas jednej z konferencji prasowych zdarzyło się Urbanowi palnąć coś o „lotniskach otwartych dla przyjaciół i tylko dla przyjaciół”. Cytat ten miał w czasie stanu wojennego zainspirować decyzję Reagana o zamknięciu lotnisk USA dla polskich samolotów. Prawdziwe czy nie, Barnaba wraz z gronem innych pasażerów z Warszawy zaokrętował się do takiej furgonetki. Kierowca, pan Bronek, był życzliwy, ale lekko się zawahał, kiedy poczuł dziwny zapach.
– Wie pan co, położymy pański bagaż na brzegu. Tak będzie lepiej. Panowie, ładujemy się – zawołał do reszty pasażerów.
– Coś tu śmierdzi – narzekał jeden z pasażerów.

Zatrzymali się na granicy amerykańskiej. Pan Bronek powiedział:
– Panowie, wszystko będzie w porządku. Dajcie paszporty, ja będę wszystko załatwiał. Musicie tylko iść ze mną do okienka, urzędnik musi porównać wasze twarze z paszportami.
Celnik wprawnie otwierał paszporty i potwornie kalecząc, wywoływał polskie nazwiska. Pan Bronek, zerkając celnikowi przez ramię, korygował wymowę. Wywołany odpowiadał: „Obecny”, pan Bronek tłumaczył: „Present” – i w ten sposób, wliczając konieczne stemplowanie, formalności zostały zakończone w trzy minuty. Przyszła kolej na cło. Celnik podszedł do furgonetki, pociągnął nosem i wskazał na pierwszy z brzegu bagaż. Była to torba Barnaby.

Pan Bronek zawołał:
– Panowie, czyj to bagaż. Proszę otworzyć.
– To tego pana, co mu śmierdzi – zawołał jeden z pasażerów. Barnaba otworzył torbę. Celnik z wahaniem zanurzył w niej dłoń i wyciągnął bochenek chleba. Obejrzał się i wskazał palcem na Barnabę.
– Food – powiedział. Pan Bronek przetłumaczył:
– On mówi, że to jest jedzenie.

Barnaba musiał myśleć szybko. Tylko fortele, jak pan Zagłoba. Udam, że nie znam angielskiego.
– Chleb – odrzekł.
– Właśnie – skomentował pan Bronek.
Celnik zwrócił się do pana Bronka.
– Powiedz temu człowiekowi – tu wskazał na Barnabę – że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki.
Pan Bronek przekazał:
– On mówi, żebym panu powiedział, że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki.
– Niech pan mu powie, że ja wiem, że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki – zripostował Barnaba.

Pan Bronek miał lekkie kłopoty z przełożeniem tego, ale jakoś sobie poradził.
– To dlaczego on wwozi jedzenie? – zapytał celnik.
– On pyta, dlaczego pan wwozi jedzenie – powiedział do Barnaby pan Bronek.
– Niech pan mu powie, że teraz to wiem, ale przedtem nie wiedziałem – odrzekł Barnaba.
Widząc rozpacz w oczach celnika, pan Bronek skrócił to do:
– On przedtem nie wiedział.
Celnik zastanawiał się. Barnaba powoli tracił poczucie rzeczywistości. Powtarzał sobie cicho:
– Jestem, żyję, świat jest racjonalny. Nazywam się Barnaba. Mam czterdzieści osiem lat.

Celnik spytał pana Bronka: – Co on mówi?
Pan Bronek spytał Barnaby: – Co pan powiedział?
– Powiedziałem, że nawet bułek już nie będę przewoził.
Pan Bronek wnerwił się i przetłumaczył:
– On już nie będzie.
Celnik podniósł chleb w górę, wskazał nań palcem i z wysiłkiem powiedział:
– Kleb... niiii. – I włożył chleb z powrotem do torby. Barnaba wyjąkał:
– Yessss, No.

Celnik spojrzał na Barnabę, podniósł prawą dłoń w znaku Solidarności, powiedział: „Lalesa”, i odszedł. Pan Bronek przetłumaczył automatycznie: „Wałęsa”. Barnaba powiedział do pana Bronka:
– Niech pan mnie zapyta, ile ja mam lat.
– Ile pan ma lat?
– Czterdzieści osiem, i nawet nie wiem, że jedzenia nie wolno wwozić do Ameryki – powiedział Barnaba.

Ku uldze pasażerów z delikatniejszym powonieniem Barnaba wysiadł z furgonetki przed Nowym Jorkiem, w miasteczku Plattsburg, koło oświetlonego McDonalda. Stąd telefon do żony w odległym o pięć mil domu miał zapewnić mu transport. Telefon był zajęty, tak teraz, jak i piętnaście minut później. Barnaba wciągnął bagaż do McDonalda i czekał przy kawie. Kolejna próba telefoniczna się powiodła. Wracając od telefonu, Barnaba poczuł znajomy zapach likieru na wiśniach. Nie zdziwiło go więc, że ludzie przy sąsiednim stoliku rozmawiali o zapachach.

Żona Barnaby przyjechała i powiedziała:
– Co za dziwny zapach w tej restauracji. Ale nie o tym chcę mówić. Nie zadbałeś o podręczną torbę i zbiłeś likier na wiśniach.
– Właśnie – powiedział Barnaba.
– Co własnie?
– To właśnie stąd ten zapach. Ale skąd ty wiesz o tym?
– Właśnie skończyłam rozmowę telefoniczną z Ninką. Przekażę ci tylko jej konkluzję tyczącą się twojego sposobu transportowania likieru. Powiedziała: „tacy ludzie jak twój mąż nie powinni być wpuszczani na lotniska, szczególnie w piątki, trzynastego”. Określiła cię także jako „powietrznego terrorystę”. – Tu żona przerwała na chwilę, aby powiedzieć:

– Chcę ci zadać pytanie.
– Wiem, o co chcesz mnie zapytać – powiedział Barnaba. – Chcesz mnie zapytać, ile mam lat.
– Skąd wiesz? Jak zgadłeś?
– Bo wiem – powiedział Barnaba. Coś musiało być w jego głosie, bo sąsiedzi przerwali rozmowę o zapachach.

– Mam czterdzieści osiem lat i nawet nie wiem, jak przewozić likier na wiśniach – powiedział Barnaba i wreszcie głęboko odetchnął. 

       KONIEC PREZENTOWANEJ W 40 ODCINKACH KSIĄŻKI 
                 "JAKŻE PIĘKNIE ONI NAMI RZĄDZILI"

 Jeśli odcinek podoba Ci się i chcesz mi o tym powiedzieć - kliknij na Facebooku na "Lubię to" albo dodaj komentarz na blogu. Sprawisz mi tym przyjemność.

Jeśli masz ochotę dodać komentarz - spójrz w dół, na koniec postu. Tam jest miejsce na komentarze. Możesz też użyć tych maleńkich kwadracików na dole bloga do udostępnienia na Facebooku, Twitterze czy G+.

                          Kolejne opowiadanie za tydzień.

Jeśli chcesz przeczytać inne opowiadaniu Festynu - wróć do góry, do początku opowiadania i spójrz na prawą stronę ekranu - tam dostrzeżesz Archiwum Bloga. Klikając na wyszczególnione miesiące uzyskasz dostęp do wszystkich dotąd opublikowanych opowiadań.

Znajdziesz mnie i te opowiadania także na Facebooku (Andrzej Olas). Najlepiej dołącz do grupy Festyn Opowiadań (w okienko szukaj na Facebooku wpisz Festyn Opowiadań). Polecam to, bo w grupie zamieszczone są wyłącznie linki do opowiadań Festynu - jest to więc łatwy do przeglądania interaktywny spis rzeczy.

Opowiadania festynu są też od niedawna na twitterze. Szukaj tam mnie: Andrzej Olas, jeśli chcesz możesz włączyć mnie do osób obserwowanych.

Książka "Jakże pięknie oni nami rządzili" jest dostępna na przykład w EMPIKU.

Stowarzyszenie Dzieci Powstania Warszawskiego 1944 ma już swoją stronę internetową na Facebooku. Wpisz: @dziecipowstaniawarszawskiego .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz